VIII. Cudowny zbieg okoliczności

918 21 11
                                    

Isabelle

   O godzinie osiemnastej wychodzę z Willem, a między nami panuje niezręczna cisza. Odkąd dowiedziałam się, że Shane u nas zamieszka, mało co się do mnie odzywa. Z początku byłam wściekła, że nie powiedział ani słowa na ten temat, ale po kilku godzinach złość mi przeszła. Widziałam, że starał się odkupić swoje winy, ale nie miałam zbytnio czasu i chęci na wyjście z nim. Odkąd Davis pojawił się w naszym życiu, nasza relacja się poluźniła - nie mieliśmy dla siebie tyle czasu co kiedyś, a jak gdzieś wychodziliśmy, Shane dołączał do nas. Z początku bardzo mi to przeszkadzało, aż w końcu rezygnowałam ze wspólnych wypadów. Widzę po jego minie, że coś go dręczy. Znam go za dobrze, by tego nie zauważyć.

   – Co się z tobą dzieje? – pytam w pewnej chwili. Akurat zatrzymujemy się pod pizzerią. – Jesteś jakiś dziwny.

   – Często to od ciebie słyszę.

   – Doskonale wiesz, o co mi chodzi.

   – Nie, nie wiem – mówi, a potem zasiada przy jednym z wolnych stolików. 

   Siadam naprzeciwko niego, a dość miła kelnerka podaje nam menu. Widzę, że Will nie może oderwać od niej wzroku, co nie uchodzi uwadze rudowłosej. 

   – Po co mnie tu zaciągnąłeś? Widzę po twojej minie, że coś cię dręczy, więc zabranie mnie na pizzę ma jakiś ukryty cel. 

   – Jak ci się uczyło w kawiarni? – zadaje pytanie, nie odrywając wzroku od karty. 

   – Normalnie, a jak miało mi się uczyć? Doskonale powinieneś zdawać sobie sprawę, że obecność Shane'a nie sprzyja mojej nauce. Nauka w innym otoczeniu jest dobrym wyjściem – tłumaczę. 

   Czuję lekkie ukłucie w sercu, że okłamuję brata. Jednakże on też ma swoje tajemnice, które mają związek z moją osobą. 

   – Rozumiem – mruczy pod nosem.

   Patrzę na niego zdziwiona, ponieważ totalnie mnie ignoruje. Myślał, że się przed nim wysypię? Że przyznam się, że poszłam na spotkanie z jakimś chłopakiem? Tylko po to mnie zaprosił na pizzę? Nie moja wina, że Shane postanowił mnie kryć. Poradziłabym sobie bez jego pomocy, o ile można nazwać to jakąkolwiek formą pomocy. 

   – Wiesz co? Przeszła mi ochota na pizzę.

   Nie daję mu dojść do słowa, tylko wychodzę z budynku. Nie mam komu się wyżalić. Z Kirsten jestem śmiertelnie pokłócona, do Shane'a nie mam zamiaru się odezwać, więc został mi Caden. 

   Kilka minut zajmuje mi zdecydowanie się, czy aby na pewno do niego pisać. Co rusz otwieram i zamykam naszą konwersację, ponieważ cały czas się waham. Nie chcę go obarczać swoimi problemami, ale z drugiej strony jest obecnie jedyną osobą, która może mnie wysłuchać. 

   W pewnym momencie czuję, jak na kogoś wpadam, a tyłkiem ląduję na zimnej kostce brukowej. Spoglądam do góry, a moim oczom ukazuje się Caden we własnej osobie. 

   Cudowny zbieg okoliczności.

   – Nic ci nie jest? – pyta, podając mi rękę. Chwytam ją, nie chcąc dłużej siedzieć na na brudnym chodniku, a mam na sobie białe spodnie, niestety. – Sadząc po twojej minie i rozkojarzeniu, ktoś musiał zaleźć ci za skórę.

   Myślałam o tobie, ale lepiej, żebyś tego nie wiedział.

   – Mój brat się stał, ale nie chcę o nim rozmawiać. 

   – Aż tak źle? – śmieje się, a ja kiwam twierdząco głową.

   Może ten dzień nie skończy się tragicznie?

Nienawidzę cię kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz