XV. Zaczynam wariować

828 39 3
                                    

Isabelle

Kiedy dwadzieścia pięć minut później zajeżdżamy pod szpital, jestem kłębkiem nerwów. Staram nie pokazywać się stresu, który mnie ogarnia, ale czuję, że słabo mi idzie.

– Isabelle –wyrywa mnie z rozmyślań głos Willa. – Mówię do ciebie od pięciu minut, a ty mnie nie słuchasz?

– Hm?

– Nieważne – mówi zrezygnowany.

– Przepraszam, ale zamyśliłam się. Powtórz, co mówiłeś.

Patrzę na niego jak kot ze Shreka, na co od razu mięknie.

– Mówiłem, że nie musimy czekać bezczynnie przed szpitalem, bo Shane dostał wypis wcześniej.

– To dobrze – stwierdzam. 

– Rozmawiałem z mamą – odzywa się po chwili ciszy. – Wraca za dwa tygodnie.

Prycham po nosem.

– Nie musi wracać – oznajmiam zdenerwowana. – Jakoś sobie radziliśmy bez niej w domu, ale najwidoczniej znudziła jej się ta cała szopka. 

– Dlatego we wtorek pojedziemy do babci. Wszyscy nie mamy wtedy zajęć, a Shane nie ma terapii, więc termin idealny. Dzwoniłem już do niej i nas zapowiedziałem.

– Super.

Kiedy mam odpinać pasy, z budynku wychodzi Shane rozmawiający przez telefon. Oddycham z ulgą, gdy wsiada do samochodu, nadal mając urządzenie przy uchu. Dzięki siedzeniu z przodu mogę obserwować go w lusterku z nadzieją, że tego nie zauważy. 

– Dzięki, że po mnie przyjechaliście – mówi, chowając komórkę do kieszeni spodni. 

– Od tego są przyjaciele – odpowiada mu Will, na którego słowa delikatnie się uśmiecham.

Przyjaciele.

– Wiem i doceniam.

Około dziesięć minut później zatrzymujemy się pod supermarketem, do którego chciał wstąpić mój brat. Shane stwierdza, że jest zbyt zmęczony na chodzenie po sklepie, a ja? Ja chcę mu dotrzymać towarzystwa.

– Wszystko w porządku? – Między zagłówkami pojawia się głowa Shane'a. – Jesteś strasznie zamyślona.

Tak, myślę o tobie i o tym, co napisałeś w zeszycie.

– Wydaje ci się. 

– Isabelle – wypowiada moje imię poważnym tonem. 

Przewracam oczami tak, aby nie widział, ale orientuję się, że wszystko dostrzega w lusterku. 

– Jestem tylko zmęczona – kłamię, nie patrząc mu w oczy ani przez chwilę.

– Na pewno? – pyta troskliwym głosem, na którego dźwięk robi mi się ciepło na sercu.

Miło, że się o mnie martwi. 

– Na sto procent.

Odwracam wzrok w jego stronę, posyłając mu delikatny uśmiech. Będąc blisko niego, zauważam spojrzenie, którym nigdy mnie nie obdarował, spojrzenie pełne uczucia oraz szczerości. A może ja nigdy tego nie zauważałam lub nie chciałam zauważyć.

– Idzie Will.

Shane wskazuje na blondyna palcem, po czym cofa się na swoje miejsce. Spoglądam na brata i zamieram, widząc osobę idącą za nim w oddali.

– O Boże – szepczę, przykładając dłoń do ust. – Dlaczego, kurwa?

– Isabelle, co się dzieje? – pyta mój brat, zajmując miejsce kierowcy. 

Nienawidzę cię kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz