Słońce ponownie zawitało na Baker Street. Johna obudziło granie na skrzypcach. Melodia była płynna i miał wrażenie jakby dźwięki się rozpływały. Nieco zaspany wstał by ujrzeć grającego Sherlocka, który najpewniej przywita go irytującym zachowaniem.
-Ładna melodia. Coś nowego? - Sherlock momentalnie przerwał słysząc słowa Johna, pośpiesznie zabierając nuty.
-Mówiłeś coś? - zapytał zdyzorientyowany
-Pytałem się czy to twój nowy utwór. Ładnie brzmi. - powiedział lekko zdziwiony John
- Aa tak. Napisałem nie dawno. - rzekł zmieszany Sherlock
- Niedawno? Czyli kiedy? - spojrzał pytająco na Sherlocka
- W nocy. - stał lekko spięty odkładając nuty.
- Jesteś niemożliwy Sherlocku. - powiedział John śmiejąc się przy tym.
- A ty niespostrzegawczy. - prychnął detektyw
---
Sherlock przez 5 godzin ciągał blondyna po miejscach zbrodni w poszukiwaniu jak to mówił - „czegoś NIE nudnego". John miał zdecydowanie dosyć przyjaciela i udał się na Baker Street. Nieco później przeszedł tam również zdyszany Sherlock.
- Mam. - wydusił z siebie, ciesząc się jak dziecko.
- Ale co masz? - siedział na fotelu czytając gazetę.
- Znalazłem mordercę, John! Tego z 2 sprawy. - był bardzo podekscytowany.
- Ty chyba nie myślisz że pójdę, szukać z tobą mordercy w taką ulewę? - John przeniósł wzrok na szybę. Za oknem rzeczywiście padał bardzo gęsty deszcz. Jedna kropla po drugiej spływała po oknie w błyskawicznym tempie jakby się ścigała. Wzdrygnął się na myśl o tym że ma wyjsść na chłodne i wilgotne powietrze.
- John, to przecież tylko deszcz. - detektyw był bardzo zirytowany człowieczeństwem Johna. Uważał że pogoda nie powinna przeszkodzić w dokonywaniu planów. Ach ci ludzie - pomyślał
-Nie! - nadal siedział coraz bardziej oburzając się na przyjaciela.
Zrezygnowany brunet opuścił w pośpiechu mieszkanie, dedukując przy tym z pani Hudson. „Jak zwykle umawia się z kimś nieodpowiednim". Przewrócił tylko oczami i w mgnieniu oka już wsiadał do taksówki.
---
John stał w kuchni popijając szklankę wody i rozmyślając o przyszłych planach. Nagle drzwi mocno huknęły a za nimi pojawił się mokry do suchej nitki detektyw.
- Sherlock? - stał przyglądając się przyjacielowi.
- Uciekł mi. Prawie go miałem. - rzekł zrezygnowany brunet.
- Zostaw to dla Scotland Yardu, oni na pewno go złapią - pocieszył Sherlocka - A ty się przebierz. - I wskazał na ociekającą wodę z przyjaciela.
Detektyw ruszył do swojego pokoju narzekając przy tym na policję, przebrał się i po wielkich prośbach Johna położył się spać.
---
Blondyn nie mógł zasnąć. Poszedł do kuchni by ukoić organizm szklanką wody. Gdy chciał iść do swojego pokoju by ponowić próbę zaśnięcia, postanowił jednak zajrzeć do Sherlocka. Uchylił lekko drzwi do jego pokoju i zobaczył że światło jest zgaszone. Już chciał zamknąć drzwi ale usłyszał cichy głos.
- J-john? - powiedział drżącym głosem brunet.
- Tak? - stał nadal trzymając drzwi.
- Z- zimno m-i - John otworzył całkowicie drzwi i zapalił lampkę nocną detektywa.
Ujrzał upatulonego przyjaciela, który cały drżał z zimna. Jego twarz była bardzo blada. O wiele bardziej blada niż zwykle.
- Dobrze się czujesz Sherlock? - stał zmartwiony nad przyjacielem.
- N-ie. Z-zimno mi. - na te słowa zawinął się jeszcze bardze w swoją kordłę.
Blondyn podszedł do detektywa lekko przychylając się nad nim i przyłożył swoją dłoń do czoła drżącego Sherlocka.
- Jestes cały rozpalony. - wydusił John. - Masz gorączkę.
Poszedł szybkim krokiem do łazienki i wziął ręcznik namoczywszy go wcześniej wodą. Delikatnie położył wilgotną ścierkę na czoło przyjaciela zbierając przy tym ciemne loki z twarzy.
- Mogłem chociaż z tobą pójść i cię upilnować. - wzdychał John.
Po zmierzeniu temperatury niemylący się nigdy licznik wskazał 40 stopni. John pośpiesznie chwycił telefon.
- Zabieramy cię do szpitala. - wyjaśnił zdenerwowany stanem przyjaciela.
- John- n-nie rób tego. - wykrzyknął brunet.
- Nie ma mowy. Masz bardzo wysoką gorączkę, a moim obowiązkiem jest zajęcie się tobą.- wytłumaczył bezmyślnemu brunetowi.
- Jo-hn proszę zajmij się mną tutaj a nie w szpitalu - nie widząc odpowiedzi dodał jeszcze, wiedząc jak trafić w słaby punkt blondyna - Proszę!
Magiczne słowo z ust detektywa wystarczająco przekonało Johna do zaopiekowania się przyjacielem w domu. Przyniósł i podał leki, zmienił ręcznik, a po tym usiadł obok łóżka przyjaciela.
- John? - wydusił z siebie zmęczony brunet.
- Tak? - wstał błyskawicznym ruchem wystraszony i zmartwiony bloger.
- Mógłbyś położyć się obok mnie? - zapytał bardzo niepewnie detektyw.
Sherlock nie musiał czekać na odpowiedź. John szybkim ruchem weszedł na łóżko i usadowił się tak by nie przeszkadzać przyjacielowi. Zastanawiał się chwilę, dlaczego brunet o to go poprosił, ale pomyślał, że Sherlock majaczy i nieświadomie zasnął.
___
Mam nadzieję że podoba wam się pierwsza część tej opowieści. Nie ukrywam że jest to moje pierwsze. Bardzo chętnie poznam wasze uwagi jeśli takie macie i życzę wam miłego dalszego czytania.
CZYTASZ
Początek czegoś wielkiego || Johnlock || Sherlock x John ||
Fiksi PenggemarNormalność znowu zawitała do Baker Street, a John i Sherlock zaczęli odczuwać niezwyklą więź, która otaczała ich nawzajem. To ciepło kiedy jesteśmy w domu po ciężkim dniu. W naszym spokojnym i komfortowym miejscu. To właśnie uczucie doświadczali chł...