cinco

156 8 1
                                    

Ojciec aurory podłapał to spojrzenie i również na mnie spojrzał. Jego wzrok był nieprzyjemny, byłam przekonana, że właśnie mnie oceniał. negatywnie. no dobra może to, ze smierdze fajkami nie jest dobrym pierwszym wrażeniem w tak wykwintnym domu, ale to nie powód do tego by o cokolwiek mnie oskarżać. nie ma do tego podstaw.

-po pierwsze, w tym domu sie nie pali. - powiedział ostrym głosem.

-nie paliłam w domu, tylko na tarasie. - odpowiedziałam opryskliwie. chyba powinnam byc milsza.

-powiem wprost, pokaz mi swój portfel i kieszenie.

-słucham? - zapytałam unosząc brwi w górę. nie wierzyłam w to co słysze, czy on serio myśli, ze go kurwa okradłam.

-słyszałaś, pokaz kieszenie.

-co pan sugeruje?

-słuchaj, nie bede sie z toba kłócić, pokazuj kieszenie. - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany mężczyzna

-to nie koncert życzeń, a ja nie jestem złodziejką - starałam sie zachować kulturalny ton.

Mężczyzna to zignorował i podszedł do moich rzeczy, wziął mój plecak i wysypał cała zawartość na podłogę. Wypadły dwa zeszyty, podręcznik do matematyki, fajki, ładowarka i portfel. Wtedy do pokoju weszli zdezorientowani brat aurory i pedro.

-co sie dzieje? - zapytał gavi.

Siwy mężczyzna nie odpowiedział,chwycił za portfel a ja ruszyłam by mu go odebrać. Nie ukradłam jego pieniędzy, miałam tam jedynie pieniądze, które miałam dac mamie na czynsz. Akurat pięćset złotych.

-oooo wiec tu sie schowały moje pieniądze! - krzyknął wyraźnie zadowolony ze swojego dochodzenia mężczyzna. - mogłem sie tego spodziewać po ludziach twojego pokroju.

-ludziach mojego pokroju? - zapytałam patrząc na mężczyznę z pogarda - to ze jestem z ubogiej rodziny nie znaczy, że kradnę.

-tak wiec skad masz tyle pieniędzy? - zapytał noszlancko.

-zarobiłam? - czułam narastającą we mnie irytację. za kogo on sie kurwa uważa.

-sprzedawanie sie to nie zarabianie. - aż otworzyłam buzie zszokowana tym co właśnie usłyszałam. dorosły mężczyzna, sugeruje sie bezpodstawnymi plotkami.

Spojrzałam na adriana i skrzyżowałam z nim spojrzenie, zauważyłam, ze gavi i pedri mieli te same miny co ja. Miarka sie przebrała, nie bedzie mna pomiatać jakiś randomowy bogacz.

-Tak sie składa, ze w przeciwieństwie do pana nie mam syna, który utrzymuje cała moją rodzine i poszłam do pracy uczciwie zarabiając te pieniądze. - teraz to jego żuchwa opadła w dół a oczy wszystkich tu zebranych otworzyly sie szerzej. Tylko adrian wydawał sie byc zadowolony moimi słowami.

-słucham? - zapytał urażony mężczyzna.

-słyszał pan. - uśmiechnęłam sie pogardliwie.

-nie bedziesz mnie obrażać w moim wlas... - nie skończył bo mój przyjaciel wszedł mu w zdanie.

-Diana nie jest złodziejką, zarobiła te pieniądze i nie ma pan prawa jej ich zabrać, w dodatku nie ma pan dowodu na to ze to akurat ona je wzięła i sa to pana teorie wyssane z palca. Niech pan najpierw poszuka winnych wokół siebie.

-aurora, czy ona wychodziła z tego pomieszczenia podczas gdy robiliscie te zdjecia? - zwrócił sie do córki.

-raz, mowila ze idzie do toalety, dosc długo jej nie było. - spojrzałam na nią z miną typu o co ci kurwa chodzi.

you know me || pedri goznalezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz