– Do diabła! – Cerelia zaklęła pod nosem, próbując wyciągnąć sobie spomiędzy pośladków drapiący szew spodni.Było to niezwykle trudne, biorąc pod uwagę fakt, że wynajęty powóz był ciaśniejszy, niż pokój łaziebny jej służącej, Sary. A do tego Edmund zajmował więcej, niż połowę miejsca. Jak zwykle się rozpychał. Łypnęła na niego groźnie, rozpaczliwie grzebiąc w tyłku.
– Chryste, Cerelio – westchnął przyjaciel – tylko mnie potem nie dotykaj. – Wzdrygnął się i odsunął, niemal wybijając barkiem pobrudzoną szybkę w okienku.
Cerelia wyciągnęła dłoń i próbowała pacnąć nią w twarz Edmunda, ale ten walecznie i skutecznie z nią walczył. W końcu powóz zatrzymał się i woźnica zastukał niecierpliwie w deskę rozdzielającą go od pasażerów.
Edmund wygramolił się ze środka, a Cerelia zgrabnie wyskoczyła za nim. Powinna zmienić spodnie. Od jakiegoś czasu czuła dość nieprzyjemne naciąganie szwu na pośladkach. To prawda, może nieco jej się przytyło ostatnimi czasy, może zjadła za dużo cytrynowych babeczek, ale wydawało jej się (przynajmniej do dzisiaj), że ma wszystko pod kontrolą.
Cóż, najwyraźniej nie miała.
Bo o ile męskie bryczesy, marynarka, surdut i kapelusz skutecznie maskowały jej kobiecą sylwetkę, to miękkie, jedwabne pantalony wyszywane różowymi koronkami mogły nieznacznie deprymować widza i wprowadzać go w niejaki dysonans. Było już jednak za późno, żeby wracać do domu. Edmund miał nietęgą minę i mamrotał coś pod nosem.
– Mam złe przeczucia co do tego wszystkiego.
– Że pękną mi spodnie? – rzuciła wesoło. – Będziesz mnie osłaniał.
– Twoja niefrasobliwość nigdy nie skończy mnie zadziwiać, Cerelio – mruknął. – Chcę ci tylko przypomnieć, że wraz z twoją całkowitą dyskredytacją w towarzystwie, idzie też moje dobre zdrowie i życie. Twój ojciec mnie rozstrzela.
– Marny z niego strzelec. – Puściła mu oczko.
Cerelia bardzo chciała poprawić sobie dzisiaj nastrój i przez całe popołudnie myślała o tym jak to zrobić. Tak bardzo cieszyła się na wyjazd do Moon House, a okazało się, że w ostatnim momencie ten przeklęty Islay odwołał wycieczkę. Oczywiście, że była niepocieszona, ale postanowiła się tym nie przejmować – przecież nie miało sensu martwienie się czymś na co nie ma się wpływu, prawda?
Przeszła przez próg klubu dla dżentelmenów. Jak zawsze uderzył ją smród dymu i alkoholu. Edmund podał lokajowi laseczkę do podpierania. Przeszli przez korytarz i stanęli w drzwiach salonu do gry w wista. Jedno spojrzenie wystarczyło, by Cerelia zlokalizowała odpowiedni stolik.
Ulbrook i Blackwood byli niezbyt dobrymi graczami, za to dość majętnymi. A do tego pijanymi. Cudowne połączenie. Pogwizdywała sobie wesoło, zawadiacko uchylając kapelusza i idąc trochę krzywo, bo przecież ten przeklęty szew zaraz wypali jej dziurę w...
– Panie Stones! – zawołał wicehrabia Ulbrook, klaszcząc w dłonie. – Proszę, proszę. Proszę tu usiąść! – zachęcił. – I pan, baronie – zwrócił się do Edmunda.
Krupier skinął im głową na powitanie. W saloniku tłoczyło się od dżentelmenów. Większość z nich lubiła Cerelię, a raczej jej alter ego, więc otoczyli jej stolik ciasnym wianuszkiem.
Cerelia usiadła twarzą do drzwi, skąd miała doskonały widok na wchodzących i wychodzących. Lubiła mieć wszystko pod kontrolą, więc z uwagą rozglądała się po zgromadzonych.
– Mam zamiar przegrać dziś mnóstwo pieniędzy – powiedział z uśmiechem Blackwood.
– To dobrze się składa – odparła Cerelia, chytrze zagryzając koniuszek języka.
CZYTASZ
Szkarłatny mrok [18+]
RomanceDruga część cyklu "Szkarłatny arystokrata". Szerszy opis fabuły pojawi się już niedługo!