7. Ten, w którym Cerelia doświadcza magii.

224 22 6
                                    

Cerelia z niepokojem zerknęła na swoją pokojówkę, która badawczo łypała na nią jednym okiem. Od niepamiętnych czasów toczyły między sobą boje – cóż, Cerelia była tym typem panny, przed którym pierzchało większość pokojówek, a Sara była pokojówką, której żadna szanująca się dama nie chciała trzymać w swoich pokojach. W takim układzie był to więc przepis na katastrofę.

I nic w tym dziwnego, skoro Sara nie przywiązywała większej wagi do stanu włosów i cery swojej podopiecznej. Kompletnie też nie dbała o garderobę panienki, co wynikało z jej wrodzonej gnuśności i lenistwa.

Problem nasilał też fakt, że Cerelia absolutnie nie była kanoniczną pięknością. I miała tego pełną świadomość, zwłaszcza kiedy siedziała przed toaletką tak blisko lustra, że nosem dotykała jego powierzchni. Co prawda, twarz miała bladą, w zasadzie porcelanową i to stanowiło właściwie jej jedyny atut. Soczyście zielone oczy okolone długimi, grubymi rzęsami traciły natomiast urok pod nierówno zarysowanymi brwiami. Nos też miała zadarty, a do tego mnóstwo piegów na kościach policzkowych, bo często zapominała o kapeluszu. A jeśli chodziło o jej piersi... Dla każdego gorsetu były wyzwaniem, choć szczerze mówiąc, Cerelia szczególnie się tym nie przejmowała.

Niewielki biust i nieco chłopięca sylwetka stanowiły wszakże atut, gdy nocą przemykała z Edmundem po londyńskim świecie dżentelmenów. Teraz jednak, gdy zaplanowała sobie, że czas już, by zaczęła rozglądać się za kandydatem na męża, zrozumiała, że to co nie miało dla niej znaczenia, stanowiło jednak jej wady w oczach dżentelmenów.

Nie żeby chciała mężczyzny, który zwracałby uwagę na jej niedoskonałości, ale czasem trudno jej było trzymać głowę wysoko, gdy zewsząd otaczały ją nieprzychylne spojrzenia innych debiutantek i starszych matron. Najgorsze jednak były matki...

Cerelia wychowywała się bez hrabiny Laine, która zmarła, nim Cerelia skończyła kilka lat. Niezbyt dobrze ją pamiętała, może jedynie fakt, że włosy miały w identycznym odcieniu strąconego z drzewa kasztana, w jakiś sposób nie zatarł całkowicie wspomnień o hrabinie.

Cerelia więc dorastała bez rady matki. Nie znała wszystkich kobiecych sztuczek i nie miała kogo poradzić się w potrzebie. Wiedzę o sprawach alkowy czerpała zatem głównie ze spotkań z dżentelmenami, a te wywoływały w niej jedynie rumieńce i ciekawość. Potem sporo informacji zasięgnęła z podglądania zwierząt, głównie koni, a najmniej od Edmunda, który na samo wspomnienie rumienił się bardziej, niż ona.

A teraz doszło do tego to potworne rozczarowanie osobą Islaya. Pocałunek był doprawdy ohydny i na długi czas z pewnością wyrzuci jej z głowy chęć pogłębiania tych doświadczeń i badań.

– Czy jest panienka gotowa? – zapytała Sara, biorąc się pod boki jak to miała w zwyczaju.

Cerelia z jękiem zerknęła na łóżko i stojącą obok pomocnicę w osobie wystraszonej służącej. Na pościeli piętrzyły się trzy suknie. Każda przynosiła za sobą wspomnienia ogromnej niewygody.

– Zielona – zadecydowała.

– Zielona nie pasuje do oczu – zaprotestowała Sara.

– Madame Soiler mówiła co innego. Podkreśla ich kolor – nie ustępowała Cerelia.

– Zlewają się w bezkształtną plamę. Wiem, co mówię – sprzeciwiła się pokojówka i sięgnęła po żółte szkaradzieństwo.

Cerelia wzruszyła ramionami. Niezbyt znała się na modzie, a najmniej interesowała się sukniami. Wiedziała wszakże, w którym kolorze prezentuje się lepiej i żółty zdecydowanie nie plasował się w czołówce, ale nie miała nastroju na walki z upartą pokojówką. Podniosła się więc ciężko z krzesła i podeszła do grubego filaru łóżka.

Szkarłatny mrok [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz