Rozdział 5

833 26 2
                                    

Minęliśmy ochroniarzy i od razu za zakrętem, który wcześniej mijałam się zatrzymaliśmy. Chociaż to za dużo powiedziane, bo to on się gwałtownie zatrzymał, a ja uderzyłam twarzą w jego umięśnione plecy. Potarłam czoło wolną ręką, a on odwrócił się do mnie z miną jakby był zirytowany.

- Czego chcesz? - zapytał niby od niechcenia, puszczając mój nadgarstek, zakładając ręce na piersiach.

- Ja czego chcę? - prychnęłam i też skrzyżowałam ręce wbijając w niego gniewne spojrzenie. - To ty mnie tu zaciągnąłeś, więc jeśli to nic ważnego, to będę lecieć. - Uśmiechnęłam się sarkastycznie, odwracając się w przeciwnym kierunku.

- Czemu mnie śledzisz? - On pytał na poważnie? Z powrotem na niego spojrzałam, kompletnie zdezorientowana.

- Ja - wskazałam palcem na siebie - śledzę ciebie?! - Zaśmiałam się, wskazując na niego. - To ostatnia rzecz, na którą miałabym teraz czas i ochotę.

- A ta restauracja? - uśmiechnął się nonszalancko, opierając się bokiem o ścianę. - Wiem, że jestem przystojny i pewnie nie możesz o mnie zapomnieć, ale...

- Czy ty tak na poważnie? - moje brwi wystrzeliły tak wysoko, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie stykały się z nasadą włosów.

- Jestem nie tylko przystojny, ale i mądry- wyliczał dalej, poprawiając swoje czarne włosy - bogaty, inteligentny... - Nie dość, że dziwak, to na dodatek debil...

Otworzyłam szeroko buzię, nie z wrażenia, broń Boże, ale z szoku jak narcystyczny był ten facet. Podrapałam się po głowie i rozejrzałam wokoło, zastanawiając się jak uciec od tego aroganckiego typa z ego wyższym niż Wieża Eiffla. Najlepszym pomysłem jaki przyszedł mi wtedy do głowy, to był po prostu powrót do wyjścia i olanie Luke'a, modląc się, że to było nasze ostatnie spotkanie.

Odwróciłam się na pięcie, ostatni raz spoglądając na mężczyznę, który gapił się we własne odbicie w szybie. Wybałuszyłam oczy na ten widok, opuszczając z bezsilności ręce wzdłuż ciała. To było ewidentnie za dużo jak dla mnie na ten dzień. Udałam się korytarzem do bramek wracając myślami do planów na resztę dzisiejszego dnia. Pchnęłam szklane drzwi i wyszłam z firmy, w której miałam niedawno nadzieję pracować.

Włożyłam do uszu słuchawki, puszczając muzykę na spotify. Kierowałam się w stronę szpitala, bo doktor Lee napisał mi rano wiadomość z prośbą przełożenia wizyty na dzisiaj. Miałam jakieś dwadzieścia minut spaceru, co na razie mi nie przeszkadzało, ale ciemne chmury na niebie nie wyglądały obiecująco. Dopóki nie lało, było dobrze, słoneczko co chwilę się przebijało i było dosyć ciepło, więc miło się szło.

Przyłapałam się na uśmiechu, bo moje myśli zaczęły błądzić wokół Luke'a. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie o nim myślałam. Boże, Rose... Jakbyś nie miała lepszych rzeczy do roboty. Pokręciłam głową chcąc wyrzucić bruneta z głowy, co nawet chwilowo się udało.

Mijałam właśnie wejście do parku, a obok niego stała mała budka, do której podeszłam. Kupiłam sobie małą wodę niegazowaną, której wypiłam prawie połowę zawartości w kilku łykach. Przetarłam wierzchem dłoni mokre usta i z uniesioną brodą szłam dalej, będąc bardzo zdeterminowana do unikania myśli o... sami wiecie kim.

Wsłuchałam się w muzykę i tanecznym krokiem mijałam właśnie jakieś małe lokale, gdzie pojawiało się coraz więcej klientów. Większość przechodni wydawała się być jakaś zdenerwowana i widać było, że ludzie się gdzieś spieszyli. Wszyscy byli ubrani elegancko, mężczyźni w garniturach, kobiety w sukienkach i spódniczkach. Mijali mnie, kierując się w przeciwną stronę, niż ja. Niektórzy wsiadali do swoich nowych aut, które stały zaparkowane po drugiej strony ulicy i odjeżdżali z piskiem opon. Co był dzisiaj za dzień? Zwykły jesienny poniedziałek i jedyne co uważałam dzisiaj za wyjątkowego to to, że nie padało, bo jak na razie nic innego nie szło po mojej myśli.

Following my Destiny | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz