Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany.
William Shakespeare
W głowie odmawiam szybką modlitwę, zaciskając dłonie na fragmencie spódnicy. Oddech grzęźnie mi w piersi, gdy widzę Haydena Lannistera, martwego na swoim własnym krześle. W dodatku w swoim własnym domu, w miejscu, w którym człowiek powinien czuć się najbezpieczniej.
Jest mi ciężko. Czuję, że zaraz zwrócę kolację i zniszczę tym samym dywan, który tydzień temu prała moja matka. Ale dopiero teraz unoszę wzrok i skupiam go na Murphym, który stoi przede mną, całkiem skołowany. Nie porusza się. Przypomina pomnik, albo jakieś dzieło sztuki, które ktoś ukradł z muzeum i przyniósł tutaj. Nie widzę jego twarzy, jest do mnie odwrócony tyłem.
Mnie jest ciężko, a co dopiero jemu? To jego ojciec, jedyna osoba, która była dla niego rodziną. Jego matka zmarła przy porodzie, a teraz przydarzyło się... to. Morderstwo.Ruszam się z miejsca i niepewnie pochodzę do chłopaka, kładąc dłoń na jego ramieniu.
– Murphy, odsuń się – mówię, jednak jego wyraz twarzy pozostaje taki sam. Oczy ma utkwione tylko w jednym punkcie, a jego twarz robi się coraz bardziej bledsza. – Nie powinieneś na to patrzeć. Odsuń się, wyjdź na korytarz, ochłoń. Tak będzie dla ciebie lepiej.
Jestem świadoma tego, że może mnie nie słyszeć. Że moje słowa mogą nawet do niego nie dochodzić i tylko odbijać się od przeźroczystego muru, którym się otoczył. Murphy jednak odwraca w moim kierunku głowę. Wzdrygam się, gdy widzę na sobie jego puste spojrzenie. W życiu tak na mnie nie patrzył. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz, gdy chłopak nawet nie mrugnął.
Przełykam ślinę i kiwam głową na wyjście.
– Wiem, że to twój ojciec, ale wyjdź stąd, proszę.
Głos mi się łamie, a chłopak przez kilka kolejnych sekund wpatruje się wprost we mnie. Mam wrażenie, że jest w transie. Sunie spojrzeniem po reszcie zgromadzonych osób, a za chwilę znów odwraca się w kierunku Haydena.
– Ashton, weź go stąd – mówię do chłopaka, który jak wszyscy, jest skołowany. Stoi przed swoją matką, która zaciska dłoń na jego ramieniu. Jej palce bledną, co oznacza, że robi to naprawdę mocno. Wargi ma sine, a z oczu wypływają jej łzy. Płacze i chlipie pod nosem, powoli rozumiejąc, że straciła brata.
Ashton unosi na mnie wzrok i kiwa głową, sięgając powoli w stronę dłoni swojej matki, by móc ją spuścić. W tej samej chwili, Murphy rusza się z miejsca i przepycha się przez ludzi, wychodząc na korytarz. Chwieje się, dlatego decyduję się za nim wybiec, by nie zrobił sobie krzywdy.
Kiedy jednak dochodzę do wyjścia z gabinetu, staje w nim Henry Van Hugs. Oczy ma lekko zmrużone, jakby światło w pokoju go raziło, a źrenice lekko rozszerzone. Musiał pił. Dopiero po chwili dostrzegam w jego dłoni szklankę z końcówką złotego płynu.
– Co to za hałasy? – pyta i uśmiecha się do mnie sztucznie, kładąc dłoń na moim barku, by przesunąć mnie w bok.
Sama się odsuwam i strzepuję jego rękę z mojego ciała. Gdy Henry jest już w gabinecie, zamiera. Nie widzę go dokładnie, jednak słyszę, jak szklanka upada na podłogę i rozbija się na drobne kawałeczki. To upewnia mnie w przekonaniu, że również doznał szoku.
Nie znam jego historii. Wiem o nim niewiele i zapewne tyle samo co Ashton. Murphy nie mówił nam o nim, a sami nie pytaliśmy. Uważaliśmy go za kolejną osobę w rezydencji, która spędza w niej większość swojego czasu. A Henry jest współwłaścicielem firmy Haydena, dlatego nie dziwi mnie to, że przebywa w tym miejscu tak często, jakby było już jego domem.
CZYTASZ
BURN - czego nie spalił ogień
Fiksi RemajaAnglia, lata dwudzieste. Na dworze Lannister nigdy nie było spokoju. Wpierw były to tylko szmery, spowodowane samym wyglądem rezydencji. Jednak po nagłej śmierci Mary Lannister, ludzie zaczęli nazywać to miejsce "nawiedzonym dworem". Uważali, że ści...