24. Cały mój świat

45 4 13
                                    

Położyłam koszyk na trawie i próbowałam wyjąć z niego koc, który leżał na samym dnie, gdy nagle z zza krzaków ukazała się postać wysokiego, umięśnionego chłopaka.
Wszędzie poznam tę sylwetkę.
Tylko, że teraz nie chciałam jej widzieć. Alex przyszedł przed czasem i nie zdążyłam nic zrobić.

-Hej, Carmen.-powiedział cicho stając koło mnie z laurką w ręku.
-Alex... Przyszedłeś za wcześnie. Chciałam zrobić ci niespodziankę...

Chłopak uśmiechnął się i stanął naprzeciw mnie.

-Nie musisz nic dla mnie robić, Carmen.
-Wszyscy dali ci jakieś drogie prezenty. Każdy dał coś od siebie, a ja...
-A ty dałaś mi najsłodszą laurkę, jaką kiedykolwiek widziałem.-zaśmiał się.

Spojrzałam poirytowana na chłopaka. Nie to dla niego zaplanowałam.

-Naprawdę chciałam zrobić ci mini niespodziankę.

Chłopak spojrzał na koszyk jedzenia i innych rzeczy, który trzymałam w ręku.

-Chodź.-powiedział i złapał mnie za rękę.
-Gdzie idziemy?
-Niespodzianka.
-Ale to ja miałam zrobić ci niespodziankę, Alex.
-Teraz ja przejmuję inicjatywę.-zaśmiał się uroczo.

Udaliśmy się do czarnego Lamborghini.

-Zapnij się.
-Gdzie jedziemy?-powiedziałam po zapięciu pasów.
-Tam, gdzie chciałem zabrać cię już od bardzo dawna.

Trochę nie zrozumiałam, o czym mówi. Ułożyłam się wygodnie w fotelu i patrzyłam na światła posiadłości mieszkańców Phoenix jadąc przez miasto.
Wyjechaliśmy z miasta i jechaliśmy jeszcze 15 minut.

-Gdzie jesteśmy?-zapytałam wyjmując koszyk z jedzeniem z samochodu.
-Na twojej wymarzonej randce.

Popatrzyłam na niego niezrozumiale.

-Czy Noah powiedział ci coś dziwnego?
-Nie, a co miałby powiedzieć mi Noah?-spytał.
-Nic.

Weszliśmy na ogromne wzgórze, na którego szczycie zobaczyłam drzewo. Nie takie zwykłe drzewo. Konkretnie wierzbę.

-Niestety nie zabiorę cię teraz na drugi koniec Stanów do twojej, jedynej wierzby, ale starałem się szukać równie pięknej, jak tej z twoich opowiadań.

Stanęłam pod wierzbą na szczycie tego pagórka. Jest podobny trochę do tego z mojej nieudanej randki z Alexem, tylko że na szczycie tego jest piękne drzewo. Prawie tak piękne jak moja wierzba.

Patrzyłam przed siebie na wzgórza wokół Phoenix. Było już po 22:00, ale księżyc świecił tak jasno, że wszystko dokładnie widziałam. Ta cała Arizona chyba nie jest jednak taka zła jak myślałam. Mieszkam tu już kilka miesięcy i jest mi tu całkiem dobrze.

Blondyn wziął z mojej ręki koszyk, wyciągnął z niego koc i rozłożył go na ziemi.
Ja wciąż patrzyłam przed siebie zamyślona.

-Ej, Carmen, siadasz w końcu?-wyrwał mnie z zamyślenia.

Odwróciłam się i usiadłam obok chłopaka.

-Może być?
-Ale co?
-Ta wierzba.
-Aaa, tak.
-Coś się stało? Jesteś jakaś nieobecna.
-Nie wiem. Po prostu myślę nad tym wszystkim.
-Nad czym?
-Nad swoim życiem.

Wzięłam głęboki oddech. Czułam się jakoś tak dziwnie, a głowa cała zapełniła mi się niepozytywnymi myślami.

-Co się dzieje, Carmen?

Popatrzyłam na chłopaka i pokazałam wymuszony uśmiech.

-Nic. Po prostu dziwi mnie fakt, że jeszcze do niedawna mieszkałam w skromnym domku i nie miałam przyjaciół, a teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej.
-Inaczej, czyli lepiej czy gorzej?
-Raczej lepiej, ale bywa różnie.
-Oh Carmen. Chcę żebyś czuła się w tym domu jak najlepiej. To też twój dom. Nie jesteś tylko córką personelu.
-Właśnie, że jestem.
-O czym ty mówisz?
-To straszne, że przeze mnie Olivia ci grozi.
-Co ma do tego Olivia?
-To, że przeze mnie masz problemy. Gdyby mnie tu nie było, to byłoby lepiej.
-Carmen, przestań tak mówić.
-Ale czego ty nic nie rozumiesz Alex? Właśnie uświadomiłam sobie jak bardzo cię lubię. Nigdy nie miałam nikogo takiego jak ty. Nigdy nie miałam przy sobie kogoś, przy kim czułam się tak bezpiecznie i chciałam spędzać z nim każdą wolną minutę. Nigdy, rozumiesz? Przeprowadziłam się do jakiegoś wielkiego domu i poznałam ciebie. Wtedy mój świat przewrócił się do góry nogami. Zmieniłeś w nim wszystko, wiesz? Zmieniasz mnie...

Głos mi się załamał, a po policzku spłynęła mi łza. Chłopak patrzył na mnie i nic nie mówił.

-Ja nie mogę tak żyć Alex. Bardzo cię lubię, ale nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy. Nie sądzisz, że takie ukrywanie naszej znajomości przed twoimi rodzicami i znajomymi nie jest nie w porządku? Przecież nie będziemy robić tak w nieskończoność, kiedyś to się skończy. Może lepiej zakończyć to teraz? Zanim my... zanim po prostu będę lubić cię jeszcze bardziej. Twoim rodzicom się to nie podoba, a ich zdanie w tym domu jest najważniejsze.
-Carmen, ich zdanie nie jest w ogóle znaczące.
-Właśnie, że jest. Zanim się przeprowadziliśmy rodzice kazali mi nade wszystko słuchać właśnie ich.

Popatrzyłam blondynowi głęboko w oczy. W smutne, zielone oczy, które patrzyły na moje również zimne teraz oczy. Coś we mnie wygasło. Coś podpowiedziało mi, że muszę ruszyć, w którąś stronę. Do przodu albo do tyłu. Wybrałam tył. Nie ruszę do przodu, bo nie potrafię zaryzykować. Nie umiem.

-Carmen...
-Ja cię...ja cię bardzo lubię Alex, ale nie możemy już tak robić.-przerwałam.-Ja nie chcę tkwić w takiej dziwnej relacji, która przynosi tobie więcej szkód niż pożytku. Tak będzie dla ciebie lepiej. Twoi rodzice mają rację. Nie uganiaj się za dziewczynami, które są dla ciebie nieodpowiednie.

Oczy Alexa zrobiły się szklane. Ciężko mi sie patrzeć w jego załzawione oczy. To boli bardziej niż wszystkie moje rany kiedyś.
Spuściłam głowę w dół przecierając ręką lekko mokry policzek.

-Zawieziesz mnie do domu? Powinnam już pójść spać.
-Oczywiście.-powiedział tak cicho jak tylko mógł.

Wzięłam do ręki koc i udaliśmy się w stronę samochodu. W tę piękną, ciepłą, jasną noc stało się coś czego się nie spodziewałam. Nie wiem dlaczego to wszystko powiedziałam. Zależy mi na nim i nie potrafię go już więcej krzywdzić.

Szliśmy i jechaliśmy do domu w głuchej ciszy. Tak cichej i strasznej jak jeszcze nigdy. Wręcz słyszałam bicie mojego serca. Nasze głowy zapełnione były okropnymi myślami.
Chłopak jak zawsze odprowadził mnie do drzwi.

-Przepraszam cię Alex. Za każde moje okropne słowo.-powiedziałam i zaczęłam płakać.- Ja nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie cholernie ważny. Jesteś częścią mnie. Częścią, której szukałam całe swoje życie, przez które samej ciężko mi przejść. Każdego dnia podnosisz mnie i dajesz mi nadzieję na nowy piękny dzień.
-Ty też jesteś dla mnie strasznie ważna Carmen.
-Ja przepraszam.-zapłakałam.- Ja nie chciałam zepsuć ci urodzin, ale ja musiałam ci to powiedzieć. Jestem tchórzem. Wolę uciec, niż zaryzykować. Przepraszam Alex.

Chłopak podszedł do mnie i objął mnie.
Tak jakby to miał być nasz ostatni uścisk. Trzymał mnie tak mocno jakby wiedział, że już nigdy więcej tego nie zrobi.
Chyba ostatni raz zatopiłam się w kojących ramionach tego pięknego chłopaka.
Tego chłopaka, którego bliskości najbardziej potrzebuję.
Ale nie daję rady żyć nad przepaścią.

-Jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Jesteś dla mnie całym, moim światem, Carmen.
Zawsze będę na ciebie czekał. Jeżeli kiedyś zmienisz zdanie i zechcesz jednak zaryzykować, ja zawsze będę dla ciebie.

Po policzkach chłopaka spłynęły łzy. Chyba pierwszy raz widzę jego prawdziwy płacz.

-Przyjeżdżając tutaj, to ty zmieniłaś moje życie. Pokazałaś mi wersję siebie, której jeszcze nie znałem.

Odsunęłam się od chłopaka i przyszła pora wracać.
Popatrzyłam mu głęboko w oczy. Jakby to miał być ostatni cholerny raz.
Popatrzyłam i odwróciłam się. Nie miałam siły już na niego patrzeć. Ten smutny wzrok bolał bardziej niż wszystkie możliwe fizyczne blizny jakich można dostać.
Odwróciłam się i uciekłam do pokoju.

Straciłam właśnie najważniejszą dla mnie osobę. Cały mój świat.

Nie chcę bogactwa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz