~ Kaveh ~
Stałem po środku wielkiej polany, porośniętej różnorodnymi kwiatami. Ich piękna woń wzbudzała we mnie poczucie spokoju. Motylki latały dookoła mnie, niby tańcząc. Promienie słońca ogrzewały moje ciało i oświetlały całą polanę.
- Ależ piękne to miejsce. - powiedziałem cicho, biorąc głęboki wdech czując świeżość lekko wilgotnego powiewu.
*Gdzie jestem?*
Nagle w oddali zobaczyłem dziecko. Był to chłopiec w wieku około 5 lat. Nie wiedziałem kim jest. Chciałem podejść bliżej aby się przyjrzeć mu z bliska, lecz gdy zrobiłem krok w przód nagle słońce schowało się za warstwą gęstej mgły. Na polanie zamiast pięknych kwiatów pojawiły się ciernie. Rosły w bardzo szybkim tempie. Nie miałem drogi do ucieczki. Dosłownie po paru sekundach okazałem się w ciernistej pułapce. Wielkie kolczaste gałęzie podniosły się do góry jakby ożyły i chciały zrobić mi krzywdę. Ścisnęło mnie w gardle. Strasznie się przeraziłem na ten widok. Nie wiedziałem dokąd mam uciec. Nagle poczułem mocne uderzenie w plecy. Krzyknąłem z bólu i odwróciłem się na pięcie, aby spojrzeć kto albo co zadało mi cios w plecy. To była jedna z kolczastych gałęzi. Po chwili znowu dostałem.
Krzyczałem z bólu i czułem jak moja koszula się rozrywa na strzępy, a z moich ran sączy się krew. Z każdym kolejnym ciosem, słyszałem gdzieś w oddali płacz dziecka. Krzyczał z bólu tak samo jak ja. Nie rozumiałem co się dzieje. Chciałem aby to się skończyło, ale ciernie całkowicie mnie pochłonęły i ścisnęły tak mocno, że już nie mogłem oddychać, czując jak przeszywa mnie straszliwy, nieznośny ból.Nagle obudziłem się, dysząc ciężko.
*Znowu koszmar*
Co prawda tym razem to był inny koszmar. Czy miał jakieś przesłanie? Nie wiedziałem.Wyraźnie czułem zapach Alhaithama. Był bardzo przyjemny i wyrazisty. Po paru dobrych sekundach zrozumiałem dlaczego czuję jego zapach. Byłem w jego pokoju. W jego łóżku! Jakim cudem zasnąłem tutaj?
Nie miałem na sobie żadnych ubrań, oprócz bielizny. Nic nie pamiętałem z wczorajszego wieczoru. Ostatnie co utkwiło w mojej głowie, to rozmowa z Alhaitamem w jego gabinecie. Przypomniało mi się co dokładnie wtedy powiedział odnośnie pocałunku. Znowu poczułem się źle, ale nie mogłem nic zmienić. Następnym razem nie będę taki naiwny. Muszę przestać myśleć o tym człowieku i szybciej się wyprowadzić. Starczy tego wszystkiego.
Wstałem i pościeliłem łóżko, aby nie zostawiać bałaganu po sobie. Jego pokój wyglądał dość przytulnie; wielkie łóżko, szafa na ubrania i książki, lustro i piękny żyrandol. W piecyku tliły się węgielki.
*Ciepło tu*
Podszedłem do okna, bo chciałem zobaczyć jaka była pogoda. Musiałem go otworzyć, gdyż przez ozdobną mozaikę na szybach nie było nic widać. Na dworze było dalej pochmurnie, lecz już nie padało. Zamknąłem z powrotem okno, aby nie wypuszczać ciepła.Przeciskając się szybko do swojego pokoju, aby Alhaitham mnie nie zauważył, ubrałem się w białą koszulę i szare spodnie. Zauważyłem też, że mój pokój był wysprzątany.
*Czy on tu sprzątał?*
Trochę ciężko mi było pozbierać myśli i zrozumieć co się wydarzyło. Jedyne co wiedziałem to to, że nie miałem siły na nic. Czułem w pewnym rodzaju obojętność. Byłem mocno wyczerpany.
*Przydałoby się coś zjeść*
Poszedłem do kuchni, aby przyrządzić sobie śniadanie. Lecz gdy tam wszedłem, moim oczom ukazał się Alhaitham. Właśnie coś gotował.- Hej. - przywitałem się.
- Oh, już się obudziłeś. - powiedział trochę zaskoczony i zakłopotany.
- Tak i zbytnio nie pamiętam co się wczoraj działo. - powiedziałem siadając przy stole, na którym zawsze stały jakieś owoce albo jagody.
- Na szczęście nie stało się nic złego.
- Wczoraj może i nie. - rzekłem jedząc borówki.
- Co masz na myśli? - chyba wiedział co miałem na uwadze.
- Nic. - nie miałem ochoty kontynuować temat z pocałunkiem. Dałem się nabrać. Jestem naiwny, a on się tylko bawił. Dla niego to nic, ale dla mnie coś ważnego, co sprawiło, że się zauroczyłem. - Jak to się stało, że spałem w twoim łóżku?
- Zostawiłeś otwarte okno w swoim pokoju. Byłeś cały przemoczony, więc pomyślałem, że lepiej by było cię położyć w ciepłym miejscu. - jego głos brzmiał inaczej.
Siedziałem, patrząc jak miesza zawartość garnka na ogniu. Byłem strasznie głodny, przez co już czułem mdłości. A może to przez wczorajszą nalewkę. Sam już nie wiedziałem. Po zapachu można było się domyśleć, że gotuje owsiankę.
Zobaczyłem jak wrzucił parę kostek różanego karmelu do garnka.- Przecież wolisz jaśminowy. - zdziwiłem się.
- Czasem można coś zmienić. - odpowiedział uśmiechając się do mnie. To był szczery uśmiech, bez żadnej ironii.
*Znowu to robi*Najpierw jest dla mnie miły, a potem zachowuje się jak totalny dupek. Nienawidziłem go za to, bo czułem do niego coś więcej, ale on się tym tylko bawił.
*Po co mi to robisz?*
W mojej głowie walczyły ze sobą dwie rzeczy; chęć przytulenia go z chęcią walnięcia.
Gdy skończył gotować, nałożył owsiankę na talerze, zdobione niebieskimi i turkusowym zawijasami, tworzące abstrakcyjny obraz.
Niesamowity aromat śniadania wypełnił całą kuchnię i spowodował burczenie w moim brzuchu.- Smacznego. - Alhaitham podał mi talerz z owsianką i kubek z ziołowym naparem.
Smutek i poczucie niesprawiedliwości przepełniały mnie. Chciałem się rzucić na niego, przytulając i czując ciepło i piękny zapach jego ciała. Lecz to tylko moje słabości. Musiałem kontrolować siebie, bo wiedziałem, że za jakiś czas znowu będzie tym zwykłym Alhaithamem, któremu obojętne są ludzkie uczucia.
Gdy skończyłem jeść, podziękowałem mu za przyrządzoną potrawę i poszedłem wziąć prysznic. Przypomniało mi się, że jutro Faruzan robi przyjęcie u siebie, a więc trzeba było się wybrać na miasto i znaleźć może jakiś drobny prezent dla niej. Może jutro po zajęciach pójdę czegoś poszukać dla niej. Dzisiaj miałem w planach skończyć dwa projekty, aby zarobić trochę mory.
23:33
Przez resztę dnia prawie nie opuszczałem pokoju. Nie przestawałem pracować nad tworzeniem szkiców moich projektów.
Musiałem się jakoś wyłączyć i nie myśleć o Haithamie, co było bardzo ciężkie. Na każdą myśl o nim czułem kłucie w piersi. Dalej czułem piękny aromat jego miękkiej pościeli. Chciałem znowu tam leżeć, wtulony w jego kołdrę i poduszkę. Potrzebowałem go. Potrzebowałem tego innego Alhaithama, który potrafił ukazywać swoje uczucia.Nagle usłyszałem charakterystyczny dźwięk pękającego szkła.
*Skąd to?*
Dźwięk się powtarzał raz za razem. Postanowiłem sprawdzić skąd dobiegał. Gdy wyszedłem z pokoju, zrozumiałem, że coś się dzieje w pokoju mojego współlokatora. Wystraszyłem się i bez pukania wbiegłem do niego.
To co zobaczyłem w środku przeraziło mnie do szpiku kości.
Alhaitham leżał w łóżku, wiercąc się we śnie, a w powietrzu tworzyły się dendro krystaliczne liście, które pękały rozsypując się na małe kawałki. Pokój świecił się na zielono od magii, która wychodziła z niego. Poczułem jak jeden z kryształów pękł, a jego odłamek przeleciał obok mojej twarzy raniąc mi policzek. Odruchowo zasłoniłem twarz rękoma i schyliłem się. Poczułem jak strużka krwi popłynęła na moim policzku niczym łza. Coś się działo strasznego. Wyczuwałem dużą akumulację energii.Musiałem go obudzić. Skoczyłem do niego i zawołałem:
- Haitham! Obudź się! - lecz nie reagował.
Dźwięki pękajacych, kryształowych liści pojawiały się coraz częściej. Złapałem go za ramiona i potrząsnąłem.
- Haitham! Jestem tu, obudź się proszę! - krzyczałem przerażony całą sytuacją. Martwiłem się o niego.
Nagle otworzył oczy, ciężko dysząc. W tym momencie wszystkie kryształki, które do tej pory lewitowały w powietrzu opadły na podłogę z trzaskiem i zniknęły, zabierając ze sobą zielone światło. Powietrze stało się lżejsze, gdy cała energia się rozpadła.
- Kaveh... - powiedział, wystraszony.
Gdy mnie zobaczył, przytulił z całej siły, że aż upadłem na łóżko. Jego skóra była bardzo zimna, czułem jak się trząsł. Przytuliłem go mocno i szepnąłem:
- Już spokojnie. Jestem przy tobie.
CZYTASZ
Rozkwit zranionej duszy
FanfictionSą tak różni, ale może właśnie to przyciąga ich do siebie? Kaveh najbardziej na świecie chciał by się wyprowadzić od Haithama, lecz na razie spłaca długi Dori. Czy coś się zmieni w ich relacji? Jakie tajemnice odkryje Kaveh o Alhaithamie? A może to...