Rozdział 10

79 9 0
                                    

Leżałam na polu, otoczona łaskoczącym mnie, złotawym zbożem. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w przepiękne gwiazdy, które migały jedna po drugiej na czarnym niebie. Nie wiedziałam, jak się tutaj znalazłam i dlaczego tu jestem, jednak w tym momencie nie miało to dla mnie większego znaczenia. Skrzyżowałam ręce na piersi, chowając zmarznięte dłonie pod pachami. Pomimo że miałam na sobie długie spodnie i ciepłą, oversizową bluzę, zaczynałam drżeć. Byłam strasznym zmarzluchem, a to niestety nie ułatwiało mi życia. Po chwili błogiej ciszy usłyszałam dobiegający z oddali cichy szelest. Podniosłam się automatycznie do siadu i spanikowana rozejrzałam dookoła. Po chwili szelest przerodził się w głośny, wyraźny dźwięk kroków. Ktoś szybkim tempem zbliżał się w moją stronę. Zarzuciłam czarny kaptur na głowę i podkuliłam nogi, modląc się w duchu, by owa postać czym prędzej mnie ominęła. Nie mogłam złapać tchu, a moje ciało zaczęło dygotać jeszcze mocniej niż chwilę temu. Zamknęłam oczy i z lekkim uśmiechem wyobraziłam sobie, że znajduję się w bezpiecznej, niezwykle przestronnej bańce. Tutaj nikt mnie nie skrzywdzi. Tajemnicza postać była już niemalże obok mnie, gdy hałas ustał. Po chwili wahania z ulgą podniosłam głowę, myśląc, że mój koszmar minął. Gdy zobaczyłam stojącego przede mną wysokiego, tęgiego mężczyznę, głośno krzyknęłam. Sparaliżowana nie mogłam się ruszyć, czując, jakbym przyrosłam do zimnego podłoża. Nie widziałam dokładnie twarzy obcego, jednak szybko domyśliłam się, kim mógł być. Po moim bladym policzku spłynęła pojedyncza łza. W mgnieniu oka mężczyzna rzucił się w moją stronę, złapał moje chude ręce i siadając na mnie okrakiem, jednym ruchem przerzucił je nad moją głowę, śmiejąc się pod nosem. Wyrywałam się w każdą stronę, tak mocno, jak tylko mogłam, jednak nadaremno. Napastnik pocałował mnie delikatnie w szyję, a następnie przeniósł swój ciepły, śmierdzący oddech na moje zaciśnięte usta.

– Tęskniłaś?

***

Obudziłam się z krzykiem, a moje ciało zlane było potem. Włączyłam czym prędzej stojącą obok łóżka lampkę nocną i rozejrzałam się nerwowo po lekko oświetlonym pokoju. Ku mojej ogromnej uldze, był pusty. Przejechałam trzęsąca się dłonią po mokrych włosach i odgarnęłam je za uszy. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i z jękiem stwierdziłam, że dochodziła dopiero trzecia nad ranem. Jutro sobota, więc przynajmniej nie musiałam się martwić, że znowu się nie wyśpię. Wstałam ociężale z łóżka, zarzuciłam na siebie mięciutki, liliowy szlafrok i wsunęłam drobne stopy w kapcie. Głośno łapiąc każdy oddech, poszłam na balkon, jednak dalej nie mogłam się w pełni uspokoić. Cholerne sny, znowu wróciły. W końcu postanowiłam się przejść, co zapewne nie było najlepszym i najbezpieczniejszym pomysłem, zwłaszcza o tej porze, jednak nic innego nie przychodziło mi w tym momencie do głowy. Musiałam odreagować.

Rzuciłam szlafrok na rozkopane łóżko, a zamiast niego ubrałam na cienką piżamę dresy i szarą bluzę na zamek, która leżała na jednej z puf. Na paluszkach zeszłam na dół, dziękując Bogu, że tata zostawił włączoną lampkę w korytarzu. Włożyłam adidasy oraz ciepłą kurtkę i gotowa do wyjścia, otworzyłam po cichu drzwi wejściowe. Wymaszerowałam na otulony mrokiem podjazd, a następnie na pustą ulicę. Cisza, spokój i mroźne powietrze na policzkach – tego mi było właśnie trzeba.

Dopiero po dobrych piętnastu minutach szybkiego marszu całkowicie się uspokoiłam. Przy kolejnym skrzyżowaniu z wyłączoną sygnalizacją świetlną zobaczyłam mały, oświetlony migającą lampą plac zabaw, na którym postanowiłam się na chwilę zatrzymać.

– Obym tylko nie spotkała tu duchów żadnych dzieci – szepnęłam do siebie pod nosem i po chwili wahania strzepnęłam ciężki śnieg i usiadłam na jednej z dwóch plastikowych, czerwonych huśtawek. Nie był to oczywiście najlepszy pomysł, gdyż moje spodnie od razu przemokły. Najpierw się myśli, a póżniej robi, wiadomo.

PrimroseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz