III

794 83 6
                                    

   Dni mijały, Albert dochodził do siebie pod czujną opieką białowłosej kobiety. Chyba była lekarką, lub kimś kto w swojej przeszłości miał styczność z medycyną. Przynajmniej takie wnioski nasuwały się młodemu Speedo, gdy obserwował jej pewne i wyćwiczone ruchy.

   Czasami zdarzało im się chwilę pogawędzić, dowiedział się dzięki temu, że przystojny Latynos miał na imię Vasquez i miał dwadzieścia siedem lat.

   Wielokrotnie siedział pod drzwiami, i wytężał słuch chcąc wyłapać każde najdrobniejsze słowo jakie się tylko pojawiło niedaleko. W jego umyśle przewijało się kilka imion, nazwisk i ksywek. Lecz ani razu nie padła żadna istotna informacja, nad czym niezwykle ubolewał. W dalszym ciągu planował ucieczkę, jednak nie miał na nią szans siedząc zamkniętym w pokoju. Musiał chociażby poznać rozkład budynku i wyjść ewakuacyjnych.

   Trzy razy dziennie przynoszono mu ciepły posiłek i nowe butelki z wodą, jednocześnie zabierając stare naczynia. Kilkukrotnie próbował schować nóż, który dostawał do obiadu jednak służba zawsze sprawdzała czy wszystko jest na miejscu. I upominano go o oddanie kontrabandy, gdy czegoś brakowało. 

   Dodatkowo przynoszono mu czyste ubrania i bieliznę, oraz środki do higieny jeśli takowe mu się skończyły. Ktoś to przemyślał, ponieważ w momencie w którym poprosił o maszynkę do golenia dostał urządzenie elektryczne zamiast zwykłej z żyletką. Więc choćby chciał, nie miał możliwości zorganizować sobie żadnej broni. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że miał łazienkę w pokoju, więc mógł się myć kiedy tylko chciał i nie czuł się aż tak bardzo jak więzień. 

   Chodził po pokoju, w tę i z powrotem, tworząc w głowie kolejne scenariusze i obmyślając kroki jakie mógł podjąć. Szło mu opornie, jednak nie przestawał walczyć. Czuł nieznośne pulsowanie w skroniach od natłoku myśli. Obiecał sobie, że nie ważne co by się działo, nie podda się. Nie chciał spędzić reszty życia w zamknięciu, za spłatę czyichś długów. 

   Dźwięk głośnej rozmowy zwrócił jego uwagę, na tyle że podszedł bliżej drzwi i zaczął nasłuchiwać. Wymiana zdań toczyła się maksymalnie metr dalej, więc słyszał wszystko idealnie.

- Idź i wyciągnij go z pokoju. Chłopak ci tu zwariuje. - Parsknął nieznajomy dotychczas głos.

- No i co z tego? - Odburknął Latynos. - To nie jest mój problem, siedzi tutaj tylko dlatego, że jego ojciec nie potrafi wywiązać się z najprostszej umowy. I dlatego, że jest zbyt głupi, żeby chociaż sprawdzić czy drzwi są zamknięte. Półtora tygodnia a on ani razu tego nie zrobił, mimo że zamek nigdy nie był przekręcony. - Prychnął. 

   Młody mężczyzna zaczął przeszukiwać umysł w poszukiwaniu dźwięku przekręcanego zamka, nie był w stanie przypomnieć sobie chociaż jednego momentu i załamał ramiona. Zwyczajnie założył, że jest tu zamknięty bez wcześniejszego sprawdzenia tego faktu. Był na siebie wściekły, bo mógł podjąć chociaż próbę ucieczki, zawsze istniała chociaż minimalna szansa na to, że by mu się udało.

   Miał ochotę wrzeszczeć i rwać włosy z głowy za taką głupotę. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się, że nie pomyślał o czymś tak prostym. Wyszukiwał najrozmaitszych rozwiązań, nie poświęcając uwagi na to najoczywistsze, choć zwykle zaczynał od najprostszych stopniowo przechodząc do tych bardziej skomplikowanych. 

   Mało tego, wzmiankę o jakiejś umowie zapisał drukowanymi literami z tyłu głowy, chciał wybadać ten wątek na tyle ile był w stanie. Musiał dowiedzieć się o tym czegoś więcej, tego był pewien. Miał w planach chociaż poznać powód swojego zamknięcia i sprzedania jak zwierzęcia.

   Jeszcze mocniej docisnął twarz do drewnianej powłoki, przez chwilę zamyślenia uciekł mu kawałek rozmowy. Wywnioskował to po tym, że dwa głosy były dużo bardziej napięte i ociekające jadem. 

dawno, dawno temu | BLACHARYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz