Nie opierał się tylko zaraz sam zaczął biec wyszarpując przy tym swoją rękę z mojego uścisku. Nie spodziewałam się zresztą niczego innego. Sama nie zamierzałam trzymać go zbyt długo za rękę, brzydziłam się tym. Biegliśmy tak razem aż dotarliśmy do skraju lasu, z którego jakiś czas temu wybiegliśmy tylko w zupełnie innym miejscu. Wtedy książę postanowił się zatrzymać. Chwilę mi zajęło zanim się zorientowałam co się stało. Gdy się zatrzymałam i odwróciłam w stronę mężczyzny widziałam jak ciskał ognistymi pociskami w nadbiegające maszkary. Te od razu zaczęły się palić, a ryk jaki przy tym wydały ogłuszał. Tak przeraźliwego wrzasku jeszcze nigdy nie słyszałam, pomieszanie bólu ze złością. Chwilę potem do moich nozdrzy dotarł zapach, straszny swąd palonego ciała. Maszkary długo już nie wrzeszczały, wiły się jeszcze przez chwilę w płomieniach aż i to ustało. Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię książę mnie też zabije. Dobyłam swojego miecza i z całej siły jaką tylko byłam w stanie w to włożyć uderzyłam go głownią miecza w głowę. Nie sądziłam, że dam radę ogłuszyć mężczyznę, ale jak się okazało element zaskoczenia był na moją korzyść. Książe Leon osunął się na kolana po czym z całym impetem ciała runął w leśną ściółkę. Odetchnęłam z ulgą jednocześnie czując ból w plecach. Musiał mnie mocno ciąć mieczem, ale póki jestem w stanie stać o własnych siłach nie da się mnie pokonać. Tak przynajmniej sobie wmawiam odkąd skończyłam dziesięć lat, moja rodzina została wymordowana, a ja znalazłam schronienie w innej osadzie Zapomnianego Ludu.
Powoli podeszłam do palących się ciał, miecz ciągle trzymałam w ręce. Nie ufałam ani tym trupą ani nieprzytomnemu księciu. Jemu szczególnie. Nie wiem czego się spodziewałam patrząc na te ciała. Smród był okropny, przyprawiał mnie o mdłości, a widok nie był lepszy. Gnijące ciała wyglądały makabrycznie, a trawione przez ogień jeszcze gorzej. Każde było w innym stadium rozkładu, ale widok był tak samo upiorny. Stojąc tak i się przyglądając coś mi mignęło. Szybko spojrzałam w tamtą stronę. Na jednym z trupów, w jego płonących łachmanach dostrzegłam złotą broszę. Broszę w kształcie węża. zloty wąż był symbolem władcy wysp Insulam. Tylko, że na wyspach od setek lat nie było władcy, a ostatni mieszkańcy zniknęli z powierzchni ziemi jakieś sto lat przed moimi narodzinami, jak nie jeszcze wcześniej. O potędze i pięknie wysp wiadomo obecnie tylko z legend i starych podań. A jak wiadomo legendy nie są często zbyt prawdziwe, ba! Nie spotkałam jeszcze takiej, która nie była by jedną wielką opowieścią do poduszki lub nastraszyć niegrzeczne dzieci. Tylko co robiła ta brosza na tym trupie, w naszej krainie. Wielkie morze oddzielało wyspy Insulam od stałego lądu. Nie zastanawiałam się nad tym dłużej tylko mieczem starałam się wyciągnąć błyskotkę z płomieni. Szło mi to opornie, a nie zamierzałam tracić tu więcej czasu i czekać aż książę się ocknie. Wsadziłam rękę w płomienie i szybko złapałam broszę. Był to dość głupi pomysł, ale ja z nich słynęłam. Sycząc z bólu schowałam rozgrzaną błyskotkę do kieszeni i szybkim krokiem ruszyłam w głąb lasu. Nie oglądałam się za siebie. Nawet nie sprawdziłam czy przypadkiem nie zabiłam jedynego dziedzica tronu. Bo liczyłam, że tak, że tak właśnie się stało. Nie miałam już jednak czasu. Słyszałam z oddali odgłos kopyt uderzających w ziemie i krzyki. Najpewniej królewska straż. Czas się stąd zmywać.
Staram się biec, ale ból w zranionych plecach jest coraz gorszy. Do tego upadek z klifów nie pomógł. Nie wiem ile tak już biegłam, ale gdy wypadłam na kolejną polanę kolana się pode mną ugięły, a ja czułam jak siły mnie opuszczają. Czułam się słaba i bezbronna. W tej chwili ktoś mógł by mnie zaatakować, a ja nie była bym w stanie się bronić. Nie miałam sił nawet się czołgać więc padłam jak długa w gęstej trawie, w środku tego mrocznego lasu, który odkąd pamiętam był moim domem. Nie wiem ile tak leżałam i traciłam zmysły, ale zaczęłam słyszeć stłumione głosy. Nie wiem jak daleko ode mnie się znajdowali, ale byłam pewna, że to mój koniec. Wtedy poczułam jak czyjeś ręce mnie obejmują i podnoszą. Ostatkiem sił udało mi się unieść głowę i zobaczyć znajome brązowe oczy Yuana. A więc nie posłuchał mnie tak jak go o to prosiłam. Nie powinno mnie to dziwić, w końcu znał mnie jak nikt inny i wiedział jakie głupie pomysły potrafią przyjść do mojej głowy. Wtuliłam twarz w jego ramię i gdy tylko mnie podniósł, a ból w plecach był nie do wytrzymania, straciłam przytomność.
CZYTASZ
Przeklęci
FantasyGdy świat staje w obliczu największego wroga Krainy trzeba zakopać topory wojenne i stanąć ramię w ramię do walki z Nieumarłymi. Ale czy dla każdego jest to łatwe gdy bagatelizuje się niebezpieczeństwo? Gdy duma nie pozwala na pogodzenie się z przec...