Cały weekend spędzałyśmy nad jeziorem. Jedząc kanapki z rzodkiewką z ogródka i opalając się na ręcznikach. Było koło 14 w niedzielę, kiedy koło nas rozstawiła się jakaś rodzina. Widziałam, że ciocia zaczęła rozmawiać z kobietą siedzącą obok, więc odłożyłam książkę i zdjęłam słuchawki, w razie gdybym musiała rozmawiać. Rozmowy z większością dorosłych były dla mnie okropnie krępujące. Zazwyczaj uśmiechałam się tylko i kiwałam głową. Obie panie prowadziły bardzo swobodną rozmowę, za to ja i dwoje dzieci drugiej kobiety za bardzo nie wiedzieliśmy co robić. Rysowałam palcem wzory na piasku gdy usłyszałam pytanie ze strony na oko starszego chłopaka.
- Hej, jaka jest woda? - zapytał, związując brązowe, lśniące od słońca włosy w koka.
- Chyba w miarę ciepła. Wchodziłam tylko do kolan - nie potrafiłam pływać. A niestrzeżone kąpieliska były w moich oczach jedną z najbardziej przerażających rzeczy na świecie.
- Wejdziesz z nami? - ciągnął dalej - nawet do kolan.
- Ja też dalej nie wejdę - dorzucił drugi, którego zielone włosy zlewały się z krzakami za nimi.
- Dobrze - odłożyłam okulary do etui, podniosłam się i założyłam klapki. Czekałam na nich. Jeden wyjął tylko kolczyki z małymi księżycami i wstał, a drugi jeszcze ściągał koszulkę.
- Swoją drogą Nao jestem - przedstawił się zielonowłosy wyciągając do mnie dłoń. Również się przedstawiłam. Widziałam sympatię w jego oczach.
- Nikodem - drugi podniósł się szybko z ręcznika i także wyciągnął do mnie rękę. Powtórzyłam swoje imię i zaczęliśmy powoli iść do wody. Zostawiłam japonki w trawie i weszłam na mokry piasek. Mały kamyk wbił mi się nieprzyjemnie w piętę. Zrzuciłam go i poczułam jak woda z jeziora dotyka moich stóp. Przeszła mnie gęsia skórka. Nikodem zaśmiał się pod nosem i zaczął wchodzić głębiej. Ja i Nao podeszliśmy tak, że nasze łydki były do połowy w wodzie. Patrzyłam w dal bez żadnych szczególnych myśli w głowie. W pewnym momencie zaczęłam rozmyślać nad imieniem chłopaka, który stał koło mnie. Nao nie brzmiało jak typowe polskie imię. Pod jakimś dziwnym impulsem moje myślenie dotarło na drogę myślenia o imionach. Tego jak losowe słowo nas określało.- Mieszkasz tu? Nie kojarzę cię - zapytał Nao odwracając głowę w moją stronę.
- Jestem u cioci na wakacje - odparłam krótko przyglądając się szarym oczom chłopaka. Ten kiwnął głową i wróciliśmy to patrzenia się w taflę jeziora.
- Przepraszam - jakiś impuls sprawił, że postanowiłam zadać to pytanie - ale twoje imię mnie intryguje. Jesteś polakiem?
- Wiedziałom, że zapytasz. Właściwie każdy pyta. A ja nie chcę, żeby zarzucono mi robienie całej osobowości z bycia osobą niebinarną, ale dobrze. Jestem niebinarne, a Nao to nie imię, które mam w aktach. I jak jesteśmy w temacie, to używam zaimków ono, jego. A ty? - powiedziało kompletnie szczerze.
- Ona, jej. Nit mnie jeszcze nie zapytał o zaimki będąc szczerym ‐ zaśmiałam się.
- Żyjemy w takim, a nie innym społeczeństwie. Pamiętam jak rok temu wyszłom z szafy jako osoba niebinarna i nawet moja mama potraciła znajomych - znowu odwróciło wzrok. I ja też.
- Słyszałem trochę waszej rozmowy, także ja używam on, jego jakbyś jeszcze nie wysłyszała - Nikodem podbiegł do nas i potrząsnął głową chlapiąc nas wodą, która kapała z jego włosów. Dopiero gdy staliśmy w takiego odległości od siebie zauważyłam jak bardzo był wysoki. Miał na oko metr dziewięćdziesiąt. Za to z twarzy dałabym mu maksymalnie dwanaście lat.
- Zimno jest, idziemy na koc? - zapytał pocierając dłońmi ramiona.
Wygrzebaliśmy nasze buty z trawy i zawróciliśmy na ręczniki. Ciocia i mama rodzeństwa, które koło mnie szło wciąż prowadziły ożywioną konwersację. Jako iż obie siedziały na moim ręczniku to przesiadłam się na koc drugiej rodziny.
- Lubisz czereśnie? - Nao wyciągnęło wielkie pudełko owoców w płóciennej torby.
- Lubię wszystko co pachnie latem - odparłam.
Rozmawialiśmy przez kolejną chyba godzinę czy dwie, co chwilę chodząc do jeziora by zmyć czereśniowy sok z przedramion.
Był późny wieczór. Siedziałyśmy z ciocią na kanapie, oglądając "Czterdziestolatka" i smarując prawie spalone barki aloesowym balsamem.
- Widzę, że się dogadujesz z Nao i Nikodemem. Może w końcu wyjdziesz do ludzi - zaśmiała się ciocia wstając by dolać więcej naparu z mięty do dzbanka.
- Tak naprawdę lubię towarzystwo. Tylko boję się robić pierwszy krok - wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem, twoja mama jest podobna. Ja zawsze nawiązywałam kontakty, a ona je przeciągała. Byłyśmy całkiem zgrane - urwała melancholijnie, postawiła dzbanek na stoliku kawowym i położyła się na narożniku.
Siedziałyśmy jakiś czas w dość niezręcznej ciszy wciąż oglądając.
- Chyba pójdę się położyć. Ciociu ogarnęłabyś mi numery do Nikodema i Nao? - zapytałam wstając.
- Jasne, dobranoc - pomachała do mnie. Odmachałam i poszłam na górę.
Do prawie drugiej w nocy pisałam z rodzeństwem. Byłam nimi oczarowana. Czułam jakbyśmy znali się od lat i byłam bardzo blisko by zbyt mocno się otworzyć. Posiadanie tylko bliskiej grupki znajomych skutkowało takimi rzeczami. W końcu umówiliśmy się na spacer jutro i chyba wszyscy zasnęliśmy.
________________________________________________________________________________
Słowa - 785

CZYTASZ
Chabry
Dla nastolatkówSonia wyjeżdża na specyficzne wakacje i zakochuje się w chabrach. I chabrowych oczach.