Jesteś ojcem?

24 7 0
                                    

*POV KENNY*

-Kuchel, do kurwy nędzy! - krzyknąłem, machając ręką w ciemnym pomieszczeniu. Moja siostra siedziała na łóżku i gładziła już swój widoczny brzuch.

-Usuń tego dzieciaka dopóki jest czas! To samo nieszczęście, poza tym jakie ma szansę na przyszłość? Zapiszesz go w tym obskurnym gównie do szkoły? Kogo kurwa będzie miało za ojca? Ledwo dla ciebie na jedzenie starcza, ja ci kurwa już żywności i leków dostarczać nie będę. - warknąłem twardo, zaciskając zęby. Oczywiście, że będę jej wszystko dawać. Nie odwrócę się od swojej siostry w potrzebie, ale do chuja psa - to dziecko to same problemy.

-Bracie, już zadecydowałam. Nie usunę go. - powiedziała pewnie. Jak zwykle robi po swojemu. Uparła się, że nie będzie się uczyć walki i poszła się kurwić. I co z tego wynikło? Kurwa bachor, z którego nie chce zrezygnować.

-Zawsze musisz robić po swojemu! Rodziców też się nie słuchałaś! - warknąłem zdenerwowany. Przecież to bez sensu, Kuchel jest w najgorszym położeniu i mimo wszystko chce zachować dzieciaka. Nie mamy nikogo kto mógłby się nim zaopiekować.

-Kenny, naszych rodziców praktycznie nigdy nie było. - powiedziała ze smutkiem, zakładając kosmyk włosów za swoje ucho. Zacisnąłem zęby. To prawda, nigdy ich nie było. Zawsze się wszystkimi opiekowałem, o wszystko musiałem dbać. I co z tego kurwa wyszło? Gówno. Totalnie zjebałem sprawę. Z bratem urwał się kontakt już szmat czasu temu, nie wiadomo czy jeszcze żyje. A Kuchel ma dzieciaka z jakimś zjebanym klientem.

-Kuchel, posłuchaj się kogoś rozsądnego. Usuń je, nie idź w zaparte. - powiedziałem, schodząc nieco z tonu. Siostra delikatnie się do mnie uśmiechnęła i poklepała miejsce na materacu. Z westchnieniem usiadłem obok niej.

-Kenny, jak zwykle myślisz, że ta cała rodzinna sytuacja to twoja wina.
-Bo jest do kurwy nędzy, miałem się wami opiekować...
-KENNY! - podniosła głos, przerywając mi. Chwyciła mnie za rękę i ścisnęła.

-To moja decyzja, to wszystko. Nie musisz się mną zajmować, dam sobie radę. - powiedziała twardo, patrząc poważnie w moje oczy. Całe życie poświęciłem na to by moje rodzeństwo miało choć nieco lepiej. Zabijałem wszystkich naszych wrogów, żeby choć trochę oczyścić ulicę. Zdobywałem leki i jedzenie, żeby nie głodowali. A co z tego wszystkiego wyszło? Nie powinienem ich tak osłaniać przed światem rzeczywistym, bo teraz sobie nie radzą. Dawałem im schronienie, żywność, bezpieczeństwo, a powinienem ich nauczyć jak to samemu robić. Ale teraz już za późno na naprawienie tego błędu. Na świecie przeżyją tylko najsilniejsi.

-Kenny, nie dbaj o mnie, ale proszę... - zaczęła ze ściśniętym gardłem Kuchel. Spojrzałem na nią wściekły.

-NIE! NIE BĘDĘ OD NOWA DBAŁ O PIERDOLONEGO ACKERMANA! NIE NADAJĘ SIĘ DO TEGO, MAM DOŚĆ TEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA CZYJEŚ ŻYCIE! - wrzasnąłem, zrywając się z łóżka. Podszedłem wściekły do drzwi, naciągając kapelusz na czoło.

-Kenny, zaopiekuj się moim dzieckiem, gdyby coś mi się stało. - zapłakała, patrząc na mnie szklanymi oczami. Nie, nie dam rady. Te wszystkie nieszczęścia są przeze mnie. Nie nadaję się na zamiennika rodzica, ani tym bardziej brata czy wuja.

-Nie, zrezygnuj z tego dzieciaka. - warknąłem, zaciskając pięści.
-Dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że ono we mnie żyje? Że je kocham? - zapytała. Zawrzała we mnie krew. Miłość, psia mać. To przez nią tak strasznie zjebałem nasze życie rodzinne. Powinienem prowadzić moje rodzeństwo twardą ręką, a nie przynosić im wszystko pod nos.

Information Services || Kenny Ackerman x OC  [ZAKOŃCZONE ✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz