Wilk w owczej skórze

400 29 7
                                    

                       Choć stała przed ogromnym zwierciadłem unikała widoku, który jej ukazywał. Jej wychudzone ciało miało się nijak do sylwetki, którą posiadała jeszcze przed zimą. Gdy stało się jasnym, że długie lato dobiega końca, Wolni Ludzie oszczędzali na wszystkim, szczególnie na jedzeniu. Długie miesiące podróży do Muru odebrały jej siły, doszło nawet do tego, że nie była w stanie unieść ojcowskiego miecza, utraciła swoje zacięcie i zwinność, tylko cudem zdołała pokonać wojowników z Nocnej Straży. Widziała też wiele okropieństw, szkaradne wspomnienia często nawiedzały ją w snach i mąciły w głowie, nie była w stanie zliczyć sióstr i braci, którzy umierali na jej oczach, wszystko to pozostawiło paskudne piętno w głowie Lyanny, była pewna, że już nigdy nie odzyska dawnej siebie. Była nieszczęśliwa pod każdym względem, tylko miłość do ojca i nadzieja na bezpieczną przyszłość dla Wolnych Ludzi, powstrzymywała ją od wyskoczenia z okna wysokiej wieży, w której kazano jej spać.
Stała w milczeniu, unikając wzroku służącej, która pomagała jej wciągnąć ciężką suknię na wychłodzoną skórę.
Za oknem sypał śnieg, biały puch pokrył niemal wszystko na zewnątrz.
- Lady Blacksword proszę wyciągnąć rękę.- Spojrzała na pulchną służkę ze zdziwnieniem, w całym zamku była niewielka grupka ludzi, którym przechodził przez gardło jej tytuł, i choć nienawidziła swojego nowego nazwiska, wolała to niż nazywanie jej psem.
Posłała służce ostre spojrzenie, ta jednak unikała jej wzroku, skupiając się na rękawach zielonej sukni.
- Nie tytułuj mnie, nikt tego nie robi.- Wyciągnęła swoje wychudzone ramię przed siebie, a pulchna dziewczyna naciągnęła wełniany materiał na jej nagą skórę.
- A powinni to robić, jesteś Pani członkiem rodziny królewskiej.- Posłała Lyannie niepewny uśmieszek, zaraz jednak wróciła do pracy i naciągnęła jej na ramię drugi rękaw sukni. Lyanna miała ochotę prychnąć, nie stała nawet obok rodziny królewskiej, nie licząc dnia, gdy zjawiła się tu po raz pierwszy. Przypomniała sobie sylwetkę Aemonda, jego cwaniacki uśmieszek i upiorną opaskę na oku, czasami nawiedzał ją w snach, jego rysy twarzy i ton głosu były wtedy tak bardzo wyraźne.
- Obie dobrze wiemy, że jestem tylko przybłędą, nie musisz bawić się w uprzejmości, i tak ci nic nie zrobię, nawet królewski ogier ma więcej przywilejów niż ja.- Pulchna dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, wciąż skupiała się na materiale sukni, gładziła dłonią jej zdobne hafty.
- Ty może i nie Pani, ale Książę ostatnimi czasy prowadzi krucjatę.- Służka stanęła za jej plecami, złapała za sznury od szmaragdowego gorsetu i szybkim ruchem szarpnęła za nie.
Lyanna zachwiała się, przez chwilę nie mogła złapać oddechu, na bogów, miała dość gorsetów.
- Krucjatę?- Wydyszała przez zacisnięte zęby. Służka na powrót stanęła przed nią, zmierzyła ją od góry do dołu i spojrzała prosto w jej rozwścieczone oczy.
- Nie słyszałaś Lady? Wczoraj dwie służki straciły język, a jedna zawisła na Królewskim Dziedzińcu, wrony już zdążyły wydziubać jej oczy.- Lyanna dyskretnie spojrzała na swoje odbicie w zwierciadle, szmaragdowa suknia nie współgrała z jej rudawymi włosami, w dodatku uwydatniała jej szerokie biodra, ostatnimi czasy stały się jej kompleksem, zwłaszcza po słowach starego Maestera.
- Aemond miał zły dzień?- Spytała. Nie zależało jej na życiu służek, były dla niej okropne i nieustannie ją obrażały, w zasadzie sama skazałaby je na śmierć, gdyby tylko mogła.
Pulchna dziewczyna westchnęła, złapała za szczotkę z końskiego włosia, która leżała na dębowej komodzie obok lustra i stanęła tuż za Lyanną.
- Książę nieustannie ma zły dzień.- Przeczesała kosmyk jej długich włosów, robiła to delikatnie, Lyanna ledwo wyczuła, że ta w ogóle ją czesze.
- Co zrobiły? Krzywo na niego spojrzały? Zapałętały się pod jego królewskimi nogami?- Swojego przyszłego męża widziała tylko raz, to wystarczyło, by odczytać z jego twarzy jakie miał usposobienie, Aemond był okrutnikiem, najwidoczniej czerpał satysfakcję z możliwości skazywania ludzi na śmierć. Pomyślała, że ona sama też pewnego dnia może skończyć na Królewskim Dziedzińcu, wisząca na stryczku, z wyjedzonymi przez wrony oczami, a jej gnijące truchło dryfowałoby nad ziemią, dopóki samo nie oddzieliłoby się od lin zaciśniętych na jej szyi.
- Nie tym razem Lady Blacksword, odważyły się zakpić z ciebie w jego obecności.- Jej słowa nie dotarły do jej umysłu od razu, nie sądziła, że jest warta cokolwiek dla rodziny królewskiej, nie sądziła, że jest warta cokolwiek dla kogokolwiek.
- Jesteś pewna?- Lyanna odwróciła się do pulchnej dziewczyny, zmarszczyła brwi i posłała jej pytające spojrzenie.
Dziewczyna szarpnęła za jej włosy, nie mogła przewidzieć nagłego ruchu Lyanny, ale jej przestraszona buźka niemal błagała ją o przebaczenie.
- Byłam tam, w Sali Tronowej trwają przygotowania do zaślubin, Książę i Królowa Matka nadzorowali ustawienia stołów, pech chciał, że usłyszeli wyzwiska, którymi cię raczyły Pani.- Służka odsunęła się nieznacznie, skierowała swoje przestraszone spojrzenie na kamienną podłogę. Lyanna miała ochotę wrzasnąć na nią, powiedzieć, że nie musi tak przeżywać każdej głupoty, to było tylko delikatne szarpnięcie za włosy. Westchnęła tylko, dziewczyna i tak była cała w strachu, nie chciała dokładać jej więcej zmartwień.
Przeniosła spojrzenie na lustro, jej wzrok był podejrzliwy, w głowie pojawiło się tysiące myśli.
Aemond jej nie kochał, to było zbyt przejrzyste, nie był też do niej przywiązany, widział ją zaledwie raz, a już wtedy chciała poderżnąć mu gardło. W zasadzie Książę nią gardził, na pewno wstrząsnął nim fakt, że musi poślubić kogoś jej pokroju, tym bardziej nie rozumiała jego chorych zachowań.
- To jakaś farsa, gra na pokaz.- Wypluła z siebie. Jeśli Aemond myślał, że zaskarbi sobie jej względy podobnymi czynami, musiał się przygotować na brutalną klęskę.
- Wszystko tu jest na pokaz, strachem jest najłatwiej manipulować.- Wyszeptała do siebie. Ludzie w Królewskiej Przystani i bez tego się jej bali, w innych warunkach nie miałaby nic przeciwko. Tam z kąd pochodziła strach był wyznacznikiem pozycji, najwidoczniej w królewskim zamku panowały podobne wartości.
Służka ostrożnie podeszła do Lyanny, delikatnie chwyciła za pasma jej włosów i wróciła do zaplatania warkocza, teraz jednak nie śmiała się nawet odezwać.
- Musicie mnie nienawidzić, wszyscy, nie dość, że jestem tu obca, to jeszcze za moją sprawą prości ludzie tracą życie.- Wcale się o to nie prosiła. Nie szepnęła nikomu parę słówek, by zabijano w jej imieniu, wolała to robić osobiście, odbieranie życia nie było niewinną zabawą.
- Ktoś musi umrzeć, żeby dać przykład innym, teraz już nikt z ciebie nie zakpi Pani, a już na pewno nie tak jawnie, jak bywało to wcześniej.- Głos dziewczyny nie był już tak radosny jak wcześniej, nią też owładną strach, myślała, że najmniejszy błąd doprowadzi ją do zguby. Cóż, Lyanna zdąrzyła już polubić tą małą służkę, miała co do niej większe plany.
- To rozwiązanie na krótki czas, gdy ludzie zaczną bać się zbyt mocno, w końcu nastanie bunt.- Znała to zbyt dobrze, dorastała w otoczeniu strasznych osób, wszyscy z nich padli jak muchy, każdy pchał się do władzy i myślał, że zdoła ją utrzymać okropnymi czynami. Jej ojciec był inny, miłosierny i surowy jednocześnie, wiedział kiedy powinien unieść miecz, a kiedy uchylić głowę i zagryść język, a ona szanowała to w nim najbardziej.
- Skończyłam Pani, wieczerza jest już gotowa, oczekuje się ciebie w Sali Tronowej.- Służka ostatni raz wygładziła materiał szmaragdowej sukni. Doskonale wiedziała co oznacza zieleń w rodzie Hightower. Wojna, pomyślała, właśnie idę na wojnę z całą rodziną królewską.
Ostatni raz spojrzała na swoje odbicie.
- Chcą widowiska, ale to ja tutaj jestem wilkiem w owczej skórze.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 02, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Blacksword | Aemond Targaryen (Nowa wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz