| 49 |

101 6 1
                                    

W pomieszczeniu było równie ciemno, co w nocy, choć zegar na telefonie uparcie wskazywał godzinę jedenastą rano. Jimin zmusił się do utrzymania oczu otwartych pomimo rażącego światła telefonu i odszukał pilot, z którego pomocą zaświecił lampki w ścianie. Jego ruchy były ograniczone przez wtulonego w niego Mina, ale nie zamierzał narzekać, choć czarnowłosemu jego przebudzenie widocznie nie pasowało, bo mruczał pod nosem jak wściekły kot:

- Nie wierć się - wymamrotał,

- Yoongi, przysięgam, że mój pęcherz i tak długo wytrzymał. Puścisz?,

- Idź, podwójna zmiana pościeli będzie zbyt podejrzana - ziewnął, przekręcając się na bok,

- Jedna im wystarczy, żeby dociekać. Przydałoby się ją spalić. - rzucił, biegnąc do łazienki, bo zbyt ciepło tam nie było, a mieli na sobie wyłącznie bokserki. Przynajmniej czyste. Nie minęły dwie minuty, a Jimin wyszedł już z łazienki, z przerażeniem zauważając, że Yoongi probuje wstać - Hey powoli! - ten aż podskoczył, omal nie wywracając się znów na poduszki,

- Czemu? - zmarszczył brwi, uparcie starając się usiąść. Skrzywił się. Jednak zrozumiał dlaczego,

- Właśnie temu. - westchnął - Żyjesz? Coś ci podać?,

- Bluzę, bo tu zimno - poprosił, usadawiając się wygodniej. Złapał w locie grubą białą bluzę, naciągając ją na swoje ciało. Park sam ubrał jeansy, koszulkę i puchaty sweterek, wracając do łóżka. Nie miał ochoty się plątać po pokoju. Przyciągnął do siebie Mina, cmokając czubek jego głowy, która opadła na jego ramię,

- Jak się czujesz? - spytał, układając dłoń na jego talii. Z jakiegoś powodu czuł się przy nim znacznie bardziej komfortowo niż dotychczas. Jakby coś się jednak zmieniło,

- Nie tak źle. Będzie gorzej?,

- Nie, coś ty. - zaśmiał się ze szczerego przerażenia na jego twarzy - A psychicznie?,

- Zajebiście - rozpromieniał, jakby mocniej opadając na ciało Jimina. Naprawdę był zadowolony. Dawno nie czuł się tak dobrze, przyjemnie i błogo. Chciał coś jeszcze dodać, ale powietrze przeciął ostry dźwięk dzwonka na telefon,

- Nie mogliśmy wziąć schronu bez cholernego zasięgu? - westchnął, sięgając po telefon. Przy okazji schylając się zauważył niewielką malinkę na szyi starszego i nie mógł się powstrzymać przed delikatnym trąceniem jej - Ładne. - rzucił, na co ten zawstydzony odwrócił wzrok, niby poprawiając się na łóżku - Halo?,

- Jiminnie? - zadowolony głos trochę ostudził jego złość,

- Co tam Hannie? Tęsknisz?,

- Masz dziś już łaskawie dla mnie czas? Gdzieś ty się wczoraj spieszył? Miałem ważne wieści,

- Em, wołano nas na rozmowę. - skłamał. Co miał mu niby powiedzieć? - Czekaj, ale jakie wieści?,

- Wyobraź sobie, że przez ciebie stałem się częścią cholernych układów mafijnych. Nie dość, że spędzam czas z ludźmi tego twojego Agusta, to jeszcze jego szef do mnie wydzwania. Podałeś mu mój numer jako matkę czy co?,

- Co Papa od niego chce? - w pomieszczeniu było na tyle cicho, że trudno było nie słyszeć rozmowy. Jimin przełączył Junhana na głośnomówiący,

- Możesz wyjaśnić dokładniej o co chodzi?,

- Muszę. Mieliśmy to załatwić wczoraj, ale was wcięło, a ten cały szef jest dziś u siebie i ogarnia cały gang na akcję,

- Jaką akcję? Junhan dobrze się czujesz? Może daj lepiej Woobina do tele- - przerwał, odwracając głowę w stronę drzwi, skąd dobiegło pukanie. Yoongi powoli zwlekł się z łóżka, odbierając od mężczyzny pudełko z ich śniadaniem i dużą bordową kopertę,

- Przyszły wam informacje?,

- Coś przyszło. - zauważył, obserwując, jak Min otwiera kopertę - Możesz mi powiedzieć w skrócie o co chodzi?,

- Pewnie. Okazuje się, że możemy bezpiecznie zlikwidować kuzynostwo. Będziecie całkowicie bezpieczni w każdym miejscu w kraju,

- Zaraz...ale jak to ,,zlikwidować"? - zmarszczył brwi. Po jego ciele przeszedł zimny dreszcz. Oczywiście zrozumiał to słowo, nie rozumiał tylko dlaczego mają to robić...w końcu tylko Demon im zagraża...prawda?,

- Jimin, musimy ich zabić, dobra? Wszystko jest przygotowane. Ten cały Papa ma genialny plan i uspokój tego swojego Agusta, że osobiście nie musi zabijać; kazano mi to przekazać. Będzie przynętą, ale tylko jeśli będzie bezpiecznie. Nikogo nie chcemy narażać,

- Zabić ich...? - powtórzył jak mantrę. Przed oczyma stanął mu widok martwego Angela. Jego żołądkiem mimowolnie szarpnęło. Zerwał się i pobiegł do łazienki,

- Ey Jimin! - krzyk czarnowłosego na nic się zdał. Park zniknął za drzwiami drugiego pomieszczenia. Przejęta Su-Su podrapała ścianę obok, jakby chciała zrobić tam podkop. Jej brat wiedział, że to na nic,

- Agust?,

- Tak? - westchnął, czując bezsilność względem różowowłosego,

- Uważasz, że to zły pomysł? Jak długo będą żyć, tak długo coś będzie wam grozić - zauważył. Miał nadzieje, że chociaż on ich poprze,

- Nie rozumiem tylko jak to może być bezpieczne - usiadł obok telefonu. Niemal nie pisnął, czując nieprzyjemne mrowienie na tyle,

- Sprawdziliśmy ich z każdej strony. Nie mają już swoich ludzi, żyją z takich osób jak ty: z tych, których szantażują. Na rynku gangsterskim spadli na rankingach, a jedyną osobą, która kryła im dupę był niedoszły teść Jimina,

- Zaraz...jak to ,,był"? - zignorował to jak nazwał tego mężczyznę. Nie podobało mu się jakiekolwiek wspominanie o tamtym związku (jego) różowowłosego, ale musiał gryźć się w język,

- Żeby ratować im dupę był skłonny poruszyć niebo i piekło. Ale jego kontakty są gówno warte jeżeli on sam nie wyda polecenia, a aktualnie leży w szpitalu. Jego rokowania są coraz gorsze. Nawet jeśli będą koło niego krzyczeć, że jego syn nie żyje, on tego nie usłyszy,

- Są bezbronni? - zmarszczył brwi,

- Ich jedyna obrona, to oni sami. Dlatego ważne jest, by załatwić to jak najszybciej. Sprawę twojej odsiadki już zamietliśmy pod dywan, teraz tylko chodzi o wasze życia, Agust,

- Pogadam z nim. - westchnął - Mamy coś zrobić?,

- Dostarczą was o czasie do twojego szefa. Tam dowiecie się wszystkiego i rozpoczniemy rozgrywkę, póki niczego nie podejrzewają. I póki nie wiedzą, że pozbyliśmy się ich jedynego informatora,

- Dobra, dzięki Junhan. - zakończył połączenie, biegnąc w stronę drzwi od ich łazienki. Na szczęście nie były zamknięte, dlatego udało mu się je uchylić. Jimin siedział na toalecie, wplatając dłonie we własne włosy. Wyglądał na mocno rozbitego i niestety, ale Min rozumiał o co mu chodziło. Uklęknął przed nim, starając się złapać kontakt wzrokowy. Chciał go pocieszyć uśmiechem lub słowem, ale ten od razu przyciągnął go do silnego uścisku, pociągając nosem - Posłuchaj...oni mają rację. Musimy to zrobić,

- Wiem, po prostu-,

- Zrobię wszystko, żebyś nie musiał ani osobiście go zabijać, ani patrzeć na jego zwłoki,

- Nienawidzę go. - wyrzucił z siebie, jakby ktokolwiek go oskarżał - Ale nie potrafiłbym-,

- Dlatego nie będziesz. Mamy to wszyscy na uwadze. - zapewnił, gładząc czule jego plecy - Ale musimy się zgodzić. Będziemy w końcu wolni. Bezpieczni,

- Dobrze - westchnął,

- Tylko obiecaj, że nie odejdziesz, gdy tylko będzie po wszystkim - tym razem to czarnowłosy pociągnął nosem. W jego głowie już chwilę temu stanął podobny scenariusz i wystarczyła chwila wypowiedzenia tej obawy na głos, by jego serce zdążyło mocniej zaboleć ze strachu,

- Zwariowałeś? - cofnął się, patrząc w jego oczy - Uwielbiam cię, co ci strzeliło do głowy?,

- Wybacz, tylko głośno myślę. - uśmiechnął się smutno - Mamy jeszcze kilka godzin. Chcesz pospacerować po schronie? Może podkradniemy jakieś przekąski - zaproponował. Starał się nie okazać tego, jak bardzo słowo ,,uwielbiam" już mu nie wystarczy.

Starry Eyes | YoonMinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz