Rozdział 7: Krypta

93 16 55
                                    

     W drodze do hotelu nie potrafiłem uciszyć wewnętrznych ostrzeżeń. Właśnie zmierzałem na drinka w towarzystwie nieziemsko seksownej laski, na którego sama mnie zaprosiła, więc łatwo można było przewidzieć zakończenie wieczoru. Nie umiałem się jednak zrelaksować.

Czy to z powodu przestrogi tamtej dziewczyny, czy też dziwnych reakcji Wiecznych na mój widok, albo zbyt wielu niewiadomych, nie wiem. Wyluzowanie, które do niedawna przychodziło mi naturalnie w każdej sytuacji, teraz gdzieś wyparowało. Intuicja wręcz wymuszała na mnie czujność.

— Jak się panu podoba Londyn, panie Selva? — podjęła Sheila, aby przerwać dłużącą się w samochodzie ciszę.

— Nie podoba — odparłem bez ogródek. — Za ciasno tu jak na moje standardy.

Nie wydawała się urażona.

— Rozumiem. — Skinęła głową i posłała mi krótkie, rozbawione spojrzenie. — Muszę pana zmartwić. Większość Europy może się panu wydawać klaustrofobiczna.

— Taa, ale tutaj to jest inny poziom. I nawet jeździcie po złej stronie ulicy.

Zaśmiała się cicho, pierwszy raz, od kiedy się znamy, czyli... od niecałej doby. Auto zatrzymało się przed wejściem do hotelu, kiedy spojrzała na mnie znów z tym samym niedowierzaniem i zapytała:

— Zawsze jest pan taki bezpośredni?

Posłałem jej firmowy uśmiech numer jeden, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Po chwili staliśmy już w hotelowym lobby.

— Witamy z powrotem, pani Griffiths, panie Selva — powitała nas recepcjonistka, a my podeszliśmy bliżej.

— Zanim oddam pana Selvę pod pani opiekę — puściła mi oko — chcemy zajrzeć na chwilę do Krypty.

— Oczywiście, zapraszam — odpowiedziała i otworzyła dla nas przejście za ladę.

Tuż za kobietą znajdowały się drzwi, które z łatwością mogły uchodzić za wejście do pomieszczenia pracowniczego. Kiedy przez nie przeszliśmy, znaleźliśmy się na schodach prowadzących w dół. Kto by pomyślał? Krypta — pod ziemią? Niesłychane!

Zaintrygowany podążałem za Sheilą, a do naszych uszu coraz wyraźniej docierały przytłumione dźwięki spokojnej muzyki klasycznej.

— Ludzcy pracownicy hotelu są przekonani, że goście Krypty to tak naprawdę członkowie sekty — jej głos odbił się od ścian krótkim echem. — Nie wyprowadzamy ich z błędu.

— Mam się spodziewać ołtarza i ław pełnych wiernych? — rzuciłem przekornie. — Po co tyle zachodu o zwykły bar?

Sheila w odpowiedzi zatrzymała się nagle, a ja zaraz za nią. Nie dość, że byłem od niej sporo wyższy, to jeszcze stałem stopień wyżej, więc musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mi w twarz. Ten widok skojarzył mi się mocno dwuznacznie. Zwłaszcza kiedy zmrużyła lekko oczy i wymruczała:

— Gwarantuję panu, nie taki zwykły.

A potem wróciła do schodzenia po schodach.

Dlaczego mi to robiła? Gdybym nie był właśnie uwikłany w cholerną, świętą misję i nie miał tych wszystkich wątpliwości co do szczerości Wiecznych, już dawno podjąłbym grę Sheili. Nie schodzilibyśmy do jakiegoś zakichanego baru, tylko grzalibyśmy pościel w moim pokoju hotelowym.

Ale ja nie miałem pewności, czy jej flirt nie jest przypadkiem udawany. Próbuje zdobyć moje zaufanie w najbardziej prymitywny (i zarazem najprzyjemniejszy) sposób? Po co? Żebym zapomniał o Modyfikatorach, którym przeszkodziliśmy akurat w momencie, kiedy wsłuchiwali się w czyjeś rozmowy telefoniczne i przechwytywali obrazy z kamerek? Teoria „panny Crown" nabierała sensu, choć wciąż nie byłem pewien, czy to tylko zapobiegliwość Wiecznych, czy może ewentualne zagrożenie?

Ci drudzy myOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz