Rozdział 12: Mądrala i jej genialny plan

65 13 15
                                    

     Po porannej toalecie każde z nas udało się do swojego pokoju, gdzie przy zasłoniętych oknach próbowaliśmy zasnąć. W teorii. Zza ściany po lewej stronie dochodził odgłos gniecionego gumowego worka i dźwięki przełykania. Sheila najwidoczniej „jadła śniadanie". Z pomieszczenia po prawej wychwytywałem jedynie ciche postukiwania.

Leżałem na swoim wąskim łóżku z rękoma założonymi za głowę i gapiłem się w nierówny sufit. Pełnia... Miałem tu gnić jeszcze tyle czasu? Ponad tydzień bezsensownego kręcenia się po lesie, pilnowania się na każdym kroku, celibatu i ograniczenia wolności? Przecież to jakieś piekło.

W momencie, gdy z moich ust wydobyło się ciężkie westchnienie, usłyszałem szmer dochodzący zza szafy. Kolejna wiadomość? Ech, mogłaby już dać sobie spokój...

Mimo to wstałem i wyciągnąłem z dziury w ścianie papierowy rulonik. Moja ciekawość kiedyś mnie zgubi, słowo daję. Gdy rozwinąłem kartkę, nieco się zdziwiłem. Vilde znów czytała mi w myślach?

„Do pełni jeszcze sporo czasu, naprawdę chce Ci się tutaj tkwić? Moglibyśmy szybciej to zakończyć".

No i to był argument, którym mogła mnie zainteresować! A nie jakieś tam misje ratowania niewinnych, już je kiedyś przerabiałem i na dobre mi to nie wyszło. Przyspieszony powrót do domu to coś, czego chciałem.

Na odwrocie napisałem jedynie „jak?" i wcisnąłem papier z powrotem do dziury. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.

„Wystarczy, że będziesz ze mną współpracował. Wystarczy, że odnajdziemy Smæc szybciej we dwoje i ostrzeżemy ich przed niebezpieczeństwem. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, już jutro wsiądziesz na pokład samolotu do Kanady".

Wpatrywałem się w jej zgrabne pismo i czytałem wiadomość raz za razem. Perspektywa tak wczesnego powrotu do domu kusiła, nie zaprzeczam. Ale co z Wiecznymi? Co z Sheilą? Mieli tak po prostu pozwolić mi odejść? A co z pomocą dla matki? Jeśli nie wypełnię swojego zadania, ona nie otrzyma leczenia. Chociaż... jeśli Vilde miała rację i Wieczni chcieli zaatakować wilkołaki, to dlaczego mieliby chcieć pomóc komuś, kto jest z nimi powiązany?

Sięgnąłem po długopis i naskrobałem pospieszne: „dlaczego Wieczni mieliby chcieć powybijać wilkołaki? Żadnej innej rasy przecież nie atakowali".

Odpowiedź Vilde zaskoczyła mnie do takiego stopnia, że bezwiednie przysiadłem na podłodze obok dziury w ścianie.

„Powód jest bardzo prosty. To właśnie dlatego musiałeś nosić na szyi ten śmieszny amulet. Krew wilkołaków to jedyna na świecie trucizna zdolna zabić Wiecznego. Działa na nich jak srebro na Was. Myślisz, że dlaczego to właśnie ja pobierałam Twoją krew do analizy? Talizman miał za zadanie informować nieświadomych Wiecznych, że nie wolno im zbliżać się do Ciebie. Stanowicie jedyne realne zagrożenie, dlatego chcą się Was pozbyć. Najpierw rozprawią się ze Smæc, a potem przyjdą po Was".

Przez myśl od razu przeszły mi te wszystkie zdziwione, zaalarmowane spojrzenia, jakie posyłali mi w Siedzibie. To by wyjaśniało też rękawiczki, które Philip i Sheila prawie zawsze nosili na dłoniach.

Cholera...

To miało sens.

Minęła dłuższa chwila, zanim zdobyłem się na odpowiedź. W tym czasie z pokoju Vilde nie dochodził absolutnie żaden dźwięk. Ciekawość wygrała, więc napisałem: „Dlaczego się w to mieszasz? Przecież nie jesteś częścią tego konfliktu. Musisz mieć jakiś powód".

Tym razem to ja byłem zmuszony czekać dłużej niż zwykle. Siedząc sztywno, wpatrywałem się w dziurę w ścianie i zastanawiałem się nad decyzją, którą już podświadomie podjąłem. Ten fakt nadal do mnie nie docierał.

Ci drudzy myOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz