Rozdział 7

1.7K 52 112
                                    


Samolot podchodził do lądowania. Taehyung patrzył za okno na rozmazujące się światła lotniska. Korea przywitała ich nocą. Pomimo, że wracał do kraju to wcale nie czuł się lepiej. Miał wrażenie, jakby do tej pory toczył jedynie małe bitwy, a teraz miał przeprowadzić ostateczną wojnę. Bardzo dobrze znał powód. Właśnie przez to, że znaleźli się bliżej domu niż kiedykolwiek.

Wychodząc z maszyny zderzył się z chłodnym powietrzem. Port lotniczy Pusan był opustoszały, dzięki czemu cała siódemka bez zbędnego szumu wsiadła do firmowych samochodów. Udawali się do Busan, gdzie miał się odbyć ostatni koncert. Wydarzenie mające zwieńczyć ich trasę i bycie zespołem. Dlatego też zostały zaproszone na nie rodziny każdego z członków. Tae podejrzewał jednak, że nie wszyscy się pojawią. Nawet nie musiał zgadywać kto to będzie.

Jungkook był przez to wyjątkowo milczący. Jego spojrzenie się zawieszało, a uśmiech był nieszczery. Nie dziwił mu się. W końcu to było jego rodzinne miasto. Po szumie jaki wywołali w Ameryce jego chłopak wielokrotnie wydzwaniał do domu, ale bezskutecznie. Dla Tae był to jasny komunikat, że nie akceptują ich związku, jednak Kookie się nie poddawał. Jakaś część niego nie chciała w to uwierzyć i naprawdę musiał się powstrzymywać, by nie rozwiać jego nadziei. Sam przecież też wciąż spoglądał na telefon nawet nie wiedząc, czego oczekuje. To było cholernie popierdolone i smutne.

Zajeżdżając do hotelu, w holu przywitał ich sam Bang i manager Sejin. Zdziwieni chłopacy wymienili z nimi uprzejmości, rozcierając zaspane twarze. Każdy był padnięty po długim locie.

- Nie chcemy was zatrzymywać, mamy sprawę do Jungkooka i Taehyunga. Reszta z was może iść do swoich pokoi.

- Coś się stało? - zapytali niemal jednocześnie, momentalnie się rozbudzając.

Prezes poprosił ich o cierpliwość i udanie się za nim. Rozdzielili się z przyjaciółmi, wymieniając zaniepokojone spojrzenia. O co mogło chodzić w środku nocy?

Pokonywali ponure korytarze, aż znaleźli się w niewielkiej salce konferencyjnej. Mężczyźni poprosili ich do stołu, sami siadając naprzeciwko. Na szczęście nie musieli długo czekać na reakcję.

- Na wstępie chcemy wam podziękować i przeprosić.

Razem z Jungkookim nieco się rozluźnili. Od dnia ich deklaracji nie dostali informacji jakie jest stanowisko ich przełożonych. Nie mogli przecież przewidzieć wszystkiego co się z tym wiązało.

- Wiemy, że było wam bardzo trudno i robiliście co mogliście, by się obronić – powiedział skruszony Bang, nerwowo rozcierając dłonie w spodnie – Nasze umowy, groźby i kary, czy to słowne czy na piśmie, nie były w stanie powstrzymać amerykańskich mediów przed bombardowaniem was pytaniami. Jak na okoliczności, uważamy że poradziliście sobie fenomenalnie. Jesteśmy wam za to wdzięczni.

- Dziękujemy – Powiedział Tae. Kookie tylko kiwnął głową.

Śmiał podejrzewać, że wytwórnia wcale wiele nie straciła na ich coming out'cie. Uznał nawet, że oświadczenie zostało wypuszczone w dość strategicznym momencie. Raczej ciężko było nie przewidzieć, że amerykańscy dziennikarze to zignorują. W Korei nie odczuliby takiej presji. Widział to dokładniej dopiero teraz. Ujawnili się jako pierwsza gejowska para w k-popie. To była ich decyzja, ale nie mógł zaprzeczyć, że nie czuł się przyparty do ściany. Medialnie mocno się wybili. Afera goniła aferę, a artykuły pisały jak szalone. Kwoty za grzywny pewnie też były nie małe.

Czy mógł być o to zły? Czy prezes rzeczywiście kierował się ich dobrem, czy może zostali wykorzystani? Wiedział, że biznes to biznes, a oni jako zespół mieli za zadanie dobrze się sprzedawać. W ostatnich dniach ich popularność przekroczyła apogeum, więc jego podejrzenia miały podstawy.

Po latach [Taekook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz