1. Hiszpania

2.9K 77 68
                                    

Wysiadając z prywatnego samolotu od razu rzuciłam się w stronę dobrze znanego mi mężczyzny.

- Wujek! - wykrzyczałam przytulając się do niego.

- Wujek B! - krzyknęła Lily podbiegając do blondyna i wtulając się w jego nogę. Puściłam mężczyznę pozwalając mu wziąć na ręce moją młodszą siostrę.

- Dzień dobry - zawołali razem Mia, Vera, Connor, Louis oraz Marcus.

- Carterowie! - uśmiechnął się wujek w końcu mogąc się odezwać - Witam w Madrycie - powiedział uradowany - No chodźcie tu - rozłożył ramiona. Moi kuzyni od razu zamknęli go w szczelnym uścisku.

Wujek Ben był bratem mojej mamy. Jedynym z jej rodzeństwa, który nie odwrócił się od niej podczas jej pierwszej ciąży i związku z moim tatą. Ben oraz mój tata bardzo dobrze się dogadywali. Dziadkowie zawsze traktowali go jak własnego syna tym bardziej po tym jak jego własny ojciec i reszta rodzeństwa zostawili go samego z babcią. To tylko wzmocniło rodzinę Carterów z tą kochającą dwójką. Co roku wraz z moim kuzynostwem oraz Lily przyjeżdżamy tutaj do Madrytu na wakacje, żeby spędzić trochę czasu w rodzinnym mieście mojej mamy. Pierwszy raz przylecieliśmy tutaj w ferie co bardzo nas wszystkich cieszyło. No może poza Lucasem i Robinem, którzy narzekali kilka dni wcześniej, że muszą zostać w Pensylwani na urodzinach ojca Vivian. Billy i Diana musieli natomiast zostać, gdyż pochorowali się. Bitwy na śnieżki nie zawsze kończą się dobrze. Zwłaszcza z tą dwójką małych rozrabiaków.

- Wsiadajcie do wana a ja wezmę wasze rzeczy - oznajmił wskazując ręką na ogromny czarny samochód, do którego od razu wszyscy weszliśmy.

- Jedyne o czym teraz marzę to wóda i sen - powiedział Marcus rozsiadając się wygodnie na miejscu pasażera.

- W sumie jak się najebiesz to szybciej zaśniesz - odparł Louis.

- Wiem - rzucił chłopak przymykając oczy.

- Nie wiem czy wiecie ale ja też tu jestem - powiedziała nagle pięciolatka patrząc na nich podirytowana.

- I co w związku z tym? - zapytał Louis.

- Przy dzieciach się nie przeklina kretynie - powiedziała wtulając się w mój bok.

- Kiedy niby przeklnąłem? - zapytał marszcząc brwi.

- "W sumie jak się najebiesz to szybciej zaśniesz" - zacytowałam patrząc na niego z kpiącym uśmiechem.

- No właśnie - wymamrotała Mia robiąc coś na telefonie.

- Dobra zignorujmy ten fakt - powiedział machając lekceważąco ręką przez co razem z dziewczynami posłałyśmy sobie znaczące spojrzenia uśmiechając się przy okazji do siebie.

Droga do domu mojej babci minęła nam na robieniu prywatnego koncertu Benowi, który wyglądał na rozbawionego naszym darciem mordy. Bo tego do śpiewania nie można zaliczyć. Kiedy tylko dojechaliśmy na miejsce ujrzeliśmy wielką willę trochę mniejszą od rezydencji w której mieszkam od najmłodszych lat. Wysiedliśmy z wana witając się z dwójką mężczyzn, którzy zajęli się naszymi rzeczami. Weszliśmy do środka udając się do kuchni, z której unosił się przyjemny zapach.

- Cholera jasna! - słysząc wkurzony kobiecy głos przyśpieszyliśmy kroku w końcu wchodząc do kuchni.

- Spaliłaś coś? Bo jak tak to wyjątkowo ładnie pachnie - odezwał się Marcus patrząc na kobietę z rozbawieniem.

- O moje małe szczenięta - odwróciła się w naszą stronę kobieta uśmiechając się do nas promiennie.

- Cześć babciu - zawołaliśmy wszyscy razem podchodząc do niej po kolei i przytulając ją na powitanie. Oczywiste było to, że Lily przytulała kobietę najdłużej patrząc na nią z wyraźną tęsknotą. W końcu ten mały szkrab już po jednym dniu zaczynał tęsknić za kimś bliskim, a z kobietą nie widziała się prawie pół roku.

- Ładnie pachnie ciasto, a spaliłam makaron - odpowiedziała Marcusowi kobieta.

Josephine Lopez była blondynką o ciemnych oczach i wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych. Jak na prawie sześćdziesiąt lat to miała niewiele zmarszczek, dzięki czemu wyglądała młodziej.

- Jak można spalić makaron? - zapytała zdziwiona Vera.

- Nie jestem dobra w gotowaniu okej? Lepiej wychodzi mi pieczenie ciast - powiedziała - Poproście Axela, żeby wam coś zamówił albo zróbcie coś sobie sami bo ja zaraz chyba spalę tą kuchnię - dodała siadając przy wyspie kuchennej i biorąc dużego łyka kawy.

- Zrobię wam mój popisowy makaron - oznajmiła Mia odkładając telefon na blat i związując włosy, żeby żaden nie znalazł się w jedzeniu.

Usiedliśmy wszyscy przy stole wyciągając telefony i sprawdzając co słychać na świecie. Lily wzięła krzesło, które postawiła centralnie za mną, stanęła na nim i zaczęła robić mi jakąś fryzurę. Babcia robiła coś na komputerze popijając przy tym kawę.

- Nosz kurwa nie wierzę - oburzyła się brunetka przez co wszyscy na nią spojrzeliśmy - Pojawił się artykuł i zgadnijcie z czyim udziałem - spojrzeliśmy na nią pytająco nie wiedząc kompletnie o kogo mogło jej chodzić - Vivian - powiedziała widząc nasze zdezorientowane miny.

- Co piszą? - zapytał Connor.

- Jakiś czas temu mogliśmy ujrzeć po raz pierwszy wybrankę syna znanego producenta broni, Roberta Cartera. Dowiedzieliśmy się również, że dziewiętnastoletni chłopak ma trzyletniego syna razem ze swoją partnerką życiową jaką jest Vivian Miller, córka prezesa firmy ubezpieczeniowej SAA ( Safety above all), Liama Millera. Z naszych źródeł wynika, że mężczyzna chciał kilkukrotnie nawiązać współpracę z prezesem firmy Cartees, jednak ten za każdym razem mu odmawiał. Związek tej dwójki jest idealną przepustką na tą zapowiadającą się znakomicie współpracą. Czy to możliwe, że Vivian Miller jest z Lucasem Carterem tylko ze względu na cele swojego ojca? - przeczytała dziewczyna.

- Na moje oko ten artykuł napisała jakaś zazdrosna faneczka naszego kochanego Luke'a - powiedziała Mia biorąc się za przygotowywanie sosu.

- Jaka strona? - zapytałam.

- nielegalnie.com - powiedziała zaciskając usta w cienką linię.

- I wszystko jasne - zaśmiał się jej brat.

- Czyli jakaś zakochana małolata napisała gówniany artykuł, żeby pewnie wywołać skandal - zauważyła staruszka - Amatorgia.

***

- Elo mordo - powiedziałam wbijając wieczorem do pokoju Marcusa.

Chłopak pomachał mi biorąc dużego łyka wódki. Położyłam się obok niego zabierając mu alkohol, którego od razu się napiłam.

- Dwa tygodnie ciągłego imprezowania czas zacząć - mruknął zadowolony przez co się zaśmiałam oddając mu trunek.

- Ja całe dwa tygodnie spędzam z Stacy - odparłam.

- Z tą sąsiadką babci? - zapytał starając upewnić się czy aby na pewno wie o kim mówię.

- A znasz jakąś inną Stacy? - zapytałam wywracając oczami i ponownie zabierając mu alkohol.

- W sumie to nie - odparł chłopak - Wiesz, że podobno jej ojciec przylatuje na jakiś czas do Pensylwani? - zapytał na co ja pokiwałam głową na nie - Ma pomóc naszym rodzicom w jakiejś sprawie - dodał wyrywając mi alkohol - Wiesz co mnie męczy?

- Co? - zapytałam patrząc na niego uważnie.

- Że teraz nagle wszystko przed nami zatajają - powiedział - Nic nie chcą nas mówić a przecież jeszcze jakiś czas temu mówili nam o każdej sprawie.

- Dzieje się coś złego. Czuję to - powiedziałam po chwili ciszy - Mogę spać z tobą? Boję się być sama.

- Jasne - odparł.

Od razu ułożyłam się wygodnie starając się zasnąć.

- Dobranoc Marcus.

- Dobranoc dzieciaku.

Jak wam się podoba pierwszy rozdział? Wiem, że zakończenie poprzedniej części was zniszczyło ale spokojnie to jeszcze nie koniec losów Isabelli i Tony'ego.

Widzimy się w następnym rozdziale słoneczka!

Moja na zawsze • Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz