244

843 56 0
                                    

Nadszedł ten piątek, na który Harry kompletnie nie był przygotowany. Nie chodzi o jedzenie, ubiór czy czysty dom. Myśl, że od tego jednego spotkania zależy los jego pracy w firmie Hendersona przytłaczała go jeszcze bardziej. Nie lubił go, nawet nie szanował, a miał zgrywać potulnego zawodnika, zdolnego czcić go jak jakiegoś boga.
Jedyne co mógł zrobić, to zająć się czymś innym.
Żona była w kuchni od samego rana, więc opieka nad synami została mu powierzona. Idealnie.
Skierował się ubrany w białą koszulę i czarne spodnie z kompletu do pokoju, w którym chłopcy smacznie spali, i z żalem stwierdził, że oni nie pomogą mu się opanować. Choćby ktoś kazał mu ich obudzić, nie zrobiłby tego.
-Przynajmniej, teraz jesteście cicho. - powiedział - Czy w nocy specjalnie płakaliście? Wstawałem ja i kolejno wasza mama. Biedna kobieta, teraz jest w kuchni i stara się, żeby wszystko było idealne na jego przyjście, ale ja nie chcę, żeby tak było. Sam nie wiem dlaczego, ale ten mężczyzna wzbudza we mnie niekontrolowany gniew.
Podszedł bliżej łóżeczka, nachylił się i chwycił ich za rączki.
-Macie moje geny, więc chęć napsucia komuś krwi jest w was znacznie większa. Mamusia też do świętych nie należy. - przerwał na chwile - Pokażcie mi, że z dumą nosicie moje nazwisko i napsujcie temu oblechowi krwi.
~×~

Sugar & Milk /book three SugarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz