Rozdział 2.

24 7 0
                                    

-Liv, możemy stąd iść? Zapomniałam, że musze być dzisiaj wcześniej w domu.- Powiedziałam starając się brzmieć normalnie.

Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie i skinęła głową. Przeprosiła ekspedientkę i wyszłyśmy ze sklepu. Między nami zapadła cisza. Choć była niezręczna, nie wiedziałam nawet co miałabym powiedzieć w takiej sytuacji.

- Wiesz co, mama mnie prosiła żebym po drodze zrobiła zakupy.Mogłabyś..

-Nie ma problemu kochana, daj znać jak będziesz w domu.- Przerwałam jej w połowie zdania i skierowałam się do wyjścia. Vi nie potrafiła rozmawiać na trudne tematy. Wie, że mam problemy, ale wydaje mi się, że nie chce tego przyznać przed samą sobą. Absolutnie jej o to nie obwiniam. Nie potrafię o tym rozmawiać, nawet z najlepszą przyjaciółką.

Gdy już stoję na przystanku, standardowo wyciągam moje słuchawki, które podpinam do telefon i włączam Prom Queen od Beach Bunny. Autobus powinien przyjechać za jakieś dziesięć minut. Gdybym chciała iść pieszo zajęłoby mi to jakieś dwie godziny.

Podziękuję.

***
Nie. Znoszę. Szkoły.
Przysięgam, że te wszystkie zadania domowe, sprawdziany, kartkówki, wypracowania, referaty.. to jest naprawdę męczące. Dużo można usłyszeć, jacy to nie są uczniowie w stosunku do nauczyciela, że powinni się zaangażować w lekcje, ale to czemu wina zawsze jest po naszej stronie?

Czemu nikt nie zwraca uwagi na podejście prowadzącego do lekcji. Czy prowadzi je z pasją, zamiłowaniem do przedmiotu którego uczy. Przecież to też ma wpływ na jakość nauki i ogólnej atmosfery w klasie.

Niestety nie wszyscy są na tyle dobrzy, żeby zatrudniać tylko takich nauczycieli.
Siedzę przy biurku i odrabiam stertę prac domowych. Jest 21 a ja mam ochotę tylko na to, żeby się położyć i spać przez kolejny miesiąc.

Spoglądam przez okno i trochę zaskoczona dostrzegam ruch w oknie budynku, który stoi zaraz obok mnie. Jest to dość stary, ale bardzo gustowny dom. Należał do Pani Howard, która zawsze kryła mnie przed rodzicami jak wracałam do domu przez okno. Miła staruszka, ale niestety 4 lata temu zmarła i dom stal pusty bo jakieś dzieciaki rozgadały w całym mieście, że są tam duchy.

Cóż, przynajmniej miałam spokój. Aż do dzisiaj.

Staje za ciemno-zieloną, grubą zasłoną i przyglądam się nowym właścicielom. A w zasadzie nowemu bo jest tylko jedna osoba.

Wysoki brunet, dobrze zbudowany. Ma ubraną czerwoną bluzę z kapturem. Więcej nie widzę bo chłopak jest odwrócony plecami do mnie.

Wtedy to się dzieje. Brunet odwraca się w moją stronę i od razu wyłapuję moje spojrzenie, jakby od razu wiedział gdzie patrzeć. Jego twarz jest dziełem Boga. A może samego diabła? Nie wiem, ale wiem, że nie łatwo mi będzie teraz żyć w miejscu zwanym „dom" obok, którego mieszka ten chłopak.

Odwracam speszona wzrok i zaczynam sprzątać stanowisko pracy. Gdy biurko jest w miarę ogarnięte, idę wziąć szybki prysznic i się przebrać do spania, ponieważ wiem,że i tak już dzisiaj nic nie zdziałam.

Gdy leże już w łóżku biorę komórkę do ręki i odczytuję nadesłane, sprzed kilku godzin wiadomości.

Od: Vi
Wszystko w porządku ? Jakoś niemrawo wyglądałaś jak się żegnałaś.

Od: Cam
Jak się czujesz słońce? Livia mi powiedziała co się stało w sklepie. W poniedziałek będę w szkole bo się już dobrze czuje, więc pogadamy. Kocham cię, dobranoc <33

Przelotnie odpisałam, że wszystko w porządku i odłożyłam komórkę. Staram się zasnąć, ale nie potrafię.

Wyciągam z szuflady z bielizną, paczkę papierosów i wychodzę przez okno na dach. Pogoda jest naprawdę ładna, mimo, że nadal panuję chłód.

Odpalam jedną fajkę, wkładam pomiędzy spierzchnięte wargi i zaciągam się mocno nikotynom. Wpatruję się w oświetlone domy i wyrastające drzewa na horyzoncie. Wieje lekki, lecz przyjemny wiatr. Po chwili czuje jakbym miała wypalane dziury na swojej twarzy.

Rozglądam się, ale nic nie widzę. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że chłopak, który się wprowadził obok mnie, właśnie spogląda na mnie przez okno również wypalając swojego papierosa. Nie widzę jego twarzy, ale czuje, że patrzy prosto w moje oczy.

Gaszę niedopałek o dach i wrzucam do rynny, w której jest wiele innych. Jeszcze raz spoglądając na chłopaka wracam do pokoju. Chowam paczkę z powrotem do szuflady. Wiem, że już nie zasnę więc wyjmuję z szafki mój szkicownik i zaczynam tworzyć uprzednio włączając po cichu moją ukochaną playliste.

***

-Rose, ubierz się dzisiaj ładnie. Zaprosiłam nowego sąsiada na kolację powitalną.-Powiedziała nawet na mnie nie patrząc.

Mruknęłam pod nosem ciche „dobrze" i wyszłam z domu. Postanowiłam się przejść do naszego osiedlowego sklepiku bo skończyły mi się papierosy po tym, jak wypaliłam całą moją paczkę przez noc. Nie umiałam dzisiaj zasnąć, przez rysy anielskiej postaci.

W spokoju przemierzałam kolejne puste ulice Lynwood. Małego miasta słonecznej Kalifornii. Do sklepu dotarłam po około 10 minutach. Budynek, przed którym przystałam nie był zbyt duży. Obskurne ściany i nieciekawa okolica nie przyciągała dużo klientów.

Gdy potrzebowałam rzeczy, których normalnie by mi nie sprzedano, zawsze przychodziłam tutaj ze względy na to, iż mogłam kupić co tylko chciałam.

Gdy weszłam przez ciężkie drzwi, nad moją głową rozniósł się dźwięk dzwonka informujący o tym, że ktoś przychodzi albo wychodzi.

Rozejrzałam się po sklepie i ruszyłam w stronę pierwszej alejki. Lubię chodzić i przeglądać rzeczy na półkach. Tak po prostu.

Gdy przeszłam przez cały sklep podeszłam do kasy czekając na Franka. Pracuje on tutaj odkąd pamiętam. Nigdy się nie czepia braku dowodu. Można powiedzieć, że jest to mój stary znajomy. Dosłownie stary bo podchodzi pod 70-tkę.

Nagle usłyszałam jakiś huk na zapleczu. Podskoczyłam w miejscu otwierając szerzej oczy.

Wstrzymuję oddech ruszając powoli w tamtym kierunku. Nie wiem co tam się stało, ale mój wewnętrzny głos podpowiada mi, że nic dobrego.

-Frank?- odzywam się ale w odpowiedzi dostaje głuchą ciszę.- Jesteś tam?- znowu nic.

Przechodzę przez powieszoną zasłonę nad drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Stara jarzeniówka ledwo świeciła, zwisając z jednego kabla popękanego sufitu.
Robię jeszcze kilka kroków gdy dostrzegam skulonego na ziemi mężczyznę w podeszłym wieku.

-Frank? Wszystko w porządku? Co się stało? - pytam, trochę zaniepokojona jego zachowaniem. Taka sytuacja nigdy nie miała miejsca.

Mężczyzna podnosi głowę jakby dopiero wyrwał się z letargu i spogląda wprost w moje oczy. Dostrzegam ciemne wory pod oczami, wysuszoną skórę i zmartwienie na jego twarzy.

-Rosie.. Ty.. Nie możesz tu zostać.. Tu nie jest bezpie...- przerwał w połowie zdania zachrypniętym głosem jakby od wielu godzin się nie odzywał, gdy przez tylne wejście dostrzegam wchodzącego mężczyznę.

Wszędzie mogłabym go rozpoznać. Teraz jest bliżej więc mogę mu się lepiej przyjrzeć.

Czarne jak smoła włosy, ostro zarysowana szczęka, kilka ledwo widocznych piegów na nosie oraz rażąco zielone oczy, które mogłyby być moim prywatym narkotykiem.

-To ty..

***

Witam! Kolejny rozdział za nami! Miłego dnia kochani!
do następnego!

The sun before the stormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz