8. Epilog.

203 19 150
                                    

Trzy lata później:

Duży, miedziany dzwonek przy drzwiach rozdzwonił się, gdy ostatnia osoba pociągnęła za drzwi, aby móc wyjść z małego sklepu. Widziała jak zatrzymała się przed ustawioną na zewnątrz dekoracją skomponowaną z dziesiątek różnych wielkości flakonów wypełnionych różnokolorowymi płynami. Gdy jej wzrok padł na jasno oświetlone wnętrze uśmiechnęła się i zamachała dłonią.

Odwzajemnił jej uśmiech po czym dołączył do czekającej już na zewnątrz grupy rozemocjonowanych przyjaciół. Przez krótką chwilę obserwowała ich wyginających się do zdjęć przy ozdobnych drzwiach po czym odwróciła się, by wejść do drugiego pomieszczenia.

Znajomy zapach wilgoci wypełnił jej nozdrza, gdy tylko przekroczyła próg drugiej sali. Jak zawsze rzuciła szybkie, pełne zaciekawienia spojrzenia na lampę zdobiącą łukowaty sufit. Trzy, żelazne demoniczne maski podtrzymujące słońce rzucały długie cienie na bielone ściany i starą, drewnianą podłogę, która skrzypiała z każdym jej krokiem.

Korzystając z tej chwili oparła się o wysoki gzyms kominka i odetchnęła głęboko wciągając zapach suszonych ziół.

- Proszę powiedz mi, że możemy już zamykać na dziś. – Powiedział z głębokim westchnięciem Garreth wyłaniając się z schodów, prowadzących do podziemi. Otrzepał brązową, skórzaną kamizelkę zanim wszedł do sali by oprzeć się o ogromny, mahoniowy regał wypełniony replikami starych, alchemicznych ksiąg zgromadzonych niegdyś przez jego z praskich króli. – Nigdy nie pozbędę się tego zapachu stęchlizny z ubrań.

- Przypominam ci, że to ty chciałeś osuszyć kolejny poziom. – Odparła z uśmiechem i podeszła do rudowłosego. Niesforny kosmyk włosów opadł na jego czoło, na którym zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki. Nadal jednak wyglądał zaskakująco młodo, niemal tak samo jak tego dnia, w którym opuścili Rzym. Jedynie kilka siwych włosów, które wypatrzyła ostatnio zdradzało, że dawno przestał być już dwudziestolatkiem.

Dostrzegała jego zmęczenie, gdy sięgnął do ukrytych drzwi i pociągnął za nie. Głośny zgrzyt wypełnił salę, kiedy powoli wyłaniały się ze ściany z powrotem okrywając mrokiem wąski korytarz prowadzący w dół. Huknęły wskakując na dawne miejsce.

- Zadzwonię do kogoś, kto mógłby naprawić ten mechanizm. Jeszcze kilka razy będziesz musiał tak nimi szarpnąć to wyrwiesz je z mocowań. – Mruknęła przyglądając się ciężkiemu regałowi, za którym było skryte przejście do średniowiecznych sal alchemicznych. – A naprawienie tego nie będzie należało do najprzyjemniejszych.

- Mogłabyś pomyśleć choć przez chwilę o moich biednych rękach i kręgosłupie. – Odparł niezadowolony i odgarnął włosy z czoła. Podszedł do drzwi, aby zerknąć na wnętrze sklepu. – Jeśli nikogo nie ma zamknijmy te kilka minut wcześniej. Możemy złapać jakąś kolację po drodze.

- Możemy. – Potwierdziła uśmiechając się. Wróciła do głównej sali, aby obrócić tabliczkę informującą o otwarciu muzeum i sklepu. Upewniła się jeszcze czy drzwi są zamknięte zanim skierowała się na zaplecze, by zrzucić z siebie przesiąkniętą zapachem rozmarynu i lawendy koszulę oraz lniany fartuszek. Zamiast nich wciągnęła przez głowę obszerny, wełniany sweter.

Mimo upływu czasu wciąż nie przyzwyczaiła się do chłodu i wilgoci panujących w Pradze. Każdego jesiennego wieczoru tęskniła do przepełnionych słońcem ulic i głośnej muzyki dobiegającej z restauracji i okolicznych sklepików. Przesunęła jeszcze dłonią po włosach, wyciągając niesforne kosmyki, które zahaczyły się o grube sploty.

- Daj mi jeszcze chwilkę. – Poprosił rudowłosy, gdy wróciła do jasno oświetlonej sali. Skinęła głową obserwując jak znika za drzwiami, po chwili powrócił również w świeżym, niepachnącym stęchlizną ubraniu. W ręce trzymał jej płaszcz. – Ubieraj się zmarzluchu.

Złoto i szmaragdy. [AU OC x Sebastian Sallow] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz