- Przeciwniczką championki, Tatiany Garcii, jest Delilah Lopez!
Usłyszawszy ten komunikat, wiedziałam już, co mam robić. Jak z automatu zaczęłam kierować się w stronę ringu, patrząc tylko na niego. Nie mogłam się zdekoncentrować. Skupiona wpatrywałam się w przeciwniczkę, która słuchała rad trenera. Tłum wołał moje imię, jak i Tatiany. Dodawało mi to pewności siebie. Liczyli na mnie. Ale nie tylko oni.
Moja rodzina też liczyła, mimo to, że o niczym nie wiedzieli.
Musiałam ich chronić, więc musiałam wygrać tę walkę.
Będę tam stać nawet do utraty sił. Nawet, gdy upadnę na deski, to wstanę, bo nie pozwolę, by stała im się krzywda.
Muszę wygrać.
Weszłam na ring po małych schodkach. Tłum zawył, a ja uniosłam kącik ust. Podeszłam do mojego narożnika, w którym stała Melanie, Raquelle oraz Joseph.
Raquelle jak i Joseph również są ze mną od samego początku. Poznaliśmy się w barze, gdy Joseph zaczął bić się z jakimś gościem, a ja przez przypadek oberwałam prostym w nos, który na szczęście był tylko stłuczony. Oczywiście nie na tym się skończyło, bo oddałam Joseph'owi mocnym sierpowym, a Raquelle wybuchła wtedy śmiechem. Pogadaliśmy, przeprosiliśmy się nawzajem, a Joseph i Raquelle stwierdzili, że jest we mnie potencjał na zawodniczkę. Naturalnie, zgodziłam się. Przed tym zajściem, już dawno myślałam o tym, jak wkręcić się w świat walk. A spotkanie z nowymi przyjaciółmi dało mi szansę, której nie zmartnowałam.
Przyjaciele byli parą od trzech lat. Raquelle, była niską, czarnowłosą, dwudziestoletnią dziewczyną. Miała przepiękne, delikatne rysy twarzy, które podkreślały jej niebieskie oczy. Natomiast Joseph był naprawdę wysokim blondynem, z burzą loków. Miał piegowaty nos, co uroczo komponowało się z jego zielonymi oczami. Miał urodę dzieciaka, co czasem pasowało do jego zachowania.
- No witam, witam. - odezwał się Joe. Zbiliśmy żółwika na przywitanie, tak samo z Raquelle. Zerknęłam na Tatianę, gdzie moją uwagę przykuły jej blond, długie włosy. Kojarzyłam je, ale przecież dużo dziewczyn takie ma. - Dobra słuchaj mnie teraz. - odezwał się chłopak. Przerzuciłam na niego swój wzrok i usiadłam na małym krzesełku. Raquelle kucnęła przede mną i zaczęła smarować mi twarz wazeliną. - Tatiana jest szybka i zgrabna w tym, co robi.
- Zgrabna? - Raquelle podniosła brew i spojrzała na swojego chłopaka. Automatycznie Joseph zrobił się czerwony.
- Źle powiedziałem. - obronił się, na co Raquelle kiwnęła głową. - Wie, co robi. - poprawił. - Jednak często działa instynktownie, a wtedy ręce jej opadają. Dzięki Bogu, ty tak nie masz. - spojrzał w górę, a ja się zaśmiałam. - Gdy widzisz, jak opadają jej ręce, to wal haka lub sierpa. To ważne, żeby zrobić to właśnie w tym momencie. - pokiwał głową.
W między czasie, spojrzałam na Tatianę która stała przy linach ringu, a przy niej stał...
Pierdolony Devon Binenti.
Zmarszczyłam brwi, ale nie zastanawiałam się długo, ponieważ sędzia kazał nam się zbliżyć. Wstałam z krzesełka, które zabrał Joseph i razem z resztą ekipy zeszli z ringu. Podeszłam do sędziego i Tatiany, która z zadziornym i pełnym kpiny uśmiechem, patrzyła na mnie. Natomiast ja, z kamienną miną, wpatrywałam się w jej brązowe oczy. Mężczyzna odezwał się w końcu.
- Ładna, czysta walka. Rozumiemy się? - spytał, na co obie kiwnęłyśmy głowami. Następnie oddaliłyśmy się od siebie i odeszłyśmy do narożników. Zanim usłyszałam gong, spojrzałam na Devona, który stał w masce nieopodal ringu. I patrzył prosto na mnie.
CZYTASZ
Esplosione
Teen FictionDRUGA CZĘŚĆ DYLOGII "DISTRUZIONE". Czy śmierć wstała na nogi, po bolesnym upadku burzy?