Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który pokazywał, że za dwadzieścia minut kończę zmianę. W kawiarni siedział tylko starszy pan z czerwonymi okularami na nosie, czytający gazetę i popijając co chwilę herbatę. Postanowiłam być uprzejma, dlatego wyciągnęłam ciastko orzechowe z pojemnika, które zaraz miałam przenieść na zaplecze. Sięgnęłam po talerzyk i położyłam na nim urocze ciastko i pokierowałam się z nim do stolika staruszka.
- Przepraszam. - powiedziałam spokojnie. - Widzę, że siedzi pan już tutaj kilka godzin i piję tylko herbatę, więc pomyślałam, że może jest pan głodny. Na koszt firmy. - położyłam porcelanę na stoliku. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony znad gazety. Zerknął na ciastko, a później znów na mnie, gdzie stałam tam, jakbym miała kija w dupie. Przestraszyłam się, że może nie będzie chciał tego zjeść, albo zabieram mu ostatnie chwilę spokoju. Po chwili jednak uśmiechnął się kącikiem ust i odłożył gazetę.
- Dziękuje, panienko. - poprawił swoje czerwone okulary, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Uśmiechnęłam się do niego miło, a następnie wróciłam za ladę. Zaczęłam porządkować stanowisko i zanosić wcześniej wystawione jedzenie na zaplecze. Cicho nuciłam jakąś piosenkę, która niedawno wpadła mi w ucho. Nawet nie znałam tytułu.
Gdy wszystko było gotowe, zdjęłam fartuch i odwiesiłam go na swój wieszak w szatni. Wzięłam moją czarną torbę i sięgnęłam po telefon do kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz, co uświadomiło mi, że śmiało mogę zamykać lokal. Dziś robiłam to sama, ponieważ Tiphany, jedna z pracownic, rozchorowała się. Na moje szczęście, dzisiejszego wieczoru nie było dużej ilości klientów, a zaledwie czterech.
Wyszłam zza lady, którą za sobą zamknęłam. Staruszka już nie było, a gdy zobaczyłam na stolik, przy którym siedział, uświadomiłam sobie, że zapomniałam umyć jego talerzyk i filiżankę.
- Ja pierdolę... - mruknęłam do siebie i odstawiłam torebkę na stół i wzięłam porcelanę, by następnie umyć ją w zlewie. Wytarłam ją szmatką, a potem wsadziłam do szafki.
Ponownie ruszyłam w stronę wyjścia, zgarniając przy tym torebkę. Wyszłam na zewnątrz, a lekki chłód opanował moje ciało. Jak to Boston, pogoda nie rozpieszcza. Maj jest dość chłodnym miesiącem, w porównaniu do Las Vegas, gdzie niemal codziennie pogoda była tam powyżej dwudziestu stopni. Z torebki wyjęłam kluczę od lokalu, które miałam zostawić w wiszącej doniczce nieopodal. Na ten świetny pomysł wpadł Micheal, który był synem właściciela, pana Rogera. O dziwo, nikt nigdy się jeszcze nie włamał. Zakluczyłam drzwi i wsadziłam klucze do doniczki, a następnie ruszyłam chodnikiem.
Dziś postawiłam na spacer, więc mój Dodge Challenger został na parkingu, przy bloku. Odkąd umiałam się bić, nie bałam się chodzić sama wieczorami. Większość ludzi i tak mnie znała, więc raczej mało kto do mnie podskakiwał. Od niedawna zaczęłam być z siebie dumna, że osiągnęłam coś takiego. Mam szacunek wokół ludzi, których jeszcze rok temu bym się bała. To wszystko, co wydarzyło się w Las Vegas, ukształtowało mnie. Przede wszystkim stałam się lepszą wersją siebie. Patrzyłam na to, czy aby na pewno mi to odpowiada, a nie komuś innemu. Stawiałam siebie na pierwszym miejscu. Rzecz jasna, gdyby któryś z moich przyjaciół miał problem, od razu pobiegłabym na pomoc. Patrząc na siebie, nie mogę zapominać też o innych, którzy są ważną częścią mojego życia.
Nagle usłyszałam dzwonek od mojego telefonu, dlatego wyjęłam go z kieszeni. Na ekranie pojawiło się zdjęcie mojego przyjaciela, Percy'ego. Uśmiechnęłam się lekko i odebrałam połączenie.
- Dobry wieczór. - odezwałam się.
- Cześć, stara! - krzyknął, a ja momentalnie się skrzywiłam i odsunęłam urządzenie od ucha.
CZYTASZ
Esplosione
Teen FictionDRUGA CZĘŚĆ DYLOGII "DISTRUZIONE". Czy śmierć wstała na nogi, po bolesnym upadku burzy?