14. Dzień dobry

201 7 29
                                    

muszę być nieśmieszna, przepraszam, ale

ykhmm...

Grunwald 1410 (koloryzowane):

— Nie ma mowy. Tylko ja albo Lloyd możemy to zrobić—westchnęłam. —Dziękuję za wszystko— mężczyzna nie spostrzegł się, w którym momencie go znokautowałam.

Drzwi się otworzyły, a strażnicy nas zauważyli. Cholera, najpierw muszę zrobić, coś z nieprzytomnym Wu. Jako odpowiedź pojawili się ninja. Ma się w końcu to wyczucie czasu.

Pierwsza zaatakowała, czarna armia Garmadona, w kamiennym pancerzu. Później, na moich oczach rozpętała się bitwa. Serce podeszło mi do gardła, gdy oglądałam moich przyjaciół, nadaremnie próbujących obezwładnić przeciwnika. Nigdzie nie mogłam odnaleźć zielonego stroju. Usłyszałam po chwili dwie pary stóp za moimi plecami.

— Co tam młoda?—myślałam, że eksploduje z radości, gdy usłyszałam Kai'a. Rzuciłam się, na chłopaka, aby go przytulić.

— Ej, nie zapominaj o mnie—wywróciłam oczami, słysząc Lloyd'a. Puściłam bruneta tylko po to, aby od razu wpaść w objęcia blondyna.

— Co mu się stało?—wszyscy zwróciliśmy uwagę, na leżącego Wu.

— Chciał zabić Garmadona, ale chyba przerosło go to trochę i zemdlał. Kai, zabierz go stąd—posłałam przyjacielowi błagające spojrzenie, on kiwnął głową i przerzucił starca przez ramię.

— Tylko nie ratujcie świata, beze mnie— rzucił żartobliwie.

— Masz to, jak w banku—odpowiedział mu niczego nieświadomy Lloyd. Mistrz ognia szybko zniknął, unikając armi przeciwnika.

— Lloyd. Mam ametystowe ostrze—wyszeptałam od razu, gdy zostaliśmy sami.

— Ja pierdole—on po prostu zrozumiał.

— Musisz sprowadzić Garmadona, na zewnątrz—utonęłam w jego zielonych oczach, szukając tam wybawienia z pozycji, w której się znalazłam. Obydwoje jesteśmy wystarczająco zdeterminowani, aby to wszystko zakończyć.

— Nie musisz tego robić—łza spłynęła z jego oka, wpadając w zielony materiał.—Nie rób mi tego. Błagam, Jade—chwilę później obydwoje wylewaliśmy łzy. Trzymałam kurczowo dłoń zielonego ninja, bojąc się ją puścić.—Nie chce, znowu zostać sam.—Zsunęłam jego maskę i starałam jego łzy.

Bogowie, nie chcieli dać nam pięciu minut więcej. Całe życie czekałam, aby kogoś kochać i to wszystko kończy się tak szybko, i tak tragicznie. Ja i Lloyd zasługiwaliśmy na szczęśliwe zakończenie, dlatego może właśnie powinnam zatrzymać czytanie tej historii, na wczorajszej nocy? Nie posiadłam takiej mocy czasu, nadal jestem, na nią za słaba.

— Zawsze będę przy tobie—wspięłam się, na palcach, aby go pocałować. Chłonęłam po raz ostatni jego ciepłe miękkie usta.—Urodziłam się, aby zginąć—posłałam mu pocieszający uśmiech. — Nie zapomnij mi dopisać na nagrobku Garmadon—blondyn parsknął śmiechem.

— Jak mógłbym?

Puściłam jego dłonie, czując natychmiastowy chłód. Świat dookoła stracił nagle barwy i nawet jego żywo zielony strój, już nie był taki zielony.

Stworzyliśmy razem historię.

— Wracaj do reszty. Wiem, jak wyciągnąć Garmadona na zewnątrz—kiwnęłam głową.—A i Jade?—uniosłam brew do góry.—Kocham Cię.

— Ja też Cię kocham.

— Do zobaczenia, kiedyś.

— Nie, my się nie żegnamy—spojrzałam ostatni raz w jego zielone oczy, które naprzemiennie barwiły się, czerwienią. Łkając, odwróciłam się do niego plecami. Blondyn, jak na ninje przystało, zniknął stamtąd, w głuchej ciszy. 

Nie mogę się mazgaić.

Wyciągnęłam katanę i w akcie szału, pozbawiłam pierwszego lepszego żołnierza głowy. Odpadła, na beton, odbijając się kilkukrotnie i tocząc powoli do kratki kanalizacyjnej. Tors przeciwnika opadł nagle, na płytę chodnikową, a wyciekła z niego purpurowa ciecz. Patrzyłam, na to z obrzydzeniem i fascynacją. Jednym prostym ruchem, pozbawiłam to coś tchnienia. O ile w ogóle oddychało.

Postąpiłam tak kilkukrotnie, starając się, aby właśnie w taki sposób, pozbyć się tego bólu. Niestety, to dziwne kłucie w klatce piersiowej nie ustępowało, a robiło się jeszcze bardziej natarczywe. Nie był to atak paniki, a coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Przyznaję się, miałam tego namiastkę 25 czerwca, ubiegłego roku, gdy mnie porwano. 

Złamane serce? Tak to opisywali w książkach, które czytałam. Z medycznego punktu widzenia, jest to możliwe, ale kogo kurwa obchodzi, medyczny punkt widzenia. To i tak bezsensu. Cała wiedza, którą pochłonęłam, na którą zmarnowałam długie godziny, w ostatecznym rozrachunku nawet miesiące, na nic już mi się nie przyda. 

Posiadłam prawdziwy geniusz, jako dziecko licząc równanie Schrödingera i rozwiązując jakieś durne zadania z funkcją, aby później wyliczyć rotację, a na podstawie tego wszystkiego jakieś gówno z cząsteczkami.

To wszystko nie miało sensu.

Odcięłam kolejną głowę, nie zwracając uwagi, na swoich przyjaciół. Dbałam już, tylko aby nie zrobić im krzywdy. 

— Czy tylko mi się wydaję, ale ich przybywa?!— marudził Cole.

— Nie wydaje Ci się. Gdzie jest Kai i Lloyd?!—kontynuowała rozmowę Nya.—Jade, byli z tobą—zaatakowałam kolejnego oponenta, tym razem eksperymentalnie uderzyłam go w klatkę piersiową. Moja broń w nim ugrzęzła, a wtedy on uderzył mnie swoją włócznią. Syknęłam, czując promieniujący ból, ale użyłam tego wszystkiego, aby wyjąć moją katanę z niego i pozbawić go głowy.—Jade!—otrząsnęłam się i uniosłam głowę do góry. Mistrzyni wody próbowała się do mnie zbliżyć, ale gwardia sumiennie jej to utrudniała. Urwałam w połowie ostrze, które utkwiło w moim boku.

— Nie wiem, gdzie jest Lloyd!—odkrzyczałam i zaatakowałam jednego z jej napastników. 

— Ale ja wiem, gdzie jest Kai!—zarechotał Jay za moimi plecami. 

Usłyszałam donośny ryk smoka i uniosłam głowę do góry. Czerwone stworzenie wylądowało, na placu i zniknęło. 

— Tęskniliście?!—prychnęłam śmiechem. Mistrz ognia biegł w naszą stronę. 

Niestety, coś nagle pokrzyżowało jego plany. 

Przez pierwsze kilka sekund, zdążyłam tylko zarejestrować tłuczone szkło. 

****

Tak, tytul to dzień dobry
dlatego że Jade stwierdziła że oni się nie żegnają.

Wow to przed ostatni rozdział i matko boska ale jestem w szoku.

Ogólnie to ja bez beki uważam że oni tutaj się biją jak coś pomiędzy Grunwaldem a wikingamiXDD

Po za tym nie spałam całą noc, bo chciałam to złożyć w całość, a już, o szóstej na tripa musiałam wstać.

Odsypiamy po śmierci kochani.

he he he he...

10/12

~Kurwixon

Save Me |L.N.| Part III: LibertyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz