Rozdział 2

144 17 0
                                    

Trzeci dzień przerwy świątecznej nie różnił się praktycznie niczym od innych dni. Bynajmniej tylko poranek wyglądał tak jak każdy inny. Z samego rana wyszłam z moim psem Milo na spacer który skończył się tym że cała przemoknięta wróciłam do domu. Później po wypiciu kawy i wzięciu gorącej kąpieli w wannie poszłam do sklepu po małe zakupy na dzisiejszy dzień. Lista zakupów była prosta. Mleko, płatki czekoladowe bo ostatnio się skończyły, masło oraz pomidory. Dodatkowo wzięłam jeszcze ogórka i kilka plastrów sera bo kto wie może się przydadzą. Ruszyłam do kasy i ustawiłam się w kolejce. Patrzyłam jak ludzie wykładają swoje zakupy na pas gdy moją uwagę przykuł chłopak który bezczelnie wepchnął się przed jedną ze staruszek stojących w kolejce przy kasie obok. Czułam jak krew w żyłach zaczyna mi się gotować, jak ja nie lubię takiego zachowania. Nie wiele myśląc podeszłam do chłopaka.

-Miałbyś trochę kultury i nie wpychał się przed starszą kobietę.- Powiedziałam na co chłopak odwrócił się w moją stronę przez co przyjrzałam mu się uważniej, był to słynny Ares Rey. Cudownie. Patrzyłam na jeszcze chwilę na chłopaka, o mój boże był cholernie wysoki, ma chyba z dwa metry.

-Ta kobieta i tak nic nie widzi a mi się spieszy.-Odpowiedział spokojnie chłopak co sprawiło że jeszcze bardziej się zdenerwowałam.

-To nie jest powód by się wpychać. Okazałbyś trochę kultury starszym.-Jak on mógł być taki bezczelny i nie kulturalny. -Chodź widzę że nie każdego w domu uczą kultury.-prychnęłam a następnie zauważyłam jak w oczach chłopaka tworzą się małe iskierki. 

-Słuchaj kurwa, nie wiem kim jesteś więc się odpierdol bo i tak nie odstąpię miejsca tej pani a tobie radzę wrócić na koniec kolejki, przecież się nie wepchniesz prawda? Warknął a następnie zapłacił kasjerce i wyszedł ze sklepu po czym odpalił papierosa i ruszył w tylko jemu znanym kierunku. A ja zdałam sobie sprawę że straciłam swoje miejsce w kolejce.

-Przecież się nie wepchnę prawda?-Pomyślałam.

W drodze do domu myślałam o całej tej sytuacji. Może nie potrzebie zwracałam mu uwagę? Zastanawiałam się w kółko.

Za każdym razem gdy zrobiłam coś dobrze dopadały mnie wyrzuty sumienia i myśl że może jednak nie było to odpowiednie. Była to jedna z moich wad z którymi usilnie starałam się walczyć. Od śmierci mamy gdy w domu zabrakło kobiecości stałam się bardziej zakompleksiona i, to nie tak że tylko tak to sobie powtarzam. Po prostu wiem że tak jest i dzięki temu umiem się przyznać że mam kompleksy i z każdym dniem mam coraz więcej siły by z nimi walczyć.

Weszłam do domu który jak się okazało był pusty. Pewnie mój tata poszedł z Miło na spacer więc korzystając z okazji że jestem sama i mogę w spokoju pomyśleć wyjęłam z kuchennej szafki listę którą przygotowywałam zawsze gdy wraz z moim tatą organizowaliśmy święta w naszym domu. Wzięłam kartkę, długopis oraz kilka flamastrów po czym zaczęłam sporządzać listę dań , w końcu wigilia już za kilka dni.

Byłam w trakcie pisania dziewiątej potrawy gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam długopis na małym stoliku w salonie a następnie wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam drzwi a moim oczą ukazał się listonosz Toby który był dobrym przyjacielem mojego taty.

-Witaj Toby. Co cię do nas sprowadza?-Zapytałam wesoło uśmiechając się do listonosza.

-Tak się składa droga Emily że mam list, wierz dla kogo?-Powiedział a następnie również szeroko się uśmiechnął.

-Pewnie do taty.-Odpowiedziałam pewna siebie na co Toby posłał mi jeszcze większy uśmiech.

-Kochana tym razem list jest do ciebie, proszę o to on.-A następnie podał mi czarną kopertę z napisem Emily Lorence. Spojrzałam na nią zastanawiając się kto może być jej nadawcą.

Ice on the heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz