Rozdział 13

1.5K 28 7
                                    

Od Bankietu minął już tydzień. Właśnie dzisiaj miałam lot do Barcelony aby powrócić na studia. Przed moją wyproadzka studiowałam w Barcelonie a później przeniosłam je do Londynu.
Prawie mnie wyrzucili z uczelni za to że nie było mnie miesiąc (byłam w śpiączce) ale wszystko im wyjaśniłam i obiecałam nadrobić materiał. Później kiedy wróciłam do Pensylwanii moje studia zawiesiłam aby nadrobić materiał i odpocząć. Całe dnie siedziałam nad książkami aby wyrobić się w tych 3 tygodniach. No co Vince nie był zbyt zadowolony bo według niego to się przemeczalam ale ja lubilam się uczyć. Nie powiem bankiet Santana zabrał mi jeden cały dzień nauki przez co później miałam jeszcze więcej ale trudno. W czasie tych tygodni udało mi się z pomocą Vincenta przenieść z powrotem studia do Barcelony na co bracia nie skakali z radości. Znowu musiałam ich opuścić ale tym razem obiecałam że będę mieć z nimi kontakt i będę codziennie dzwonić. Chyba nie zrozumiałam dokładnie swojej obietnicy bo jak się później okazało oni chcieli abym dzwoniła codziennie do każdego z osobna! O lordzie! Jak miałam mieć Niby zajęcia i jeszcze znaleźć czas żeby dzwonić do 5 braci i gadać z nimi? Szczerze to nie wiem ale zobaczymy jak to będzie.

O 13 miałam lot bo bracia nie chcieli mnie szybciej puścić np wczoraj bo stwierdzili że zdążę. A ja chociaż wywalczyłam to że mogłam lecieć już o 13 bo chciałam jeszcze odpocząć przed jutrzejszymi zajęciami po długiej przerwie. O 12:30 bracia odwieźli mnie na lotnisko i długo długo żegnali przytulając się tak jakby nie chcieli mnie puścić przez co bym się pewnie spóźniła na samolot gdyby nie to że Vincent uparł się że polecę prywatnym. Wszyscy mnie przytulali nawet Vincent i widziałam w ich oczach to samo kiedy ostatnim razem wyjeżdżałam ale teraz bali się tego bo wiedzieli co było ostatnio. W ich oczach zobaczyłam smutek i strach przed stratą. Ja im obiecałam na wszystkich świętych że nie zerwę kontaktu co ich troszkę uspokoiło. Obiecałam także że za 2 tygodnie przylecę na święta i spędzimy je razem. Po wszystkich obietnicach i czułych pożegnaniach w końcu mogłam wejść na pokład samolotu na który oni na szczęście już nie mogli wejść. Uff

*Perspektywa chłopaków*

Patrzyliśmy jak nasza kochana siostra znów nas opuszcza. Tym razem leci na studia ale każdy z nas boi się tak samo że powtórzy się sytuacja z przed prawie 3 miesięcy. Mimo że wiedzielismy że wyjeżdża tylko na 2 tygodnie i wróci do nas na  święta to każdy bał się ze znów ja stracimy. Weszła na pokład samolotu a każdy ledwo się powstrzymywał zeby się nie popłakać. Oprócz Vincenta oczywiście. On wiedział że ona wróci i nie bał się tego tak bardzo jak my. Kiedy po 10 min samolot ruszył na pas startowy znowu każdemu zachciało się płakać ale nagle zadzwonił telefon Vince'a. On tego nam nie powiedział ale dzwoniła do niego Hailie

-Halo?- zapytał poważnym głosem

- mógłbyś dać na głośnomówiący?- zapytała Vinca na co on spełnił prośbę siostry i włączył tryb głośnomówiący

- możesz mówić wszyscy cię słyszą - powiedział Vincent. Nasza uwaga skupiła się teraz na telefonie Vinca a każdy czuł niepokój bo nie wiedzieliśmy kto dzwoni ani czego chce.

- Chłopaki...- zaczęłam -widziałam was przez okno. Przestańcie się smucić ja wrócę. Obiecuję. Vince pilnuj ich tylko żeby coś nie odwalili bo jak przyjadę to tym razem ja wam zrobię grupowy ochrzan- zaśmiała się do telefonu a wszystkim wkradł się szeroki uśmiech na twarze. Nawet Vince'owi. On odpowiedział jej

- spokojnie Hailie. Przypilnuje ich. Ty idę niczym nie przejmuj i ucz się spokojnie. My sobie poradzimy- powiedział i spojrzał na nas

- kocham was chłopaki - powiedziała i rozlaczyla się a my jeszcze przez długi czas się uśmiechaliśmy

Lot do Barcelony minął mi szybko. Po dotarciu do swojego upragnionego mieszkania wreszcie mogłam położyć się na łóżku i oddać śnie. Już prawie zamykałam oczy gdy mój mózg przypomniał sobie o jednej ważnej rzeczy. Może nie tak ważnej ale gdybym ja zlekceważyła to źle by to się skończyło. Miałam zadzwonić i zameldować się u braci że bezpiecznie dotarłam na miejsce inaczej z życia już wiem że nad ranem by tu byli żeby sprawdzić osobiście. Wyciągałam głowę spod poduszek i podniosłam się do siadu. Poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę bo coś czuję że tak szybko się nie rozłączą. Wzięłam telefon i usiadłam na kanapie. Do którego zadzwonić? Muszę wybrać tak żeby rozmowa była szybko i nie przedłużali. Z 5 opcji wybrałam Vince'a z którym stosunki bardzo nam się poprawiły. Dylan gadałby długo a jakbym się rozlaczyla to by dzwonił cały czas stawiając wszystkich na nogi. Bliźniaki nie daliby mi spokoju a Will po prostu by się martwił a tego nie chce.

- Halo- usłyszałam ten chłodny głos w słuchawce

- Dzień dobry panie kapitanie melduje że bezpiecznie dotarłam na miejsce jakim jest moje mieszkanie- chciałam trochę pożartować i chyba mi się udało bo w tle słyszałam śmiech reszty braci. Coś czuję że nawet Vincent się usmiechnal bo później mówił takim łagodnym głosem. Chciałam krótko a trafiłam na wszystkich braci i tak zeszło  pół godziny. Rozlaczylam się mówiąc że muszę coś zjeść a oni nie prostestowali. Położyłam się na kanapie i po czasie zasnęłam.

______________________
Heja jak się podoba?
Czy coś się stanie w Barcelonie?
Jakie Hailie ma dalsze plany?
Czy Hailie uda się tak po prostu wrócić do starego życia?
Czytajcie dalej
Buziaki😘

Rodzina monet - sekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz