Rozdział 35

1.1K 30 16
                                    

*Kochani chciałabym zaznaczyć że informacje medyczne podane w tym rozdziale nie są do końca zgodne z prawdą. Niektóre owszem ale nie wszystkie. Taka choroba naprawdę istnieje i naprawdę można nią umrzeć. Reszta informacji może być przekształcona na potrzeby książki*

***

Moj kolejny dzień wolny zaczęłam od ogarnięcia się i przemyślenia kilku rzeczy. Noc była za krotka ale podjęłam kilka ważnych decyzji, które muszę wprowadzić w życie.


Jako lekarz pracowałam już z różnymi ludźmi i w różnych stanach. Kiedy pacjent jest nieuleczalnie chory lekarz zaleca mu zrobienie listy rzeczy które chce zrobić przed śmiercią. Zazwyczaj ludzie wpisują tam takie rzeczy jak np. Długie wakacje czy zrobienie czegos szalonego. Mi lekarz też proponował zrobienie takiej listy ale i bez jego podpowiedzi bym taka zrobiła. Jestem lekarzem. U mnie na liście nie znalazły się takie rzeczy jak u większości chorych bo ja na to mogłam sobie pozwolić prawie że codziennie. U mnie lista ostatnich rzeczy do zrobienia przemieniła się w cele do zrobienia. Chciałam osiągnąć te cele i zrobić te rzeczy.

W nocy podjęłam decyzję że to czas aby spełnić dwa cele i postarać się o trzeci. Musiałam to zrobić bo mam coraz mniej czasu.


Kolacja na której to zrobię zbliżała się nieubłagalnie. Mimo że dopiero było śniadanie to czułam jakby czas pędził a jednocześnie ciągnął się w nieskończoność. Po śniadaniu zaszyłam się w pokoju i myślałam nad strategią która obiorę bo noc była za krotka żeby o tym też pomyśleć.


Główkowałam też jakie mogą być ich reakcje. No napewno szczęśliwi nie będą. Święta trójca zapewne zacznie się drżeć z niedowierzania. Will pewnie się złamie w środku mimo z tego nie pokaże. Nie chciałabym tego ale to nieuniknione. Vince zapewne zachowa się najrozsądniej z nich wszystkich i zachowa zimną krew. Po tej rozmowie będę musiała z każdym osobno pogadać i zrobić tak żeby zrozumieli też mnie. Załagodzić to.


Myśląc nie patrzyłam na zegarek który wskazywał już porę obiadową. Pewnie siedziałabym tak dalej gdyby nie Dylan krzyczący na korytarzu że jest obiad. Założyłam maskę obojętności i radosci i zeszłam na obiad.


Posiłek minął w spokoju. Atmosfera była taka jak zawsze więc było dobrze.



*Skip do kolacji*


Zjadłam jako pierwsza. Odsunęłam od siebie pusty talerz jednoczenie mówiąc.


- Możemy po kolacji porozmawiać w salonie?- zapytałam. Nie zareagowali jakoś specjalnie oprócz Will’a i Vince’a rzucających mi podejrzliwe spojrzenia. Reszta skinęła głową.


Przeszłam do salonu i siadłam na kanapie. Chwyciłam do rąk książkę i zaczęłam czytać. Choc nie mogłam skupić i nic nie rozumiałam z tego co czytam. Utkwiłam pusty wzrok w literkach rozmyślajac o tym co zaraz chce im powiedzieć. Z transu wyrwały mnie dopiero kroki moich braci wchodzących do salonu.


Trojca od razu chciała łapać za pady do gier i włączać grę ale zastali powstrzymani przez najstarszego z braci który posłał im mordercze spojrzenie. Chyba wyczuł powagę sytuacji. Kiedy wszyscy już się osiedli w kanapach i fotelach odezwał się Vince.


- I co chodzi Hailie?- zapytał świdrując mnie wzrokiem jak inni. Okej czas spróbować osiągnąć pierwszy cel.


Odetchnęłam głęboko i wstałam bo nie chciałam siedzieć obok Will’a któremu za niedługo złamie serce.


- Czy robiliście kiedyś badania genetyczne?- święta trójca popatrzyła na mnie jak na idiotę a najstarsi patrzyli na mnie zdziwieni. Popatrzyłam każdemu w oczy domagając się odpowiedzi. Święta Trójca wzruszyła ramionami. Nie wiedzieli. Typowe dla nich. Will i Vince pokręcili przecząco głowami.

Rodzina monet - sekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz