Chapter 1 - Accident

455 11 1
                                    

Obudziłam się dość wcześnie. Zaspana wstałam z łóżka i podeszłam do kalendarza wiszącego obok mojego biurka mijając po drodze mnóstwo zużytych chusteczek. Wczoraj chyba znowu miałam załamanie psychiczne, zresztą tak jak codziennie. Zaznaczyłam kolejny dzień i napisałam pod spodem 386 dzień. Tyle właśnie dni minęło od wypadku mojego taty. Pamiętam ten dzień tak jakby to było wczoraj.

Jechaliśmy na zakupy, śmialiśmy się i śpiewaliśmy Highway to Hell - AC/DC. Byliśmy fanami tego zespołu. Za każdym razem w samochodzie leciały tylko ich piosenki.

Nagle przejeżdżaliśmy przez skrzyżowanie i jedyne co z tego pamiętam to wielkiego, czerwonego tira jadącego prosto na nas. Zemdlałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dużo niebiesko - czerwonych świateł. Zemdlałam. Obudziły mnie głośne syreny karetek, ale wtedy byłam skupiona na czymś innym. Odwróciłam głowę w bok i to był największy błąd. Zobaczyłam mojego tatę całego we krwi z kawałkiem rozbitej szyby w ramieniu. Miał zamknięte oczy. Chciałam go obudzić, ale nie mogłam się ruszyć. Chciałam krzyczeć, ale nie miałam siły. Bardzo bolał mnie lewy bok. Zemdlałam.

Ocknęłam się w szpitalu z jakimiś dziwnymi rurkami powpinanymi w moje ciało. Leżałam na łóżku, a koło mnie siedziała moja mama i czytała gazetę. Kiedy zauważyła, że się obudziłam zawołała lekarza. Pielęgniarki zmieniły mi opatrunek i wtedy zobaczyłam jaką wielką szramę mam po lewej strone brzucha. Od lekarza dowiedziałam się o śmierci ojca. Współczuję ludziom, którzy musieli wtedy słuchać mojego płaczu i krzyku, który było słychać w całym budynku.

Po tygodniu mogłam wyjść ze szpitala. Nie miałam ochoty na nic. Siedziałam całe dnie w moim pokoju płacząc i wpatrując się w zdjęcia moje i taty. Prawie nic nie jadłam. Na pogrzebie taty wyglądałam jak wrak człowieka w czarnej sukience. Na początku mama próbowała jakoś interweniować, ale potem przestała zwracać na mnie uwagę. Często się z nią kłóciłam, zwłaszcza kiedy uświadomiła mi po miesiącu że zaczęła się z kimś spotykać. Nie miałam przyjaciół, którzy mogliby mnie pocieszyć, pomóc się pozbierać i porozmawiać. Moim przyjacielem był tata...

Po trzech miesiącach matka załatwiła mi naukę domową. Nie sprzeciwiałam się. W końcu muszę kiedyś wrócić do nauki, a nie miałam zamiaru wracać do szkoły. Moja nauczycielka - Mary - była bardzo miła. Ucieszyłam się kiedy dowiedziałam się, że jest też psychlogiem. Najpierw pięć godzin lekcji, a później dwie godziny terapii. Pomogły mi rozmowy z Mary i zaczęłam się trochę ogarniać.

Kiedy było już coraz lepiej matka oznajmiła mi, że na rocznicę związku z jej partnerem - Michealem - przeprowadzamy się do niego i jego synów. Moje życie po raz drugi się załamało, bo ten dom był jedyną pamiątką po tacie oprócz zdjęć. Protestowałam, ale ona nic sobie z tego nie robiłam i stwierdziła, że już wszystko ustalone i nie mam nic do gadania.

Nie to, że go nie lubiłam. Spotkałam się z Michealem kilka razy i był bardzo miły. Od początku mówił mi, że nie chce w żadnym razie zastąpić mi ojca, ale jak będę potrzebowała porozmawiać to mam się do niego zwracać. Byłam zła na matkę, że nie uroniła ani jednej łzy na jego pogrzebie, że nie przejmowała się tym jak się czuję, że robiła wszystko żeby o nim zapomnieć...

Stałam tak przed tym kalendarzem i wpatrywałam się w zaznaczoną datę na czerwono. Jeszcze tydzień. Za równy tydzień wyjeżdżam do jakiegoś miasta z dala od naszego domu.

Po moim pokoju walały się (oprócz chusteczek) walizki wypełnione ubraniami, rzeczy osobiste i przeróżne inne przedmioty. Zebrałam chusteczki i wyrzuciłam do pełnego już kosza. Wypadałoby wyrzucić śmieci.

Zeszłam na dół do kuchni zrobić sobie śniadanie. Jak zwykle nikogo nie było. Zrobiłam sobie kanapki z serem i szynką i usiadłam przy wyspie kuchennej.

Nie wiem czy już wcześniej wspominałam, ale byliśmy bogatą rodziną i mieszkaliśmy w dość dużym domu. Dominował tu zdecydowanie kolor biały. Wewnątrz jak i na zewnątrz. Salon był największym pomieszczeniem w cały dwupiętrowym budynku. Był połączony z kuchnio - jadalnią. Przy samej szybie tarasowej, na przeciwko drzwi wejściowych stał telewizor obok dwie wielkie kanapy i jego ulubiony fotel. Po prawej stronie od drzwi biało - kremowa kuchnia z wyspą na środku. Po lewej schody na pierwsze piętro, a za nimi łazienka. Na górze były trzy sypialnie i druga łazienka. Mój pokój połączony z trzecią łazienką, pokój mamy i gościnny.

Po zjedzeniu śniadania włożyłam talerz do zmywarki i poszłam się umyć. Po szybkim prysznicu ubrałam się i naszykowałam książki potrzebne na lekcje, które miały odbyć się za kwadrans. Spojrzałam na lustro. Byłam ubrana w niebieskie dzwony i biały crop top. Podwinęłam koszulkę z lewej strony tak żeby zobaczyć bliznę po wypadku, przejechałam po niej opuszkami palców. Zaczynała się pod lewą piersią i prowadziła w dół, aż do pasa. Zaciągnęłam bluzkę i znowu się sobie przyjrzałam. Na ramiona opadały mi moje jasne, blond włosy. Niebieskie oczy i lekki makijaż pasowały idealnie. Wyglądałam inaczej. Niedawno skończyłam siedemnaście lat i rzeczywiście wyglądałam jakoś tak doroślej?

Nagle usłyszałam dzwonek, zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi Mary.

- Cześć Layla. Jak się masz? - zapytała wchodząc do środka i kierując się na schody do mojego pokoju.

- Cześć Mary. Dzisiaj czuję się chyba dobrze. - odpowiedziałam podążając za nią i wpuszczając ją do pokoju. Położyła swoją torbę na łóżku i usiadła na jednym z dwóch krzesełek obok biurka.

- W takim razie siadaj i powtarzamy cały materiał. - powiedziała z uśmiechem pokazując głową na drugie krzesełko. Usiadłam koło niej i otworzyłam książkę. Porobiłam notatki i parę ćwiczeń z kserówek. Pięć godzin minęło jak batem strzelił.

Teraz nadeszły dwie godziny rozmów. W trakcie nich rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. O tym jak się czuję ze świadomością, że za tydzień wyjeżdżam i będę musiała wrócić do szkoły. O tym że będziemy musiały przerwać terapię no i oczywiście naukę. Później Mary musiała się już zbierać, więc odprowadziłam ją do drzwi.

Zrobiłam sobie najprostrze danie na obiad, czyli spaghetti. Postanowiłam nie czekać na rodzicielkę i zabrałam posiłek ze sobą do pokoju. Włączyłam czwarty sezon Stranger things i położyłam się na łóżku. Po trzech odcinkach i zjedzonym obiedzie odstawiłam brudny talerz do zmywarki i odrobiłam lekcję. Poderwałam się z siedzenia na dźwięk przychodzącej wiadomości, wzięłam telefon i odczytałam SmSa.

Mama:
Dzisiaj wrócę wcześniej. Musimy porozmawiać.

Ja:
OK, czekam.

Dobra tego się nie spodziewałam. O czym ona chce ze mną rozmawiać? Nie zawracałam sobie już więcej tym głowy. Godzinę później usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zeszłam na dół i zobaczyłam w kuchni mamę, która robiła sobie kawę. Podeszłam do niej i usiadłam przy wyspie.

- O, cześć córciu. Chciałam ci powiedzieć coś ważnego. - odparła upijając łyk parującej kawy.

- Hej. O czym chciałaś pogadać? - zapytałam.

- Chciałam ci powiedzieć, że przeprowadzka się przesunęła i wyjeżdżamy za dwa dni. - prawie spadłam z siedzenia - Poinformowałam już Mary, jutro będziesz miała z nią ostatnią lekcję. Pokaże ci czego masz się spodziewać w nowej szkole w New Jearsey. - a więc New Jearsey, super.

- Yhm... dobrze. - nie zaprotestowałam tylko dlatego, że nie chciałam zaczynać kolejnej kłótni.

Poszłam na górę do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Od razu rzuciłam się na materac i zaczęłam płakać. Zakryłam sobie głowę poduszką, aby nie było mnie słychać. Kiedy się uspokoiłam, podniosłam się i kontynuowałam pakowanie ubrań do walizek.

Tato, nie chce tam jechać...

Please, stay with me #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz