Rozdział 4

1.2K 88 13
                                    

Zerknęłam przez okno, gdy zobaczyłam, że pod domem zatrzymał się samochód. Od razu chwyciłam torebkę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Otworzyłam sobie drzwi od samochodu i wsiadłam do środka, uśmiechając się do Killiana, który tym razem miał już na sobie czarną marynarkę. Jednak nie miał pod nią koszuli, a białą koszulkę. Nie mogłam się doczekać naszej randki. Już od godziny byłam gotowa i chodziłam po całym salonie, zastanawiając się nad tym, jak ona pójdzie. Czy nagle po Vegas będziemy mieli o czym rozmawiać? Czy nie będzie niekomfortowej ciszy?

– Myślałam, że przyjedziesz radiowozem.

– No na pewno – zaśmiał się. – Jechałaś kiedyś na randkę radiowozem? Nie.

– To by był mój pierwszy raz. Hej...

– Hej. Pięknie wyglądasz.

– Dziękuję.

Zdziwiłam się, gdy pochylił się w moją stronę i pocałował mnie w policzek. Wiedziałam, że się zarumieniłam w tamtym momencie.

Byłam tego pewna!

– Jak dzień? Jesteś zmęczony?

– Trochę, ale to nic – wzruszył ramionami. – Jesteś głodna? Zjadłbym coś... Nie pamiętam nawet, o której godzinie dzisiaj coś jadłem.

– Możemy coś zjeść. Chętnie.

– Tylko za bardzo nie znam tego miasta...

– Ja cię pokieruję.

– Mam nadzieję, że nawigujesz lepiej, niż parkujesz – powiedział, uśmiechając się szeroko, gdy odpalił samochód.

– Nie mogłam się skupić, bo się na mnie patrzyłeś!

– Za każdym razem będziesz zwalała na mnie winę?

– Tak! Co powiesz na małą rywalizację? – Zapytałam go nagle, a on spojrzał wyraźnie zainteresowany.

– A wtedy przestaniesz zwalać na mnie winę? O czym myślisz? Pochwal się. Ja zawsze jestem chętny na rywalizację, ale nie dam ci wygrać, nie myśl sobie.

– Kręgle.

– Jak wygram, to przyznasz, że masz problemy z parkowaniem i że to wcale nie była moja wina.

Mogłam się domyślić, że to powie. Miałam problemy z parkowaniem, ale nie chciałam się do tego przyznać. Zawsze starałam się wybierać większe parkingi, żeby znalazły się obok siebie trzy wolne miejsca parkingowe. Żebym mogła stanąć na samym środku. A i tak często poprawiałam, bo najeżdżałam na linie. W normalnym miejscu też potrafiłam parkować, ale wtedy już bardziej się stresowałam. No i w mieście nie parkowałam równolegle. Wolałam zaparkować gdzieś dalej i się przejść. Jednak z jazdą nie miałam problemów.

– Nienawidzę cię... Zgoda.

– Więc kręgle. Nawiguj. I myślę, że wcale mnie nie nienawidzisz. Jest wręcz przeciwnie, ale jeszcze nie chcesz się do niczego przyznać.

– Denerwujesz mnie, sierżancie.

– Dzięki temu sierżantowi nie dostałaś dzisiaj mandatu – powiedział, zerkając na mnie. – Gdybyś trafiła na kogoś innego, to od razu byś dostała. Nie wiedziałem, że z ciebie taki pirat drogowy.

– Jak dobrze mieć męża pracującego w policji... Mogłeś mi powiedzieć! W ogóle, to czemu mi nie powiedziałeś? W lewo na tym skrzyżowaniu.

– Bo nie pytałaś. Tak mi się śmiać chciało, jak mówiłaś o tym, że mógłby ci udzielić ślubu typ w stroju policjanta. Albo o tych kajdankach! Nie no, to było epickie.

Tak długo, jak kochamyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz