--
WBREW WSZELKIM MOŻLIWYM prawdopodobieństwom William Turner przybył do miejsca pobytu Marion, kiedy jej godzina potrzeby stała się straszna. Nie mogła w to uwierzyć, jej usta otwierały się i zamykały jak u ryby. Nie wydawało się to do nie pomyślenia, że być może jej umysł opuścił ciało i zaczął mieć halucynacje. Z pewnością nie byłby to pierwszy raz, gdyby widok tych szkieletów w posiadłości coś jej powiedział.
Jednak jej wyobraźnia musiała być naprawdę niezwykła, skoro Sykes też widział to, co było przed nią. Jego
ramiona były napięte, gdy jego palce
wysunęły nóż zza jego pleców. Uważnie obserwowała jego ruchy i
wykorzystała ten moment rozproszenia, by powłóczyć nogami wzdłuż ściany, przechodząc nad rozbitym szklanym słojem, który przewróciła wcześniej.Ale powinna była zdać sobie sprawę, że to nie będzie takie łatwe.
Jej droga do bezpieczeństwa została zablokowana przez pół tuzina mężczyzn, znacznie większych od niej samej, a Barrett, który od tego czasu stał się świadomy jej zamiarów, szybko złapał ją za nadgarstki i przytrzymał tak, że po raz kolejny stała się bezradna.
Marion była coraz bardziej zmęczona tym byciem. Zacisnęła usta w cienką linię i nadepnęła obcasem na but Barretta. Wysyczał przekleństwo, które mogła usłyszeć tylko w stoczniach, i otoczył ramieniem jej szyję, przyciągając ją z powrotem do siebie.
Will ruszył do przodu, ale pirat
wyciągnął rękę, aby uniemożliwić mu
podjęcie dalszych działań. Patrzył na
swojego towarzysza ze zmarszczonymi brwiami. Z miną, którą widziała tak często wykrzywiającą jego rysy wcześniej. Chyba w końcu był prawdziwy.Jednak pirat go zignorował, bardziej zainteresowany sztyletem ukrytym za płaszczem Sykesa.
— Więc co powiesz, co? — Jego głos był ciężki od pijaństwa. — Żyj lub zgiń, kolego, to zależy od ciebie.
Szyderstwo wydobyło się z gardła Sykesa. — Jeden czy dwóch z was, to naprawdę nie ma dla mnie znaczenia. Wciąż mamy przewagę.
— Ach, te haniebne słowa każdego człowieka przed jego upadkiem. —Uśmiechnął się pirat, gestykulując szeroko. Pierścienie ze złota i zardzewiałego srebra zalśniły, gdy zakołysał się w miejscu. Marion nie mogła nic na to poradzić, ale
chciałaby, żeby mocniej trzymał swój
pistolet.— Jakoś trudno mi w to uwierzyć. —
Odpowiedział Sykes, wykrzywiając usta w coś kwaśnego. — Teraz, kolego, myślę o sobie jako o miłosiernym, życzliwym koledze, więc pozwolę ci odejść bez szwanku. Ale pamiętaj o tym, że to ostrzeżenie będzie trwać tylko tak długo, dopóki odmówisz, wtedy będę musiał stracić panowanie nad sobą. Och, a jaki ja mam temperament! Nie ufałbym sobie, że nie zrobię niczego pochopnego.Marion znalazła się wrośnięta w
miejsce, nie mogąc zrobić nic poza
obserwowaniem rozgrywającej się na jej oczach sceny. Na szczęście Barrett nie wydawał się mieć ochoty na dotykanie jej w miejscach
niewłaściwych. Być może Sykes już ujawnił, co miała do zaoferowania i nie miał ochoty się tym zajmować. Tak czy inaczej, dziękowała Panu, że tak było i że trzymał ręce przy sobie.— Pochopnego, co? W takim razie to dobrze, że bycie lekkomyślnym to ryzyko, które podejmuję każdego dnia.
Czoło Willa zmarszczyło się i posłał
Marion ukośne spojrzenie. — Słuchaj,
nie szukamy żadnych kłopotów.— W takim razie trafiłeś w złe miejsce, synu. — Sykes łypnął na niego.
— Może, ale nie wyruszymy bez
panny Swift. — Odparował Will, niezrażony mężczyznami, którzy byli dwa razy od niego więksi i otaczali go. — To, czy zabierzemy ją pokojowo, czy siłą, zależy od ciebie.

CZYTASZ
𝐃𝐀𝐑𝐊 𝐀𝐒 𝐓𝐇𝐄 𝐎𝐂𝐄𝐀𝐍 - jack sparrow
FanficOsierocona przez huragan Marion Swift dorastała pod troskliwym skrzydłem Lady Taylor w Port Royal. Prymitywna i przyzwoita, nikt by nie pomyślał że taka dziewczyna mogłaby kiedykolwiek zadawać się z piratem. Nawet ona sama. Jednak za skromną fasadą...