--
CHMURY OSŁONIŁY szczyt góry, ale Marion słyszała przez nie dudnienie wodospadu. Spadał na wejście do jaskini i czuła jego mgiełkę na skórze. Zmroziło ją to, jak większość mieszkańców tej wyspy. Jakaś część jej żałowała, że Gibbs nie zaczął wiosłować w drugą stronę. Ale nie mogła teraz zawrócić, nie, kiedy Will był tak blisko.
A przynajmniej taką miała nadzieję.
Ich łódź dryfowała w stronę podnóża skał. Teraz mogła wyraźniej dostrzec ławice ryb. Szkielety też. Ich wrzecionowate ramiona wyciągnęły się, jakby chciały wciągnąć ją w czarną otchłań. Być może byłby to łaskawszy los.
Z mgły wyłonił się ciemny otwór, osłonięty pnączami.
— Czy właśnie przez to powinniśmy przepłynąć? — Zapytała, nie mogąc powstrzymać drżenia głosu.
— Zależy.
— Od czego?
— O tego, czy te opowieści są prawdziwe. — Odpowiedział Gibbs. W przeciwieństwie do niej wydawał się zaintrygowany kuszącą ciemnością. W jego oczach pojawił się błysk, który mówił o historii czekającej na ujawnienie. Marion przypuszczała, że jeśli było coś, co piraci kochali bardziej niż rum, to była nią przygoda. Nigdy nie było to jej powołaniem, ale obserwując, jak jego twarz marszczyła się z zainteresowania, zauważyła, że jej strach topnieje, a ciekawość zajmuje jego miejsce. — Jeśli są. — Kontynuował, nie zauważając zmiany jej usposobienia. — To ten wodospad wylewa się podczas przypływu i spada do podziemnej laguny. Jeśli nie...
Ich łódź została porwana przez prąd, a woda ich wciągnęła.
— Za późno. — Gibbs przełknął, gdy zanurzyli się w mrok.
Wylądowali z pluskiem, a Marion chwyciła się krawędzi, żeby nie wypaść za burtę. Nie chciała powtórki z poprzedniego razu.
Nie żeby był jakiś powód do zmartwień.
Laguna była płytka.
I piękna.
Nie sądziła, że miejsce, w którym mieszkają piraci, może zapierać jej dech w piersiach, a mimo to, gdy leniwie płynęli przez wnękę, Marion nie mogła wyrazić podziwu. Pod powierzchnią znajdowały się stosy złotych kielichów, monet, mieczy... Dostrzegła nawet lustro, dziwnie nieskażone rdzą.
Wody błyszczały i iskrzyły się, zalewając komnatę ciepłym światłem. Marion zanurzyła palce w basenie, wywołując na nich zmarszczenia.
— Zaznacz tą dla opowieści. — Uśmiechnęła się, na chwilę zapominając o niebezpieczeństwie, które ją czekało.
Gibbs zaśmiał się pod nosem.
Nie trwało długo, zanim brzeg ich powitał i Marion wyszła z łodzi, chrzęszcząc butami na kamienistym piasku. Anamaria, choć niechętnie, pożyczyła jej prostą białą bluzkę i brązowe spodnie. Nie była przyzwyczajona do szorstkiego materiału, który drapał ją w skórę, ale z drugiej strony żebracy nie mogli wybierać. Oto kim jestem teraz, pomyślała nagle. Zagubiona na środku Karaibów, otoczona przez nikogo o statusie społecznym. Jej imię nic tu nie znaczyło. Spędziła cały ten czas zamartwiając się o Lady Taylor i nawet nie pomyślała o martwieniu się możliwością, że nigdy nie wróci do Port Royal.
Kiedy zostawiała Gibbsa i wracała na statek, Marion nie mogła przestać o tym myśleć. W dowolnym momencie tego przedsięwzięcia mogła umrzeć. Co wtedy stanie się z jej opiekunką? Czy w ogóle chciałaby obudzić się w świecie, w którym jej córka już nie żyje? Ledwo przeżyła śmierć Lorda Fredericka. Bez względu na to, jak silna była, Lady Taylor nie przetrwałaby tego.
CZYTASZ
𝐃𝐀𝐑𝐊 𝐀𝐒 𝐓𝐇𝐄 𝐎𝐂𝐄𝐀𝐍 - jack sparrow
FanficOsierocona przez huragan Marion Swift dorastała pod troskliwym skrzydłem Lady Taylor w Port Royal. Prymitywna i przyzwoita, nikt by nie pomyślał że taka dziewczyna mogłaby kiedykolwiek zadawać się z piratem. Nawet ona sama. Jednak za skromną fasadą...