Rozdział 5. Jagody.

5.2K 327 55
                                    

FROST

Przez opowieści Isey, sądziłem, że Zoey to słodziutka idiotka, która żyje zbyt lekkim życiem. I nie powiem, aby moja opinia się zmieniła, gdy dziewczyna zemdlała na mój widok. I chociaż jej wytłumaczenie było dość logiczne, to nie do końca w nie uwierzyłem.

Jednak, gdy przyjrzałem się jej uważnie, zobaczyłem, że jej oczy nie świecą stuprocentową radością. Były jakby... matowe. Dziewczyna narzuca na siebie maskę, a Isey robiła dokładnie tak samo. Kryje w sobie więcej niż można byłoby się spodziewać, a ja nie mam zamiaru pchać się w coś takiego po raz kolejny.

Związek z Ally na początku wyglądał jak spełnienie marzeń. I winię trochę za to naszą młodzieńczą porywczość. Byliśmy głupimi szesnastolatkami, gdy stwierdziliśmy, że to jest to. Sądziliśmy, że skoro mamy siebie, to rządzimy światem. A ja twierdziłem tak aż do niedawna.

Dla mnie nigdy nie było innej kobiety niż Ally. To z nią całowałem się po raz pierwszy i znam tylko jej smak. Pijane cmoknięcie z klubu się nie liczy.

A teraz zostałem z niczym. I jeżeli każdy związek, nawet ten prawie dziesięcioletni, może się skończyć jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to nie mam zamiaru pchać się w to kolejny raz.

Zaciskam mocno oczy i przewracam się na drugi bok. Nie udaje mi się jednak powstrzymać łez. Po rozstaniu przepłakałem cztery noce pod rząd, ale nadal nie potrafię sobie z tym poradzić.

Nick mówił prawdę, hokej jest sensem naszego życia i pomaga nam uporać się ze wszystkimi problemami. Na meczu w Sunrise udało mi się spuścić trochę z pary, jednak jak tylko wróciłem do domu, ten żal powrócił.

Zmęczenie dopada mnie około trzeciej. Budzę się trochę po siódmej, więc postanawiam wykorzystać ten czas na jogging. Zbieram się po cichu, aby nikogo nie obudzić i wychodzę z domu.

Nogi same prowadzą mnie w przód, aż w pewnym momencie docieram pod szkołę podstawową. Ile to już lat minęło, odkąd postawiłem tu stopę ostatni raz...

Biegnę dalej, jednak po chwili przystaję na dźwięk znajomego głosu.

— Mówiłam ci Charlie, że mama pracuje — mówi powoli. Wychylam się i widzę Zoey i małego, ciemnowłosego chłopca. — Przecież nie mamy stąd za daleko do domu. Spacer dobrze nam zrobi.

— Ale ostatnio mnie podwoziła — jęczy mały.

— Ale dziś miała ważne spotkanie i musiała być wcześniej w firmie — tłumaczy brunetka. — To tylko jeden dzień.

— A kupisz mi za to klocki? — Podskakuje w miejscu. Parskam cicho śmiechem. Mały manipulator.

— Rozmawialiśmy na ten temat — odpowiada szeptem.

W jej głosie czai się nutka bólu. Chłopiec zwiesza ramionami i nagle smutnieje.

Marszczę brwi.

Która jej strona to ta prawdziwa? Radosna i pogoda, czy raczej ta przygnębiona?

Nie powinienem się wtrącać. To nie moja sprawa.

Ruszam dalej ścieżką, a moje myśli ciągle krążą wokół Zoey. Mają problemy z pieniędzmi? Zaciskam szczękę aż do bólu. Problemy z pieniędzmi nie prowadzą do niczego dobrego.

Nie zauważam jej, gdy wracam do domu przez park. Wpadam na nią z impetem, i gdyby nie szybki refleks hokeisty, leżałaby poturbowana na ziemi.

Zaciskam palce na jej plecach, dysząc ciężko w ucho. Gdybym jeszcze ja stracił równowagę, byłaby połamana.

ONE CALL AWAY | Call Me #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz