Rozdział 20. Babski wieczór.

5K 290 12
                                    

ZOEY

Minęły trzy dni od mojego rozstania z Frostem. Choć tego nawet nie można tak nazwać, ponieważ my nigdy nie byliśmy w związku.

Było tak dobrze. Sądziłam, że po naszej rozmowie o tym, że coś między nami nie gra i trzeba obmyślić plan o spotkaniach i telefonach, coś się zmieniło. Frost wyglądał na weselszego, a nasze spotkania były coraz częstsze. Myślałam, że wreszcie mamy to coś.

A jednak byłam w cholernym błędzie.

— Cześć, skarbie — mówi mama, całując mnie w skroń i wyrywając mnie z rozmyślań o Froście. Leniwie mieszam łyżeczką kawę, wgapiając się tępo w kubek. — Jak się czujesz?

Wzruszam ramionami, nie odpowiadając.

Gdy wróciłam do domu po nocowaniu u Mii i Isaaca, a moje oczy były czerwone i opuchnięte, mama była przerażona. Bez słowa przytuliła mnie najmocniej jak potrafiła, a ja ponownie się rozkleiłam.

Dlaczego Frost dał mi tą cholerną nadzieję? Ja naprawdę sądziłam, że on chce ze mną być. Tyle razem przeszliśmy... I to wszystko było kłamstwem?

Wiem, że na początku trochę mu się narzucałam, ale sądziłam, że dając mu przestrzeń, będzie jeszcze lepiej. A było gorzej.

— Zerwę naszą umowę — rzuca nagle Ryan.

— Przestań — parkam. — To sprawa między mną a nim. Twoja firma nie będzie na tym stratna.

— Ale...

— Serio, Ryan — wtrącam. — Dam sobie radę.

— Szkoda, że nie mogę obić mu twarzy — mruczy, na co wybucham śmiechem. — Nasze spotkania są tylko biznesowe.

Kręcę głową i klepię mężczyznę po ramieniu.

Zsuwam się z krzesła, zabieram kawę i ruszam do swojego pokoju. Zakopuję się pod kołdrą i chwytam za książkę. Mam ochotę siebie udusić za wybranie Układu od Elle Kennedy, ale nie potrafię zatrzymać mojej obsesji na punkcie hokeistów. Przynajmniej Wellsy trafiła dobrze.

Spędzam w łóżku długie godziny. Zrobiłam sobie tydzień wolnego od uczelni, nawet nie wiem dlaczego. Przecież nie spotkam tam Frosta. Może i powinnam zalewać się łzami, nie śpiąc po nocach, ale wylałam ich już zbyt dużo w towarzystwie Mii, a później mamy.

Nie potrzebuję już za nim płakać.

— Zoey? — Moja mama cicho puka w drzwi. — Przyszła do ciebie Isey.

Odrzucam książkę na bok, siadając po turecku na materacu. Szatynka wchodzi do mojego pokoju z niepewnym uśmiechem, potrząsając małą reklamówką w górze.

— Mia wpadnie tu do pół godziny — oznajmia, wyjmując rzeczy z torby. — Pomyślałam, że zrobimy sobie babski wieczór. Nigdy czegoś takiego nie robiłam.

Moje serce się kurczy na jej wyznanie. Te jej pseudo przyjaciółeczki nigdy nie zaprosiły jej na grupowe nocowanie?

Zrywam się z łóżka i dopadam do komody, gdzie jedna szuflada jest w pełni przeznaczona na kosmetyki. Wygrzebuję z jej wnętrza trzy maseczki do twarzy w płachcie i rzucam je na łóżko.

— Masz piżamę? — pytam, w połowie drogi do szafy. Isey kiwa głową i pokazuje mi zielony komplet. — A... pijemy coś? Czy robimy kakao?

— Nie przepadam za kakao — mruczy. Przykładam dłoń do piersi, udając, że mnie tym obraziła. — Ale... możemy coś się napić.

— Na pewno? Nie chcę cię do niczego zmuszać.

— To nie tak, że nienawidzę alkoholu — zaczyna, przysiadając na rogu łóżka. — Po prostu nie mam ochoty pić tyle, aby się upić. Ale jeżeli chcesz mi zrobić jakiegoś słabego drinka, to chętnie go wypiję. Jednego.

ONE CALL AWAY | Call Me #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz