Rozdział 7. Livia

3.3K 183 87
                                    


Cześć! 
To ważna część dla całości historii, dlatego mam nadzieję, że Was nie zawiedzie. Livia walczy z ogromem niezrozumiałych uczuć, a Alex... cóż, Alex jest po prostu Alexem :) 

Dobrej lektury! 


Przewracam się z boku na bok zlana zimnym potem.

Od trzech dni nie mogę zbić wysokiej gorączki uniemożliwiającej mi jakiekolwiek funkcjonowanie.

Z trudem odkładam na niewielki stolik zrolowany, mokry ręcznik, który miał przynieść mi odrobinę ukojenia. Jęczę przy tym z bólu, bo każdy skrawek mojego ciała protestuje przy najmniejszym ruchu. Mam wrażenie, że wszystkie mięśnie, z każdym kolejnym dniem, kurczą się coraz bardziej i już nigdy nie będę w stanie wyprostować ręki bądź nogi.

Czuję, jak przewraca mi się w brzuchu i nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy zjadłam ostatni ciepły posiłek, nie mając przy tym ochoty zwrócić go po dwóch kęsach. Ciągłe wymioty robią się naprawdę problematyczne, gdy nie ma się siły wstać z łóżka i dojść do łazienki.

Leżę więc głodna, ale wizja spożycia nawet niewielkiej miseczki z zupą przyprawia mnie o mdłości. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi absurdalna myśl, która chyba każdemu człowiekowi choć raz przeleciała przez głowę – a co, jeśli już nigdy więcej nic nie zjem bez wizyty w toalecie? Jeśli wyzdrowieję, a potem okaże się, że mój żołądek tak bardzo potrzebował jedzenia, którego mu nie dostarczyłam, że od teraz nie jest już w stanie nic przyjąć?

Mam ochotę zdzielić się za takie myślenie, ale cóż... nie podniosę tak wysoko ręki.

Wbijam więc paznokcie we wnętrze dłoni, próbując przemówić sobie do rozsądku i schrupać choć kilka krakersów, które Laura przyniosła mi wczoraj wieczorem. Dziękuję jej w myślach za to, że zostawiła je na poduszce obok, przez co nie muszę przesadnie się starać, by po nie sięgnąć.

Rodzice jakiś czas temu pojechali na zakupy, a Laura zabrała Frytkę na wieczorny spacer. Oznacza to mniej więcej tyle, że mam maksymalnie kilka minut, nim zadzwoni Alex.

Po tym, jak w ostatniej chwili uratował zajęcia dla dzieciaków z Fundacji, umówiliśmy się ponownie na obiecaną wcześniej kawę. Dzień przed spotkaniem dostałam gorączki i z duszą na ramieniu odwoływałam naszą fikę. Przygotowałam się na to, że zapewne będzie wściekły – nie dość, że to kolejne wyjście, które nie doszło przeze mnie do skutku, to jeszcze w pewien sposób wykorzystałam go, ściągając na zajęcia, i nie dałam nic w zamian.

Zamiast gorzkich słów, otrzymałam jedynie zapewnienie, że dopóki nie wydobrzeję, będzie sobie odbijać moją nieobecność podczas codziennych telefonów. Nie rozmawiamy długo – zazwyczaj kilka minut, ale i tak kosztuje mnie to tyle, że pod koniec zaczynam zasypiać z wycieńczenia.

Nie mam pojęcia skąd w nim tyle zaciętości i łagodności. Może to kwestia tego, że od dawna jestem przyzwyczajona do pogardy? Ludzie traktowali mnie jako pewnik tylko wtedy, gdy nasza relacja miała im przynieść wymierne korzyści, tymczasem Alex nigdy niczego ode mnie nie oczekiwał.

Wciąż jednak nie wiem dlaczego to robi.

Dlaczego tak mu zależało, byśmy ponownie się spotkali? Dlaczego wtedy przyjechał mi pomóc? Dlaczego codziennie do mnie dzwoni?

Pewna myśl przelatuje mi przez głowę, ale jest na tyle abstrakcyjna, że nie potrafię potraktować jej poważnie. Bo niby jakim cudem miałabym mu się podobać? Czy to w ogóle możliwe, że czułby się przy mnie dobrze? Że nie patrzyłby jedynie jak na niepełnosprawną, że dostrzegłby we mnie coś, czego być może nawet ja nie dostrzegam? Bo chyba na tym to polega, prawda?

Na zawsze, Young | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz