Rozdział 3. Alex

3.9K 216 49
                                    



Cześć!
Przed nami prawdziwy bal! Lubicie takie klimaty?

Zaczynamy :)


W żaden sposób nie skłamię, jeśli powiem, że otaczają mnie same księżniczki i książęta. Tegoroczna aukcja poświęcona jest zbieraniu funduszy na wyrównanie szans dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, dlatego też organizatorzy zarządzili motyw przewodni związany z bajkami Disneya.

Niektórzy jednak za bardzo wzięli sobie to do serca i tym sposobem naliczyłem już kilkunastu mężczyzn w pozłacanych garniturach i koronkowych żabotach oraz przynajmniej szóstkę kobiet w sukni z ciągnącym się po ziemi trenem. Dziwię się, że nie zatrudniły do pomocy krasnoludków, którzy byliby w stanie zapanować nad taką ilością materiału, bo przyznam, że ja sam nie mógłbym przejść w tym choćby dwóch kroków, a co dopiero skorzystać z toalety.

Odkąd trzy lata temu, po raz pierwszy, dostałem zaproszenie na JOY Chance, nie potrafię zrozumieć, dlaczego niektórzy biorą udział w wyścigu na najbardziej zaskakującą kreację wieczoru. Sam stawiam raczej na minimalizm – jasny, niebieski garnitur a do tego śnieżnobiała koszula, rozpięta, być może, o kilka guzików za dużo. Wychodzę bowiem z założenia, że przyszedłem tu w konkretnym, szczytnym celu, nie zaś na bal przebierańców.

Przyklejam jednak uśmiech do twarzy, wymieniam uścisk dłoni z każdym znajomym, jak i nieznajomym, kurtuazyjnie komplementując przy tym salę, organizację wydarzenia, jak i same dzieła sztuki, które niedługo staną się przedmiotem licytacji.

Nie poświęcam nikomu dłużej niż kilku minut, lawirując między licznymi stolikami. Mój wzrok samoistnie ucieka w kierunku marmurowych schodów, po których wciąż stąpają przybywający goście.

Do rozpoczęcia wydarzenia zostało mniej niż piętnaście minut i po raz pierwszy dopuszczam do siebie myśl, że Natalie mogła nie zdołać przekonać przyjaciółki do tego, by dziś się tu obie zjawiły.

Ukłucie zawodu rozlewa się po mojej piersi. Od trzech tygodni nie rozumiem co się ze mną dzieje. Zbyt często, niż jestem gotów przyznać, moje myśli uciekają do tamtego wernisażu, przepełnionego rozmowami i niespotykanym wcześniej dla mnie skrępowaniem dziewczyny. Uśmiecham się, ilekroć pomyślę o tej uroczej blondynce zadającej setki pytań i rumieniącej się bez powodu.

Była ciekawa absolutnie wszystkiego – wybranej przeze mnie techniki malowania, szczegółów, których bez pomocy dotyku i moich opowieści nie byłaby w stanie dostrzec, ale przede wszystkim przeżyć bohaterek, których przecież losy nie kończą się zamknięte w sztywnych ramach obrazu, a toczą się dalej, wciąż, w tym właśnie momencie.

Z każdym wypowiedzianym przez nią słowem, przypominałem sobie, jak wielkie mam szczęście móc nazywać siebie nie tylko uczestnikiem zdarzeń, ale także ich obserwatorem. Doświadczać tego, co dla większości z nas jest oczywiste – widoku uśmiechu, momentu otarcia łez z policzka, dostrzeżenia iskierek w oczach bliskiej osoby. Jeśli mogę przez chwilę sprawić, by te nienamacalne rzeczy stały się dla niej bardziej realne, to chcę to zrobić.

Chcę ją oprowadzić dziś po tej wielkiej sali, opowiedzieć o własnych interpretacjach dzieł sztuki, które będziemy mieć na wyciągnięcie ręki, a także zdradzić tajemnice ich autorów, które nie zawsze są przeznaczone dla uszu zwykłych obserwatorów. A jednak czuję, że akurat ona powinna o nich usłyszeć. Dowiedzieć się, dlaczego na najpiękniejszym tutaj obrazie niebo jest różowe, a nie błękitne, wychwycić niezwykłą bliskość między dwoma wyrzeźbionymi postaciami czy choćby odkryć wyjątkowość instalacji wykonanej wyłącznie z naturalnych surowców.

Czy to możliwe, że chcę być oczami kogoś, kogo praktycznie nie znam?

Ostatni raz patrzę w kierunku schodów, ale wciąż nie dostrzegam tam tych, na których obecność liczyłem. Przełykam ślinę, zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej nie przyjęły mojego zaproszenia.

Na zawsze, Young | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz