Rozdział 6. Alex

3.4K 186 47
                                    

Cześć!
Zapraszam! :)



Zaciągam się głęboko powietrzem pachnącym pierwszymi kwitnącymi kwiatami.

Ogród moich rodziców należy do jednych z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek widziałem, choć jak wszystkie ogródki w San Francisco, nie jest największych rozmiarów.

Prócz roślin, których nazw wymówić nie umiem, rodzicom udało się rozplanować kącik wypoczynkowy z grillem i jacuzzi, gdzie w okresie letnim odbywają się wszystkie rodzinne przyjęcia, a nawet niewielkich rozmiarów oczko wodne, przy którym uwielbiałem się bawić za dzieciaka.

Dziś zamieniłem wskakiwanie do płytkiego zbiornika na rzecz odpoczynku na jednym z leżaków, a w dłoni zamiast podbieraka na ryby trzymam wysoką szklankę z kawą mrożoną.

Idąc za radą Livii, przyjechałem do rodziców spędzić nieco czasu z mamą.

Od rana obserwuję ją przy wszystkich wykonywanych czynnościach – dostrzegam, jak skupia się, gdy przygotowuje swoje popisowe śniadanie, zauważam jej szczęście na każde wspomnienie mojej wystawy, rejestruję z jakim ożywieniem i zaangażowaniem opowiada o najnowszej zdobyczy, którą udało jej się sprowadzić do prowadzonego sklepu z antykami.

W momentach, gdy czymś najbardziej się ekscytuje, potrafi na jednym wdechu opowiedzieć historię, której streszczenie zajęłoby mi dobre kilka minut.

Z drugiej zaś strony bez najmniejszego problemu urywa w połowie zdania, wsłuchując się w śpiew siedzących na gałęziach najbliższego drzewa ptaków.

Przez cały dzień uśmiech nie schodzi jej z twarzy nawet na ułamek sekundy. Gdybym więc miał opisać ją jednym słowem, byłoby to zdecydowanie promienna.

Właśnie rozmawia z moim tatą na temat zbliżającego się przyjęcia urodzinowego, a ja pozwalam sobie na chwilowe odcięcie się, układając w głowie wizję tego, jak powinien wyglądać jej portret.

Livia miała rację. Zdecydowanie brakowało mi czasu spędzonego w rodzinnym domu, podczas którego mogłem poświęcić rodzicielce stuprocentową uwagę.

– Kochanie, chciałbyś kogoś zaprosić?

– Słucham? Przepraszam...

– Czy chciałbyś z kimś przyjść na przyjęcie? – powtarza spokojnie mama. – Oczywiście nie musisz teraz odpowiadać, zastanów się na spokojnie.

Od miesiąca przygotowuje się do uczczenia swoich okrągłych, pięćdziesiątych urodzin, które wypadają dopiero w wakacje. Razem z tatą śmiejemy się, że w domu odreagowuje swoją spokojną pracę wśród starych przedmiotów, nie dając nam choćby chwili wytchnienia. Nie pamiętam czy kiedykolwiek zdarzył się miesiąc, by nie wyprawiała jakiejś imprezy albo nie zapraszała na nocowanie rodziny i przyjaciół. Celebrowanie nawet najmniejszych okazji sprawia jej tyle samo radości, co mi praca nad kolejnymi obrazami.

– Przyjdę sam, mamo.

– Może zaproś Marceline, z pewnością się ucieszy – wtrąca tata, który dołączył do nas jakiś czas temu.

Uwielbia moją przyjaciółkę głównie dlatego, że ukończyła prestiżową uczelnię, a jej rodzice, podobnie jak on, zajmują się w Kanadzie prowadzeniem własnej firmy ubezpieczeniowej.

Marcy jest niesamowita, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że jeśli ponownie pojawię się z nią na rodzinnej imprezie, jeszcze tak istotnej, jak urodziny własnej mamy, to moja wścibska rodzina nie da mi spokoju aż do momentu, kiedy albo się z nią ożenię, albo przyprowadzę nową, obiecującą partnerkę. Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej wolałbym uniknąć telefonów babci, ciągle naciskającej na urocze, wszędzie biegające wnuki.

Na zawsze, Young | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz