Rozdział 2. Livia

4K 232 24
                                    


Rozsądek szepcze mi, że powinnam spróbować, ale podświadomość wciąż próbuje go zagłuszyć.

Spędzam kilka ostatnich godzin w swoim łóżku, otulona miękkim kocem, z porozrzucanymi dookoła głowy poduszkami. Zawsze zakopuję się tutaj, gdy nie mam już siły stawiać czoła światu.

Wciąż pamiętam, jak przed laty spędzałam tu długie miesiące, podczas których stawałam się niewidzialna. Nie liczyło się nic poza mną i tą niewielką przestrzenią, która dawała mi wytchnienie. Choć nawet i ona nie pozwalała mi do końca być sobą.

Tak naprawdę wciąż nie wiem kim jestem.

Odkąd tylko pamiętam, żałowałam, że nie jestem taka, jak wszyscy. Marzyłam, żeby choć raz móc po prostu biec przed siebie, nie musząc zamartwiać się tym, co może mi się przydarzyć. Chciałam wpadać do domu, chwytać z lodówki pierwszą lepszą przekąskę i wykrzykiwać, ile sił w płucach, że wychodzę ze znajomymi na rowery. Tymczasem jedyną osobą, poza moją siostrą, która chciała się ze mną bawić, była Natalie.

Jako nastolatka wyobrażałam sobie, że na szkolnym korytarzu spotykam miłość swojego życia. Chłopaka, który jest gotów stać ze mną ramie w ramie i nie wstydzić się tego, że stanowi integralną część mojego świata. Świata, który poznawałabym również dzięki jego oczom.

Wszystkie te marzenia nikły z każdym rokiem coraz bardziej, by ostatecznie dwa lata temu rozpłynąć się w powietrzu.

Obracam się na prawy bok, poprawiając koc zsuwający się z mojego ramienia. Żadna z przybranych wcześniej pozycji nie okazała się na tyle wygodna, by wytrwać w niej dłużej niż kilka minut.

Bezradnie nabieram powietrza w płuca.

Raz, dwa, trzy...

Wydech.

Gdy tylko powtarzam tę czynność, zdaje mi się, że ponownie czuję zapach perfum Alexa. Tak, jakby w przedziwny sposób osiadły na mojej skórze dzięki krótkiemu dotykowi jego dłoni. Wiem, że to niemożliwe, ale ilekroć staram się przekonać do tego moją podświadomość, ta płata mi coraz bardziej realne figle.

Najgorsze jednak jest przywoływanie w pamięci jego rozczarowanego głosu. Nie rozumiem, jakim cudem mógł chcieć ponownie się ze mną spotkać. Ani tym bardziej, jak udało mi się już podczas pierwszej rozmowy wprawić go w zrezygnowanie.

Jedyną znaną mi emocję, w relacjach z mężczyznami, symbolizuje rozgoryczenie wywołane moją postawą. Twierdzili, że za bardzo się narzucam, zbyt dużo oczekuję, a także pragnę czegoś, na co, według nich, nie zasługuję. Choć tak naprawdę chciałam jedynie tego, by ktoś mnie docenił, zamiast niszczyć.

Oczywiście, że samo wyjście na kawę nie oznacza niczego ponadto. Kawa była tylko kawą, nie wiązała się z koniecznością wytrwania tam dłużej niż kilkudziesięciu minut, a co dopiero umówienia następnego spotkania. Jednak już sam fakt opuszczenia mojej strefy komfortu i wystawienia się na ocenę przez kogoś obcego, kogoś, kto nie zna choćby namiastki świata, w jakim funkcjonuję, przyprawia mnie o nieprzyjemny ucisk w piersi.

Nie mogę ryzykować, że naprawdę go polubię, a wystarczy mi dzisiejszy wieczór, by wiedzieć, że z całą pewnością by do tego doszło. To pierwszy etap błędnego koła, w które wpadam i które zawsze, bez wyjątku, kończy się strumieniem wylanych łez. Wszyscy, nieważne co bym robiła i jak bardzo się starała, prędzej czy później odchodzą. Nie spełniam ich oczekiwań, więc nie mają powodu, by zostać.

Właśnie dlatego, od pewnego czasu, nie pozwalam sobie za bardzo zbliżyć się do drugiego człowieka, jednocześnie panicznie obawiając się tego, że zostanę przez niego odrzucona.

Na zawsze, Young | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz