Rozdział 1

190 15 4
                                    

Kyle

To był dla mnie kolejny najzwyklejszy dzień. Wczesna pobudka do szkoły i męczenie się przez pierwsze sześć godzin lekcyjnych stały się już moją rutyną. Przerwy były dla mnie jedyną chwilą wytchnienia i okazją na krótką rozmowę z przyjaciółmi na korytarzu. Czasem jednak nawet na to nie było czasu, na przykład kiedy musieliśmy się uczyć na nadchodzącą kartkówkę, lub mieliśmy kilka lekcji pod rząd na osobnych piętrach.

W swojej klasie z mało kim się dogadywałem. Miałem trudność z nawiązywaniem nowych znajomości, a jedyną osobą, którą znałem z podstawówki była spasła larwa, której 16 lat temu nadano imię Eric Cartman. Nie znosiłem go do tego stopnia, że sam widok jego tłustej twarzy mnie irytował. A on, nie zmieniwszy się w ogóle od czasów szkoły podstawowej, nadal kochał mi dogryzać.

Moim jedynym wybawieniem była dwudziestominutowa przerwa, rozpoczynająca się po szóstej lekcji. Mogłem wtedy usiąść sobie na stołówce z resztą moich znajomych, których porozrzucało po innych klasach i spokojnie zjeść drugie śniadanie.

Dziś też miało tak być. Jednak od pewnego czasu nie potrafiłem cieszyć się atmosferą panującą na długich przerwach.
Wszystko przez to, że mój najlepszy przyjaciel, Stan, ZNOWU wrócił do Wendy. Co z tego, że zerwali niecały miesiąc wcześniej. Odkąd znów są razem, czarnowłosy najczęściej siada z nią sam na sam przy stoliku, albo, jeśli dziewczyna już do nas dołącza, poświęca jej całą swoją uwagę, jakby mnie i reszty chłopaków w ogóle tam nie było.

To coraz bardziej mnie denerwowało. Zrozumiałbym to, gdyby nie fakt, że nie pierwszy raz wracają do siebie po dość burzliwym zerwaniu.
Zazwyczaj znoszę to w ciszy, dzisiaj jednak coś przeciążyło szalę. Nie wiem, czy to jego zakochany ton głosu, którym z nią rozmawiał, czy te maślane oczy, które do niej robił. Cokolwiek to było, miałem tego dość.
W pośpiechu skończyłem swój posiłek i wstałem od stolika. Na pożegnanie rzuciłem tylko krótkie "cześć, chłopaki" i ruszyłem w stronę wyjścia ze stołówki.

Idąc korytarzem, wlepiałem wzrok w jakiś nieistniejący punkt przed sobą. Pieprzona Wendy. Co ona sobie myśli? Że może mieć Stana tylko dla siebie? On zresztą też nie lepszy. Co on do cholery w niej widzi? Co ona ma, czego my nie możemy mu dać? Czemu woli spędzać czas z nią, a nie na przykład ze mną?

Chwilę później wydarzyło się coś, czego bym się nie spodziewał.

- Kyle! - usłyszałem za sobą głos Stana. - Zaczekaj!

Zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę.

- Coś się stało? - zapytał, kiedy mnie dogonił. - Wydajesz się być jakiś... zdenerwowany.

Westchnąłem ciężko.

- Tak, stało się, Stan - powiedziałem dosadnym tonem. - Wiem, że jesteś bardzo szczęśliwy odkąd znów umawiasz się z Wendy, ale od momentu gdy znów zaczęliście się spotykać, traktujesz nas jak powietrze.

Stanley przez chwilę nic nie mówił. Wydawał się zaskoczony.

- Kyle, ja-

- Co? Znowu straciłeś dla niej głowę? - wszedłem mu w słowo. Szczerze nie chciałem słuchać jego tłumaczeń. Nie miałem ochoty w ogóle z nim rozmawiać. - Błagam cię, oboje dobrze wiemy, że żadna z waszych prób bycia razem na dłuższą metę nie wypaliła - przerwałem na chwilę. Westchnąłem cicho, po czym znów się odezwałem, tym razem trochę spokojniej. - Szkoda tylko, że poświęcasz przyjaźń dla czegoś, co i tak prędzej czy później się rozpadnie.

Nie dając mu odpowiedzieć, odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłem w stronę schodów.

Stan

"Midnight Hangout Sessions" Stan x KyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz