Rozdział 4 „Chciałbym ją poznać."

26 2 13
                                    


Jak przez mgłę pamiętam moment, w którym wybiegłam z domu Maddison, zostawiając upite dziewczyny same.

Aktualnie jadę ostatnim autobusem o trzeciej dwadzieścia sześć i rozważam jeszcze opcję wyskoczenia z autobusu wpadając pod przypadkowe auto. Zanim jednak się orientuję kierowca zatrzymuje się na moim przystanku. Z ciężkim oddechem wciskam guzik otwarcia drzwi i wysiadam z pojazdu. Moment, w którym moje stopy zetknęły się z twardą płytą chodnikową spowodował u mnie drżenie szczęki, które jednak wcale nie wynikało z panującej na zewnątrz temperatury. Swoje szkliste spojrzenie wbiłam w czubki butów, cały czas kierując się w stronę wybudowanego z białej cegły budynku. Momentalnie oczy zaczęły mnie piec od powstrzymywania łez. Jednak, kiedy pod stopami zobaczyłam znajomy podjazd, odważyłam się unieść wzrok.

Biały budynek stał jak twierdza przed moimi oczami. Dwie masywne kolumny zdobiły wejście wykonane z ciemnego drewna, a cała posiadłość była symetrycznie wybudowana, tak aby wszystko zgadzało się w milimetrach.

Nagle mój wzrok powędrował w stronę oświetlonej kuchni, w której od razu zobaczyłam posturę chudego mężczyzny siedzącego przy kuchennym stole. Przełknęłam gęstą ślinę i z wysoko uniesioną głową ruszyłam pewnym krokiem do wejścia.

Zasada numer 1: Nigdy nie pokazuj ludziom tego, czego się boisz. Wykorzystają to przeciwko tobie komplikując całe twoje życie.

A ja nie mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek komplikacje.

Cicho zamknęłam za sobą drzwi. Nawet nie próbowałam niespostrzeżenie przedostać się do swojego pokoju. On by mi tego nie darował. Zacisnęłam wargi w wąską linię i z obojętnym wyrazem twarzy ruszyłam prosto w stronę kuchni. Zatrzymałam się przed dwunastoosobowym stołem, na którego czele siedział sam Frederick Sanchez. Najzimniejszy i najostrzejszy mężczyzna na całej, pieprzonej Florydzie. Mężczyzna natychmiast przeniósł swoje lodowate spojrzenie z gazety na mnie, aby po chwili wygiąć brwi w geście zdegustowania.

— Valentino. — rzucił oschle kładąc gazetę na stole i prostując się na krześle.

— Dziadku. — powiedziałam głosem wypranym z jakichkolwiek emocji.

— Jesteś pijana? — wygiął brew w górę skanując mnie wzgardliwym spojrzeniem. — Odrażające.

Zacisnęłam wargi, aby nic nie odpowiedzieć. Tylko pogorszyłabym tym sytuację.

— Elizabeth! — krzyknął nie spuszczając spojrzenia z mojej twarzy. Czułam jak obok mnie staje moja matka, ale nie mogłam się odwrócić w jej stronę. Gdybym przerwała kontakt wzrokowy z mężczyzną dałabym mu to, czego chce. Wygraną.

— Jakim prawem, do cholery, pozwoliłaś jej wyjść na imprezę w środku tygodnia? — przeniósł ostre spojrzenie na moją matkę. — Jeszcze w tych ubraniach. Wygląda jak bezdomna. Gdyby ktokolwiek z moich znajomych ją zobaczył straciłbym reputację. — wstał opierając zaciśnięte pięści o blat stołu.

— Tato. — głos zabrała moja matka. — Jestem w domu pierwszy raz od tygodnia, nie wiedziałam, że gdziekolwiek wychodzi. — Nawet nie spojrzała w moją stronę.

— Nie wiedziałaś? — syknął wściekły.

Splotłam dłonie za plecami unosząc wyżej głowę. Gdyby któreś z nich zobaczyłoby moje zaszklone oczy natychmiast by to wykorzystało.

— Jesteś jej matką, do cholery! — ryknął rozwścieczony, uderzając pięścią w stół, a talerze znajdujące się na nim podskoczyły. — Kto ma to wiedzieć jak nie ty?!

— Ojcze. — jej głos również stał się poważniejszy. — Valentina jest najlepszą uczennicą w szkole. Bierze udział we wszystkich konkursach i je wygrywa. Chodzi na zajęcia literackie, matematyczne i z języka obcego. Oprócz tego udziela się charytatywnie w fundacjach, reprezentując tym naszą rodzinę. Uczęszcza na spotkania chóru i należy do kółka dziennikarskiego. Naprawdę nie obchodzi mnie, co robi w wolnym czasie oprócz nauki.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 12, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

(Too) Perfect [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz