Rozdział 63.

1.9K 43 0
                                    

Położyłam się na kanpie i przymknęłam moje oczy, wyobrażając sobie, jak to będzie odzyskać moje życie z powrotem. Znowu będę mogła chodzić na studia i do pracy jak normalny człowiek. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to docenię. Naprawdę. Jak dziwnie by to nie zabrzmiało, to marzę o tym, żeby znowu wrócić do tego baru, którego nienawidziłam i żeby wszystko było jak wcześniej. Chciałabym znowu wstać rano na zajęcia i jak gdyby nigdy nic chodzić znowu na uniwersytet. Być po prostu normalną osobą, a wszystko wskazuje na to, że to się stanie. Przez ostatnie kilka godzin byłam tak zestresowana, czekając na Adriena i dostałam tyle nowych informacji, że ppoczułam, jak ogarnia mnie zmęczenie, a później sen. 

***

Otworzyłam zaspane oczy i popatrzyłam na zegarek. Najwyraźniej spałam jakąś godzinę. Ja i te moje drzemki...

 Znalazłam gdzieś w mojej torbie papierosy, które kupiłam, kiedy wracałam ze szpitala. Pamiętam, jak bardzo byłam wtedy w rozsypce, a najgorsze było tak naprawdę dopiero przede mną, o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam. Teraz to się już kończy, a ja jestem tak szczęśliwa, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Jeszcze co prawda nie mogę się pokazywać na mieście, nie mogę odwiedzić rodziców ani spotkać się z moimi znajomymi, ale mam ochotę skakać ze szczęścia na myśl o tym, że moje życie będzie wracać do normy. Wyszłam na taras i odpaliłam jednego papierosa. Zaciągnęłam się nim i od razu zrobiło mi się trochę lepiej. Nie powinnam popadać w stare nawyki, ale nie wiem, kto by się zdołał powstrzymać w takim momencie. 

- Ty palisz? - usłyszałam głos Adriena zza pleców i odruchowo się odwróciłam.

On w tym momencie jest bez koszulki, a na szyi ma ręcznik. Jest po swoim treningu, a ja zwariuję na ten widok. 

- Popalam. - poprawiłam go. 

Nie skomentował tego w żaden sposób, ale najwyraźniej mu się to nie podoba. 

- Idę pod prysznic. Później możemy coś zjeść. - powiedział. 

Ja znowu zaciągnęłam się papierosem i po chwili wypuściłam dym z płuc. 

- Kiedy już będzie w pełni bezpiecznie... - zaczęłam. - To więcej się nie zobaczymy, prawda? - zapytałam, patrząc w ziemię. 

Oczywiste jest to, że nie mogę liczyć na nic więcej. Na pewno nie będziemy sobie razem mieszkać w domu na przedmieściach z idealnie skoszoną trawą, mieć troje dzieci i biszkoptowego labradora. Przeżyłam za dużą huśtawkę emocjonalną w tej relacji. Czasem go nienawidziłam, czasem uwielbiałam, teraz nawet nie wiem do końca, co czuję, ale wiem, że jest mi po prostu przykro, kiedy myślę o tym, że prawdopodobnie więcej się nie zobaczymy. 

- Tak będzie najlepiej. - potwierdził moje przypuszczenia. 

Chcąc, nie chcąc, przywiązałam się do niego. Przede wszystkim uratował mi życie. Czegoś takiego nie można zapomnieć. Poza tym ja tak najzwyczajniej w świecie lubię jego towarzystwo. 

- Szkoda. - powiedziałam cicho. 

Adrien podszedł bliżej mnie. 

- Ale mamy jeszcze trochę czasu, więc możemy go wykorzystać. - powiedział dwuznacznie. 

Popatrzyłam na niego, w te niebieskie oczy, które już nie są tak jasne, a ciemnieją głównie w jednym przypadku. 

- Co dokładnie masz na myśli? - zapytałam, chcąc, żeby kontynuował. 

- To zależy, jak bardzo jesteś otwarta na nowe rzeczy. 

Kurwa, wszystko, co robiliśmy w łożku, zawsze mi się podobało. A podejrzewam, że wielu rzeczy jeszcze nie miałam okazji z nim spróbować. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle jeszcze będzie mi z kimś tak dobrze, więc dlaczego miałabym nie korzystać? 

- Powiedzmy, że jestem w stanie ci zaufać. - odpowiedziałam, tym samym dając mu zielone świało, a w jego oczach coś błysnęło. 

- Daj mi dziesięć minut, idę pod prysznic i później po ciebie wrócę. - powiedział, po czym wyszedł z tarasu. 

Tyle  czasu to jest i mało, i dużo. Ja nienawidzę czekać i ciekawość mnie zabija. Ale cholera, mam tylko dziesięć minut, żeby znaleźć jakieś gumy do żucia albo cukierki miętowe. Zaciągnęłam się papierosem ostatnie dwa razy i go zgasiłam. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Podbiegłam do mojej torebki i znalazłam opakowanie orbit, ale kurwa jest puste. Kiedy ja się w końcu nauczę, żeby takie papierki od razu wyrzucać do kosza? Sama siebie robię w chuja, bo liczę na to, że coś tam jest i nie kupuję nowych, po czym wielce zaskoczona odkrywam, że w opakowaniu jednak nic nie ma. Pospiesznie poszłam do kuchni i zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki i szuflady. 

Dipsy zaczęła patrzeć na mnie maślanymi oczami, żebym dała jej jedzenie. 

- Przykro mi, teraz nie mam czasu. Zrozumiałabyś, gdybyś nie była psem. - powiedziałam. 

Aż sama się trochę zżyłam z nimi zżyłam. Nie sądziłam, że tak się stanie, ale za nimi też będę tęsknić. 

Otwieram kolejną szufladę, ale w niej również nic nie ma. Adrien mówił, że nic nie gotuje, ale żeby nie mieć nawet jednego garnka? To już jest przesada. Ta kuchnia jest ogromna, ale nie wiem dlaczego, skoro można było się ograniczyć do jednej szafki i lodówki. Cholera, już mam coraz mniej czasu. 

Dipsy zaczęła szczekać i patrzeć na szafkę, w której jest jej jedzenie. 

Zlitowałam się nad nią i stwierdziłam, że dam jej więcej jedzenia. Kiedy tam podchodziłam zobaczyłam na półce obok paczkę moich ulubionych cukierków miętowych. 

- Dipsy, jesteś najlepsza. - powiedziałam do niej i od razu nasypałam jej karmę. 

Ona ochoczo zaczęła jeść, a ja wzięłam sobie dwa cukierki i poszłam umyć ręce. 

Przeczesałam włosy palcami, a później jeszcze wzięłam z torebki mój błyszczyk, po czym poszłam na taras jak gdyby nigdy nic. 

Odjebałam akcję rodem z komedii, w której kobieta wstaje przed mężczyzną, robi się na bóstwo, a później udaje, że obudziła się z pełnym makijażem i zrobionymi włosami. 

Za chwilę usłyszałam, jak Adrien schodzi po schodach i o mój panie. Ma na sobie tylko czarne bokserki.

Jest niebezpiecznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz