Rozdział pierwszy

30 4 1
                                    

  Madison

Następnego dnia wstałam o tej samej porze wykonując moją poranną rutynę. Szykowałam się do pracy i dopiero, kiedy zakluczałam drzwi dotarło do mnie, że ja już jej nie mam. Wydarzenia poprzedniego wieczoru uderzyły we mnie i momentalnie cofnęłam się do mieszkania. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Próbowałam pójść z powrotem spać, jednak mój organizm odmawiał mi posłuszeństwa. Był tak przyzwyczajony do tej rutyny i nie umiał inaczej. Ja nie umiałam. Podniosłam się z łóżka i przejechałam dłońmi po ubraniu, by je wygładzić. Sięgnęłam po torebkę, którą wcześniej rzuciłam gdzieś w kąt. W popłochu wyszłam z mieszkania, a kiedy dotarłam do mojego auta wsiadłam do niego i ruszyłam w stronę centrum miasta. Walczyłam ze sobą, by znów pójść spać jakieś dwie godziny, więc powoli dochodziła godzina ósma. Po dotarciu do centrum i zaparkowaniu auta ruszyłam w stronę głównego pasażu handlowego w Meadow City. Na ulicy znajdowały się najróżniejsze sklepy począwszy od secondhandów, przez kawiarenki, aż do ekskluzywnych restauracji i butików. Musiałam zająć czymś myśli, ponieważ sytuacja, w której byłam wydawała mi się tak abstrakcyjna. Spędziłam w tej restauracji prawie połowę swojego życia zaczynając od roznoszenia ulotek, a teraz? Teraz już nie było tam mojego miejsca.

***

Następne parę dni wyglądało tak samo. Wstawałam rano, ogarniałam się, jechałam do centrum, gdzie siedząc w kawiarni przeglądałam oferty pracy. Nic nie mogłam znaleźć. W większości miejsc pracy zaczynałabym od zera, a w niektórych płaca była mniejsza od mojej poprzedniej. Spędzałam całe dnie na różnych stronach z ogłoszeniami odświeżając je, co kilka minut. Klikając parę razy w to samo łudząc się, że pensja jest wyższa albo nie będę musiała zaczynać od początku na najniższym stanowisku.

Dopiłam swoją kawę i po raz kolejny odświeżyłam stronę. Pojawiło się parę nowych ogłoszeń, które zaczęłam przeglądać. Trzy z nich były zupełnie nieopłacalne, kolejne dwa były poza moimi kompetencjami, bo ani nie umiałam wykonywać tajskiego masażu, ani nie potrafiłam przedłużać paznokci. Jęknęłam rzucając telefon na stolik przede mną. Kilkoro ludzi obejrzało się w moim kierunku patrząc jak na wariatkę. Można by pomyśleć, że wcale nie zależy mi na znalezieniu pracy, no bo przecież jakbym była aż tak zdesperowana to wzięłabym się za cokolwiek. Sęk tkwił w tym, że ja byłam zdesperowana, co i równie zestresowana wizją pójścia do nowej pracy, zaczynania od nowa, poznawania tych wszystkich ludzi, nauki moich obowiązków. Przerażała mnie myśl, że czegoś nie ogarnę od samego początku. Westchnęłam i weszłam w ostatnie ogłoszenie podświetlone na niebiesko. "Asystentka w WSC". Zaczęłam czytać wymagania oraz inne informacje o stanowisku. Podekscytowana znalezieniem czegoś, co nareszcie mi odpowiada czytałam dalej. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam dać szansę pracy asystentki, no bo przecież obowiązki były podobne. Załączyłam swoje starannie wykonane CV oraz najważniejsze informacje o sobie i kliknęłam wyślij. Odetchnęłam z ulgą bo mimo, że jeszcze nadal nie miałam pracy to przestałam się czuć jakbym bezczynnie siedziała na dupie i nic nie robiła.

Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z kawiarni. Ruszyłam w stronę wyjścia z pasażu czując się lepiej na duchu. Wsiadłam do auta i skierowałam się w stronę swojego mieszkania. Kiedy podjechałam pod kamienicę, zaparkowałam auto, jednak zamiast wejść na klatkę schodową ruszyłam w stronę skwerku znajdującego się niedaleko. Lokalizacja mojej kamienicy miała swoje plusy i minusy. Znajdowała się daleko od centrum i wybrzeża, przez co dojazd gdziekolwiek potrafił zająć mi dość sporo, jednak okolica była bardzo cicha i spokojna. Malutki park, do którego zmierzałam był odwiedzany raczej przez okolicznych mieszkańców, ponieważ nie robił on na tyle wielkiego wrażenia na innych, by chcieli tu przyjeżdżać z drugiego końca miasta. Po środku stała średniej wielkości okrągła fontanna. Małe cherubinki zdobiące fontannę znajdowały się pod wykutą z kamienia kobietą na szczycie obiektu. Usiadłam na brzegu fontanny ciesząc się ciszą zakłóconą przez szum wody i świst wiatru. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów. Odpaliłam jednego moją różową zapalniczką i zaciągnęłam się dymem do płuc. Dochodziła dwunasta, a ja nie chcąc wracać do mieszkania stwierdziłam, że udam się na spacer po okolicy. Wylegiwanie się w domu zdecydowanie byłoby przyjemne, jednak byłam od tego tak odzwyczajona, że mdliło mnie na myśl o nim. Przechadzałam się po okolicy wsłuchując się w śpiew ptaków przeplatający się z szumem drzew. W tamtej chwili czułam spokój. Dźwięki, które mnie otaczały koiły moje nerwy i były jak najbardziej wyrafinowana muzyka dla moich uszu. Po jakichś dwóch godzinach spaceru zaczęłam wracać w stronę mojej kamienicy. Dotarłam do niej po kolejnej godzinie marszu i od razu weszłam na swoje piętro. Wkroczyłam do mieszkania i zdjęłam swoje znoszone już trampki. Odłożyłam torebkę na kanapę i weszłam do swojego pokoju gdzie przebrałam się, z brązowych szerokich spodni i czarnego golfa, w kolarki i za dużą bluzę, którą zostawił u mnie mój brat. Rozpuściłam włosy, a mój skalp pulsował niemiłosiernie od ciasności fryzury, którą nosiłam przez większość mojego życia. Rozczesałam włosy palcami i zgarnęłam grubą granatową opaskę, którą odgarnęłam włosy do tyłu. Ruszyłam w stronę kuchni i westchnęłam widząc zawartość mojej lodówki. Nie było w niej dużo i oprócz proteinowych napoi roślinnych była tam zamówiona poprzedniego wieczora sałatka z burakiem i fetą. Sięgnęłam po nią i wyjęłam z szuflady widelec. Wraz z moim obiadem, i najprawdopodobniej także kolacją, przeszłam do części salonowej mojego mieszkania. Usiadłam po turecku na kanapie i zgarnęłam telefon z torebki obok mnie. Zaczęłam jeść moją sałatkę przeglądając równocześnie twittera, na którym wciągnęłam się w jakąś kłótnię. Strasznie męczyłam tą sałatkę, grzebiąc w niej widelcem i wybierając kawałki buraka, które starałam się przełknąć. Nie ubyło nawet połowy opakowania, kiedy stwierdziłam, że już nie jestem głodna, a ta sałatka absolutnie mnie nie satysfakcjonuje. Wyrzuciłam resztę do kosza pamiętając, żeby powrzucać wszystko do odpowiednich pojemników na śmieci. Głupio mi było, że zmarnowałam tyle jedzenia i zaczęłam odczuwać wyrzuty sumienia. Po raz kolejny zajrzałam do lodówki, z której wyjęłam czekoladowy napój białkowy i wypiłam go siedząc na kanapie. Musiałam jechać na zakupy, bo nie mogłam tak dalej funkcjonować. Westchnęłam i wstałam z kanapy, na której się jakiś czas temu rozłożyłam. Sięgnęłam po gumkę do włosów i związałam je odkładając opaskę do ozdobnej misy stojącej na szafce pod telewizorem, w której trzymałam wszystkie pierdoły do włosów.

Daffodil (Dylogia Flowers #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz