Rozdział II //Rok pierwszy

17 2 9
                                    

Syriusz już pierwszej nocy wiedział, że James stanie się jego najlepszym przyjacielem.

Gdy cała czwórka weszła do dormitorium, zajęli się rozpakowaniem, ale też rozmawianiem. W zasadzie mówił głównie James.

Peter był trochę nieśmiały, ale w towarzystwie swojego przyjaciela odważył się parę razy zabrać głos.

Remus wciąż pozostawała tajemniczy. Nie mówił nic sam od siebie. Jedynie odpowiadał na pytania, a nawet te słowa były przez niego zawsze dobrze przemyślane.

Syriusz starał się wykazać entuzjazm i rozmawiać z nowymi kolegami. Ale z tyłu głowy wciąż miał myśli, że tutaj nie pasuje. Jest w końcu Blackiem. Zamiast więc mówić, przysłuchiwał się.

James cieszył się natomiast, że ktoś go słucha, więc zupełnie nie przeszkadzała mu jego rola w tej "rozmowie".

Jednak nie to sprawiło, że Syriusz od razu poczuł, że to James będzie jego najlepszym przyjacielem. Były to słowa, które usłyszał później.

Gdy było już grubo po północy, Syriusz wciąż nie spał. Przekręcał się z boku na bok, próbując odgonić dręczące go myśli. Ale nic nie pomagało.

Wiedział, że na przerąbane.

Żaden Black nigdy nie trafił do Gryffindoru. Gdyby to był chociaż Ravenclaw. Ale nie, musiał zostać Gryfonem.

W swojej głowie już widział rozczarowanie w oczach rodziców. Słyszał ich głos pełen goryczy. Widział unoszącą się w jego stronę różdżkę...

Nawet nie wiedział, kiedy zaczął płakać.

— Ej, wszystko w porządku? — zapytał szeptem James, który miał łóżko obok i najwyraźniej go usłyszał.

— Yhy.

Potem usłyszał szelest pościeli, a chwilę później James siedział po turecku w nogach jego łóżka. Miał na sobie piżamę z nazwą jakiegoś klubu Quidditcha, a jego włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż wcześniej. Nie założył również okularów, przez co mrużył śmiesznie oczy, próbując przyjrzeć się twarzy Syriusza.

— Powiedz, co cię dręczy — poprosił go James. — Poczujesz się lepiej. Mama zawsze robi mi jeszcze gorącą czekoladę, ale tego nie jestem w stanie Ci zapewnić w tej chwili.

Syriusz próbował wyobrazić sobie, że jego matka robi mu gorącą czekoladę  i pyta go, co go dręczy, ale nie potrafił tego zrobić. To była niemożliwa wizja.

— Czyżby Black nienawidzący Blacków i Slytherinu martwił się tym, co  powiedzą mu rodzice? — zagadnął ponownie James.

Chłopak, tak jak każdy w ich świecie, doskonale zdawał sobie sprawę, jaką wagę Blackowie przywiązują do tradycji. Ale nikt z nich nie wiedział, jak okropne to było.

Syriusz nieśmiało pokiwał głową. Dziwnie było mu się zwierzać ze swoich problemów. Nie tego nauczyli go rodzice.

— Ej stary, nie przejmuj się nimi. Chcesz być w Gryffindorze? Ale tak naprawdę, czy TY tego chcesz?

— Tak.

— A więc tu jesteś — stwierdził James. —Będziemy twoją nową rodziną.

Chłopak szturchnął go ramię i wyciągnął w jego stronę mały palec i głową pokazał, aby Syriusz złapał go swoim, co też uczynił.

— Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze — powiedział James, uśmiechając do niego ciepło. — A teraz chodźmy spać, dobranoc.

James wstał z łóżka i podreptał do swojego. Syriusz usłyszał uginające się sprężyny. Sam po chwili też się położył. Po tych słowach poczuł jakąś ulgę. Może i były to tylko proste słowa, ale poczuł się po nich lepiej. Przez chwilę wsłuchiwał się w ciszę, ale potem również zasnął.

Stars around scars || Era Huncwotów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz