Nic?...

1.3K 16 7
                                    

Wypowiedziane przez niego słowo przez dłuższą chwilę dudniło mi w uszach. Usiłowałam się nie rozpłakać przy najstarszym bracie i mężczyźnie, który chwile temu dał mi do zrozumienia, że nasza relacja nic dla niego nie znaczy...

Z transu rozpaczy wyrwał mnie mocny, chłodny uścisk na moim ramieniu. Vince skiną głową do Adriena i ode mnie oczekiwał tego samego. Pośpiesznie wykonałam ten sam gest chcąc jak najszybciej oddalić się od tego człowieka.

Czekało  mnie teraz trudne zadanie - znalezienie odpowiedniego wytłumaczenia z jakiej przyczyny przez cały pogrzeb wpatrywałam sie we wspólnika mojego brata.

Reszta rodzeństwa całe szczęście dość szybko odbębniła składanie kondolencji i ruszyliśmy w drogę powrotną do rezydencji. Cała trasę rozmyślałam jaki błąd popełniłam, że postąpił on w ten a nie inny sposób. Próbowałam też usprawiedliwić go, że jest przybity po śmierci ojca, a także że może wypełnia jego ostatnią wole. Tej ostatniej wersji bałam sie najbardziej bo przecież błędy można naprawić, a humor poprawić.

W domu nie mając ochoty na nic wzięłam orzeźwiający prysznic, zmyłam makijaż i przebrałam sie w luźne ubrania. Sięgnęłam do biurka aby wyjąć książkę. Przecież nic nie działa na smutek lepiej od dobrej i wciągającej historii. Mimo iż czytanie było moim sposobem na wyluzowanie sie tym razem nie mogłam sie skupić ani wciągnąć w fabułę. Odłożyłam ją na miejsce po czym w mgnieniu oka zasnęłam. Nawet podczas snu Adrien nie opuszczał moich myśli.

Skołowana po pobudce w środku nocy, zmęczona przez nadmierne myślenie ubrałam kapcie i skierowałam sie do kuchni licząc ze po kolacji na której sie nie zjawiłam coś jeszcze pozostało. Jak można sie domyślić moi bracia z nieograniczoną pojemnością żołądka pochłonęli wszystko. Głodna i niepocieszona podążyłam do mojej sypialni.

Miałam nadzieje, że znowu uda mi się zasnąć, niestety nic z tego. Przez następne kilka godzin tylko myślałam
o sytuacji z wczorajszego pogrzebu i płakałam w poduszkę. Uświadomiłam sobie, że wierząc że w późniejszym# momencie naszej relacji coś z niej będzie ośmieszyłam się przed członkiem Organizacji i przed sobą...

Usłyszałam kroki nadchodzące z korytarza, oznacza to że rezydencja budzi się do życia. Oznacza to iż w każdym momencie ktoś może zapukać do  moich drzwi i oczekiwać ich otwarcia.
Nikt nie mógł zobaczyć mnie w tym stanie bo po pierwsze Dylan by się wściekł i chciał pozabijać to co spowodowało moją rozpacz. Po drugie Will byłby smutny, że z nim nie porozmawiałam i doprowadziłam się do tego stanu. A po trzecie i najważniejsze Vincent utwierdziłby się w przekonaniu o mojej relacji z Adrienem Santanem. Mogłabym wtedy pożegnać się ze studiowaniem w Barcelonie a co gorsza, ochroniarz znowu pracowałby dla mojego brata.

Dlatego muszę wstać i doprowadzić się do porządku. Długi prysznic pomógł mi ochłonąć po stanie, który zawładną mną w nocy. Jedyną opcją aby moja twarz nie wyglądała w sposób jaki wyglądała teraz postanowiłam nałożyć makijaż. Nigdy nie robię tego gdy w planach jest całodzienny pobyt w domu, jednak łatwiej wytłumaczyć się z makijażu niż z czerwonej i spuchniętej twarzy.

Siadłam i zaczęłam sie malować. Długo to nie potrwało, ponieważ skojarzyłam ten proces z wyjściami z NIM. Teraz wszystkie produkty, które zdążyłam nałożyć spływały mi po twarzy razem ze słonymi i gorącymi łzami. Musiałam to wszystko teraz zmyć, bo z każdą próbą poprawienia swojego wyglądu jest jeszcze gorzej.

Wreszcie byłam w stanie nie narażającym mnie na zbędne pytania braci i opuściłam pokój. Szybkim niby wesołym krokiem udałam się do kuchni po czarną kawę. Chcąc czy nie chcąc musiałam wziąć na śniadanie chociaż coś małego, bo mimo czasu jaki upłyną od momentu mojej choroby to rodzeństwo wciąż kontroluje moje posiłki gdy jestem w rodzinnym domu.

Będąc już w pokoju zorientowałam się, że nie minęłam się z żadnym z braci.
Dziwna sytuacja - pomyślałam.
Dla mnie to nawet lepiej, nikt nie zadał niekomfortowych pytań.

Wtedy ktos zapukał do pokoju. Cała zadrżałam na myśl o rozmowie z Vincem.
- Prosze - szepnęłam zaciskając w międzyczasie dłonie w pięści.
Rozluźniłam je widząc postać wchodzącą do mojej sypialni. Różne myśli w tym czasie przebiegły po mojej głowie. Powody przybycia mojego najstarszego brata do pokoju mogły byc niesamowicie różne. Od tych przyziemnych do tych, które jak na przykład rozmowa o moim zachowaniu na pogrzebie mogły być dla mnie zabójcze.

- Hej malutka - usłyszałam z ust ulubionego brata.
Moje serce delikatnie zwolniło mimo tego, iż przecież zdarzało się, że Will był wysyłany przez brata do mnie w nadziei, że ten ulubiony brat wyciągnie ze mnie wiecej.

- Czy coś się stało? Nie zjawiłaś się na wczorajszej kolacji. - zapytał zmartwiony.
- Ja... byłam zmęczona i poprostu zasnęłam. - odrzekłam starając się nie brzmieć jak rozhisteryzowane dziecko ponieważ dalej targały mną przykre emocje.
- Chciałabyś mi wytłumaczyć co wpłynęło na twoje zachowanie na cmentarzu? - dało się wyczuć nutkę stanowczości, która chciała mi przekazać, że on już wiedział...
Po chwili milczenia odezwałam się:
- Przypomniałam sobie pogrzeb babci i mamy... - jedyne wytłumaczenie, które przychodziło mi na myśl.
- I troche trudno było mi zaplanować nad emocjami wiedząc jak Adrien Santan sie teraz czuje. - dokończyłam.
- Rozumiem. - dorzucił cicho.

Nagle poczułam ciepło czyjegoś ciała, to Will obejmował mnie swoimi szerokimi i umięśnionymi ramionami. Co prawda przytulał mnie z innego powodu niż ten, który faktycznie wpływał na moje samopoczucie, ale ignorowałam ten fakt.

Czułam sie bezpieczna i kochana przytulając sie do niego. I wtedy nagle do moich oczu napłynęły łzy. Uświadomiłam sobie, że w ten sposób kochana chciałam byc przez Adriena. To on miał mnie przytulać nikt inny. Nie puściłam uścisku tylko go wzmocniłam chcąc uchronić sie przed tymi myślami i płaczem.

Wstrzymywałam łzy do momentu, w którym moj brat opuścił mój pokój, aż w końcu znowu rozryczałam się jak małe dziecko. Poszłam do łazienki aby przemyć twarz i troche ochłonąć.
Miałam nosa co do czasu w którym rozpoczęłam proces uspokajania sie.
Kiedy ktoś znów zapukał do drzwi, poczułam lodowaty podmuch wiatru - serio nie żartuje. Byłam już wtedy spokojna na tyle, by zaprosić najstarszego brata do pokoju.

- Hailie zapraszam do gabinetu z pół godziny. - wypowiedział Vincent chłodnym jak zawsze tonem.
Wzięłam niewidoczny wdech aby jeszcze bardziej sie uspokoić.
- Oczywiście, zjawię się. - odpowiedziałam siląc się na jak najspokojniejszy głos.

Brat wyszedł zostawiając mnie z głową pełną myśli, które próbowałam poskładać w logiczne nadające sie na odpowiedzi do pytań, których już się domyślałam.

Hailie Monet x Adrien Santan ( moja kontynuacja rozdzialu 16 w Diamencie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz