Olympia
Droga do domu cioteczki dłużyła się niemiłosiernie. Strugi deszczu spływały po moich włosach na twarz i dalej w dół ku ziemi. Nicolas szedł przede mną z cioteczką Ann pod ramię. Oboje przyspieszyli kroku, lecz ja wlokłam się za nimi powoli. Tutaj, w tym deszczu mogłam przemyśleć parę rzeczy. Cała sytuacja była mocno pogmatwana. Czułam na sobie za każdym razem spojrzenie cioteczki, gdy przebywałam z księciem. W ostatnim czasie starała się wręcz na siłę wydać mnie za mąż. Coraz bardziej zaczynało mnie to denerwować i irytować. Czułam, że nikt oprócz Michaela, którego nie było, nie traktuje mnie poważnie i mojego zdania o tym, by pozostać panną, bez męża.
Gdy, byliśmy blisko domu z parasolami, wybiegł Emanuel. Zatrzymał się przy księciu i jego towarzyszce. Wziął pod ramię swoją panią i z nią ruszył w kierunku domu. Jednak zanim poszliby skryć się w budynku, podał jeszcze Nicolasowi parasol. Mężczyzna obejrzał się na mnie, gdy ta dwójka odeszła do niego i podążyła w kierunku, tym samym co my zmierzaliśmy. Przystanął i czekał, aż zbliżę się do niego. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Otuliłam się ramionami i poszłam dalej do przodu. Minęłam księcia, nie przystając ani patrząc na niego. Pozwoliłam sobie tylko na krótkie rzucenie spojrzenia spod rzęs, w momencie, gdy go mijałam.
– Przeziębisz się. – Powiedział, prawie biegnąc za mną. Przyspieszyłam. – Tak bardzo chcesz wrócić do łóżka i walczyć po raz kolejny z gorączką?! Brakuje ci tego, by każdy w tym domu martwił się tylko o ciebie?! – Krzyczał. Zatrzymałam się i po raz kolejny zacisnęłam usta. Miałam tego wszystkiego dość. Szczególnie tej, niepewnej sytuacji między nami.
Zaczekałam, aż książę się zbliży i ruszyliśmy razem, lecz nie ujęłam go pod ramię. Szłam obok niego. Oboje przez ten krótki odcinek, jaki pozostał nam do domu, nie odzywaliśmy się do siebie.
Weszliśmy do holu. Od razu udałam się na górę, by przebrać się w inną suknię. Moje przemoknięte ubranie ważyło chyba tonę, gdy stawiałam swoje przemarznięte stopy odziane w przemoknięte buty na stopniach. Najpewniej zostawiłam mokre ślady na dywanie, ale teraz najchętniej to zanurzyłabym się w gorącej wodzie albo w ciepłym łóżku.
Kilka minut później przebrana i gotowa schodziłam schodami do holu. Nie zgodziłam się, by Mary przyniosła mi gorącą herbatę do pokoju. Wolałam zejść na dół i w salonie napić się w towarzystwie gorącego napoju pomieszanego z mlekiem.
Już od holu niosły się śmiechy i gwar rozmów między mieszkańcami dworu. Zmarszczyłam brwi. Wydawać, by się mogło, że po pogrzebie w domu powinien panować spokój i dołująca cisza. Śmiech cioteczki niósł się zapraszającą melodią po całym pomieszczeniu przez drzwi otwarte do salonu. Dopiero teraz słysząc ten dźwięk, uświadomiłam sobie jak bardzo mi tego, brakowało. Ten śmiech słyszałam ostatnio… tak dawno temu, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy. W ostatnim czasie było za dużo smutku. Nie powinno tak być, a jednak było. Życie nigdy nie rozpieszcza, ono może doprowadzić człowieka do ruiny psychicznej.
Weszłam do pomieszczenia. Cioteczka obejmowała jakiegoś mężczyznę w wojskowym ubraniu. Radość na jej twarzy była widoczna już od wejścia do pokoju. Z wrażenia zatrzymałam się w drzwiach i czekałam, chłonąc ten niespotykany widok. Tylko stałam i obserwowałam całe rozradowane towarzystwo. Nawet mężczyźni często ponurzy, teraz podnieśli swoje twarze do góry, grając poważnych panów na nieswoich włościach.
Starałam się przypomnieć może kolegę z wojska brata, którego znałaby cioteczka. Jeśli to byłby kolega Michaela, to by znaczyło, że najpewniej nie żyje albo jest bardzo chory i nie wiadomo, czy przeżyje. Mężczyzna obrócił się w moją stronę. W pierwszej chwili nie rozpoznałam mężczyzny, ale w momencie, gdy spojrzałam w jego oczy takie same jak moje, zrozumiałam.
Z uśmiechem i łzami w oczach rzuciłam się w ramiona brata, by uściskać go po tak długiej rozłące. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Michael położył swój policzek na czubku mojej głowy i tak kołysaliśmy się przed dłuższą chwilę. Jednak w pewnym momencie, przed oczami stanęły mi te wszystkie obawy i ciągły strach o jego życie. Wyczekiwałam nie raz listu od niego, bojąc się, że otrzymam w końcu list zawiadamiający o śmierci tego dużego gamonia!
Zacisnęłam ręce w pięści i zaczęłam uderzać nimi w jego pierś.
– Czemu nie pisałeś?! – Krzyczałam, bijąc go dalej. Nie przejmowałam się towarzystwem znajdującym się w pomieszczeniu. Teraz przyszedł czas na wylanie moich żali. – Obiecałeś! Dałeś słowo! Tyle dla ciebie znaczy siostra, która martwi się i czeka, aż wrócisz w całości?! Myślisz, że ile razy do ciebie pisałam, a ty milczałeś?! Jak śmiałeś?! Dlaczego cię nie było, gdy umarł Lestrad?! Dlaczego?!
Potok słów i łez wypływał z mojego wnętrza. Nie chciałam tego skończyć. Mój ból i żal musiał w końcu wybuchnąć. Przez to, że się nie odzywał, czułam, jakbym została sama na tym świcie bez żadnego poparcia ze strony najbliższej rodziny, jaka mi jeszcze pozostała. Owszem żyłam z cioteczką, która coraz bardziej nalegała bym, wyszła za mąż i przestała tak usilnie wyczekiwać listów od brata, lecz ja nie mogłam tego zrobić. Czekałam na Michaela jak matka na swojego syna wracającego z wojny.
– Zostałam tutaj sama… – Wyszeptałam po tym oczyszczającym krzyku, który musiałam z siebie wyrzucić. Opadłam z sił, osuwając się w silne ramiona brata, który mnie tylko trzymał.
– Przecież zostałaś z ciotką Ann. – Powiedział, cały czas odchrząkując.
Miałam ochotę na niego spojrzeć pełnym złości spojrzeniem, ale nie miałam siły. Myślałam, że Michael mnie rozumie, lecz srogo się pomyliłam. Odsunęłam się od niego i usiadłam na szezlongu, tak kusząco wyciągniętemu pod oknem.
– W takim razie – wzięłam głęboki oddech – opowiedz co cię, powstrzymywało, by pisać do mnie? – Zadałam na pozór łatwe pytanie. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Milczał dłuższą chwilę. Podszedł do okna i splótł ręce za plecami.
– Rozmowa o wojnie nie jest rozmową odpowiednią dla panny z dobrego domu. – Powiedział. Złość po raz kolejny zawrzała w moich żyłach, płynąc coraz energiczniej.
– Naprawdę to powiedziałeś, czy się przesłyszałam? – Zadrwiłam. – Twierdzisz, że przez to, że brak mi męża czyni ze mnie płochą i zbyt delikatną osobę?! – Krzyknęłam. W tej chwili nie miałam sił hamować swojego głosu a tym bardziej rozumu.
– Nie twierdze tak droga siostro, ale to, że nie masz męża, czyni z ciebie coraz bardziej pewną i żądającą za dużo od świata, już nie tak młodą panną. – Podkreślił. Nabrałam powietrza w policzki. Miałam ochotę powiedzieć mu dużo przykrych słów, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili.
– Nie jestem dzieckiem, byś napominał mnie jak niesfornego pisklaka! – Wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Emanuel zamknął za mną cichutko drzwi, choć miałam ochotę trzasnąć nimi tak, by dźwięk huku rozszedł się po domu bardzo głośno. Jednak zamiast tego wydałam z siebie tylko sfrustrowany krzyk. Rzuciłam krótkie „przepraszam” do lokaja cioteczki. Na jego twarzy przez chwile pojawił się mały, cwany uśmieszek. Nie zważałam na to. Teraz musiałam się uspokoić, a na spacer nie mogłam wyjść, bo padało jak na złość!
CZYTASZ
Tajemnica w domu hrabiny Campbell
RomanceCzy w spokojnym Hawkshead może wydarzyć się coś niebezpiecznego? Przecież to spokojna okolica, gdzie ludzie żyją ze sobą w zgodzie. Nikt nikomu nie szkodzi, ale... Zawsze jest jakieś "ale". Jednak tutaj będzie miało ono zapach gorzkich migdałów. D...