Rozdział 27. Nieszczęśliwy wypadek, a może...?

12 1 0
                                    

Olympia

Kolejny tydzień minął bez zbędnych sensacji, ale wczoraj wieczorem hrabia Werner nie wrócił na noc do domu. Cioteczka zamartwiała się niemiłosiernie. Uspokoiła się, dopiero gdy Cecylii powiedział, że hrabia najpewniej zatrzymał się u pastora we wsi. Jednak ja miałam inne przeczucia. Coś nie pozwalało mi myśleć, że to zaginięcie było tylko zaginięciem i niczym więcej. Nie pasowało do tego obrazka, ponieważ hrabia Werner nigdy nie był wierzący, ani nie uczęszczał na niedzielne msze.

Zanim towarzystwo wstało, byłam już gotowa do zadania, jakie sobie wyznaczyłam. Musiałam zabawić się w detektywa, ponieważ Murein jeszcze nie wrócił. Tak więc ten obowiązek spadł na mnie. Cicho, by nie poruszyć żadnej skrzypiącej deski, przeszłam do drugiego skrzydła domu, gdzie nocował Nicolas. Jeśli ma być moim mężem, to nich uczy się jak to ze mną żyć. Podeszłam do drzwi i lekko zapukałam.

Odpowiedziała mi cisza. Zapukałam ponownie w pomalowane na biało dębowe deski, ale po raz kolejny tylko cisza. Odchrząknęłam i niepewnie się rozejrzałam po korytarzu. Nie było tutaj nikogo. Wzięłam głęboki wdech. Złapałam za zimną mosiężną klamkę i pociągnęłam ją w dół. Drzwi ustąpiły, ale wydały z siebie delikatne skrzypnięcie. Dreszcz niepokoju przebiegł mi po plecach. Upewniałam się ponownie, że nikt nie idzie i wkroczyłam do ciemnego pomieszczenia.

Nie pamiętałam tego pokoju za dobrze. Modliłam się w duchu gorąco o to, by pod żadnym pozorem na coś nie wpaść. Żałowałam jednego, że nie wzięłam ze sobą żadnej świecy, która teraz była tak bardzo potrzebna.

Moim celem było dotarcie do łóżka i obudzenie tego wielkoluda, by pomógł mi szukać. Coś w sercu mówiło mi, że hrabia Werner jest w ogromnym niebezpieczeństwie i jeśli się nie pospieszymy, to zginie. Nie chciałam dopuszczać do siebie tego, że już mogło być za późno na pomoc.

Nabrałam nowej energii i ruszyłam przez pomieszczenie. Wyciągnęłam ręce przed siebie i starałam się zlokalizować, gdzie co jest. Nie było to trudne, ponieważ Nicolas dostał jeden z tych węższych pomieszczeń, przez co łatwej było mi się po nim przemieszczać. Zresztą sam sobie ten pokój wybrał. Mówił cioteczce przy jednej z kolacji, że sypialnia jest idealna, bo przypomina mu wakacje, jakie spędził tym domu wraz z Michaelem w tym pokoju.

W końcu pod palcami wyczułam zdobioną ramę łóżka. Uśmiechnęłam się na swoje znalezisko, ale nagle poczułam dreszcz zimna, który przebiegł mi po plecach.

Po której on stronie łóżka ona może spać?

Jedno pytanie i problem z rozwiązaniem. Parsknęłam ciche przekleństwo pod nosem i zaczęłam iść w prawo. Trudno jak coś to wypełznę na łóżko i będę szukać dalej.

A co, jeśli już się obudził?

Kolejne pytanie, ale tym razem postarałam się je wyprzeć. Zatrzymałam się na chwilę i rozejrzałam po pomieszczeniu. Przecież gdyby wstał, to zasłony byłyby odsłonięte.

Westchnęłam i poklepałam materac. Żadnego ciała. Modliłam się, bym nie musiała tego robić, ale jak widać, byłam do tego zmuszona. Nie ściągając butów, weszłam na materac, który ugiął się pod moim ciężarem. Miałam nadzieję, że nie zapadnie się pode mną ot, tak. Nie udało mi się zrobić nawet ruchu, kiedy ktoś mnie złapał.

Mój krzyk został zatamowany przez rękę, która nie wiadomo skąd znalazła się na moich ustach. Chciałam się wyrwać, ale ten ktoś trzymał mocno. Szarpaliśmy się. Już przed oczami przeleciało mi całe życie i to, co może mnie spotkać złego w tym pomieszczeniu, kiedy ten ktoś przestał się rzucać.

Tajemnica w domu hrabiny CampbellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz