Rozdział czternasty. „Tylko twój, White."

300 14 6
                                    


Alice wypuścili nazajutrz, choć pielęgniarka mówiła, że musi być na obserwacji chociaż jeden dzień więcej, ona wciąż mówiła, że czuje się wyśmienicie i chce wyjść w środę. Nie wiedziałam dlaczego akurat dziewiętnastego lipca.

— Będę prowadzić. — Upierała się moja rodzicielka, próbując wyrwać mi klucze z prawej dłoni. Trzymałam zawzięcie, nie chcąc dawać jej prowadzić w takim stanie. Jej ramie nadal było w opłakanym stanie.

— Nie, mamo. Nie jesteś w stanie.

— Uh, No dobrze. Ale, proszę, nie zabij nas. — Jej rozbawione spojrzenie tylko mnie zdenerwowało.

Prowadziłam auto, co było bardzo stresujące, ponieważ bałam się, że spowoduję wypadek. To był czwarty raz, gdy prowadziłam auto na automacie.

Ostatecznie dojechaliśmy z Alice dopiero po pierwszej po południu. Byłam zmęczona, ponieważ siedziałam u niej w sali całą noc.

Wpadłam do domu i pobiegłam na górę. Przez trzy dni nie było mnie w domu, więc od razu do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach wanilii i świeżego powietrza.

Na stoliku kawowym zauważyłam małą karteczkę, przez co momentalnie znalazłam się w otwartym salonie. Zmrużyłam oczy, próbując rozczytać malutkie literki. Identyczne pismo Brian'a.

Stęskniłaś się, misia? Mam nadzieję, że tak. Jutro w parku o osiemnastej. Jak się nie zjawisz, to wiesz co się stanie.

                                                                 B.

    Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest mi cholernie zimno. Za plecami usłyszałam stukot butów sportowych Alice. Całe pomieszczenie zaczęło się kręcić, a przed oczami miałam mroczki. Nie wiedziałam, w którym momencie usiadłam na zimnej podłodze. Słyszałam głos rodzicielki, jak przez grubą ścianę. Spojrzałam na nią nieprzytomnym wzrokiem. Wciąż wpatrywała się w moją twarz, marszcząc brwi.

Przymknęłam powieki, czując zbliżający się atak paniki. Z moich oczu poleciały dwie łzy. Dwie, ukazujące wszystkie emocje. Strach, zdziwienie i pewnego rodzaju smutek. Ktoś mówił mi, że już nie będzie mnie prześladował, ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć kto to był.

— Skarbie, wszystko dobrze? — Usłyszałam, gdy kobieta oblała mnie delikatnie wodą ze szklanki.

— Tak. Idę się położyć. — Poinformowałam ją i wstałam z podłogi, podpierając się dłońmi ściany.

Ledwo doczłapałam się do toalety i poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Natychmiast otworzyłam toaletę łącznie z deską i oparłam dłonie na sedesie. Z mojego żołądka wyrzuciłam batonika i sok dostępne w automacie. Mój cały dzisiejszy posiłek. Wstałam i umyłam ręce i przepłukałam usta, wciąż czując okropny smak.

Wykąpałam się w wręcz patrzącej wodzie i owinęłam się białawy ręcznikiem, poszukując mojej piżamy. Dopiero później zorientowałam się, że nie byłam w swojej łazience.

Była to wspólna toaleta. Kurwa.

Zwinęłam ubrania i wyszłam. Podreptałam cicho do swojego pokoju, trzymając mocno miły materiał. Otworzyłam drzwi, które skrzypnęły. Lewą ręką na oślep próbowałam zapalić światło, ponieważ przez zasłoniete rolety, w pokoju panował półmrok. Nacisnęłam przycisk i natychmiast z moich ust padł głośny krzyk. Na moim łożku siedział Alex.

Na moim łożku siedział głupi Alexander Cross, gapiący się na moje nogi!

— Kurwa, Stella, nie wytrzymam z tobą. — Mruknął zachrypniętym głosem.

He is my everything Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz