Rozdział dziesiąty. „Ty głupia sikso"

302 16 1
                                    


    Już dwie minuty po wyjściu z sali, żałowałam, że wyszłam i zostawiłam ją samą z tym idiotą. Na korytarzu zastałam Betty wykłócającą się z pielęgniarką, która wcześniej flirtowała z Alexandrem. Od razu w mojej głowie zawitała myśl „dobrze jej tak", ale później pomyślałam, że przecież nie zrobiła nic złego. Bo to Alex także do niej zarywał. I poczułam buzującą w żyłach złość na Cross'a

Pieprzony podrywacz.

Czasami myślałam, że ten buc myśli kutasem, a nie mózgiem. Chociaż co się dziwić. Tego mózgu tam nie ma, bądź jest, w wielkości orzeszka ziemnego.

Podeszłam do rudowłosej, kiedy ich rozmowa nasiliła się do krzyku:

  — Niestety, proszę pani, ale ten mężczyzna nie może wchodzić do sali, bo nie jest rodziną. — mówiła pielęgniarka, wskazując dłonią na czarnowłosego. Bethany tylko wywróciła oczami i zacisnęła dłonie w pieści.

  — Ten mężczyzna jest członkiem rodziny, ty głupia sikso. — warknęła niepohamowanie.

Na twarzy Patricka zawitał uśmiech, kiedy ciocia wspomniała, że jest częścią rodziny, za to mój, kiedy rzuciła wyzwisko.

Oho, już wiadomo po kim to mam.

Zaśmiałam się w duchu i zwróciłam do Patricka:

  — Tato, chodźmy do mamy.

Jego mina diametralnie się zmieniła ze pochmurnej do zdziwionej. Chociaż nie wiedziałam, czy to mnie bardziej zdziwiło, czy jego.

Pielęgniarka w szoku obserwowała, gdy mężczyzna powolnym krokiem szedł ku sali z delikatnym uśmiechem na twarzy. Ruszyłam za nim ledwo powstrzymując się przed zaśmianiem jej się w twarz.

                                         *

Przez dwie godziny siedziałam na niewygodnym krześle. Prawą dłonią ściskałam dłoń mojej mamy, a lewą schowałam pomiędzy uda. Mama Alex'a siedziała na taborecie, ledwo powstrzymując łzy, co było lada wyzwaniem, a sam brunet wyszedł zapalić przed szpital chwilę temu.

Poczułam, jak Alice ruszyła palcami i natychmiast się wyprostowałam, wpatrując się w jej bladą twarz. Betty widząc moją reakcję natychmiast popatrzyła i wstała z taboretu, a łzy samowolnie spłynęły po jej czerwonych polikach.

  — Alice, kochana — Szepnęła, a następnie zwróciła się do mnie. — Słońce, możesz pójść po jakąś pielęgniarkę? Byle nie tę siksę.

Kiwnęłam głową i bez zastanowienia ruszyłam biegiem. Dopiero w tej chwili dotarło do mnie, że Alice żyje. Moja mama żyje.

Po dwóch minutach czarnowłosa pielęgniarka wbiegła do sali wraz ze mną. Zaczęła badać moją mamę i powtarzać w kółko słowa „wszystko będzie dobrze". Nienawidziłam, gdy ktoś tak mówił. To prawie zawsze nie wróżyło nic dobrego.

Wszystko będzie dobrze.

Te trzy słowa odbijały mi się echem w głowie przez następną godzinę, gdy Alice robili badania, a mnie i ciocię wyprosili z sali. Skubałam skórkę przy paznokciu, w duchy modląc się, aby wszystko się ułożyło, choć nie byłam wierząca. Gdy w końcu zauważyłam czarny kucyk i błękitne oczy zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do kobiety w białym uniformie.

  — Wszystko z nią dobrze? Wyjdzie ze szpitala? — Pytałam, a wzbierające się łzy rozmazywały mi widok. Nienawidziłam płakać.

  — Musimy zostawić pańską Mamę na obserwację. Będzie mogła wyjść za maksymalnie trzy dni. — odpowiedziała formalnie kobieta i odeszła do recepcjonistki.

He is my everything Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz